Moja najcenniejsza nagroda

Moja najcenniejsza nagroda – najcenniejszą nagrodą, jaką zdobyłem, wcale nie są żadne Oscary, dyplomy, pieniądze, ani Złote Maski.

Miałem kiedyś ten wielki przywilej z bliska obserwować, jak działa terapeutyczna moc teatru i uczestniczyć w przemianie człowieka, który dzięki mnie jej doświadczył. I to jest właśnie moja najcenniejsza nagroda, jaką kiedykolwiek dostałem w życiu, albo ściślej mówiąc; OD życia.

 

 

 

Moja najcenniejsza nagroda

 

 

 

Moja najcenniejsza nagroda

Sam nie wiem, dlaczego o tym do tej pory nie napisałem, ale niedawna rozmowa z Anią Popek, która poszukiwała inspirującego tematu na rozmowę ze mną o teatrze, wyzwoliła we mnie to wspomnienie i chociaż opowiadałem moim najbliższym o tym nie raz, jako właśnie najcenniejszej nagrodzie, jaką w życiu zdobyłem, nigdy o tym wcześniej nie napisałem.

 

Jakieś 20 lat temu stwierdziłem, że po wielu sukcesach, nadszedł w moim życiu taki czas, kiedy także powinienem zacząć w życiu dawać, a nie tylko brać. W związku z tym zacząłem w pewnym małym prowincjonalnym miasteczku prowadzić kółko teatralne w ich domu kultury.

 

Wynagrodzenie było śmiesznie małe i starczało ledwie na benzynę, bo miasteczko leżało jakieś 45 kilometrów od mojego miasta, ale nagrodą była wspaniała energia młodych ludzi, którzy odkrywali dzięki mnie teatr.

 

Była to głównie młodzież z “najlepszych” domów w mieście, a jej niewątpliwą zaletą było głównie to, że nikt z nich nie pragnął zostać ani aktorem, ani reżyserem, a traktowali teatr, jako wartościowe spędzanie czasu w miasteczku, które oprócz jednej pizzerii i kilka budek z piwem, nie miało do zaoferowania młodym ludziom, absolutnie nic.

 

Po roku czasu, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, w grupie pojawił się nowy chłopak, nazwijmy go Alfred, bo nie wiem, czy sobie życzy, żeby go opisywać z imienia i nazwiska.

 

Zdziwienie moje dotyczyło tego, że Alfred, który mieszkał w Alfredowie (fakt!), był ulepiony z zupełnie innej gliny, niż cała reszta mojej grupy, albowiem po jego stroju, sposobie bycia i wysławianiu się, widać było, że jest to chłopak ze wsi i z  absolutnych nizin społecznych.

 

Na początku, reszta grupy traktowała go bardzo niedobrze, powiedziałbym wręcz, że trochę, jak niezbyt czyste zwierzę, ale Alfred, nic z sobie z tego nie robił i sumiennie przychodził na każde spotkanie.

 

Po pewnym czasie, odkryłem, że Alfred, pomimo tego, że chodził z resztą moich podopiecznych do liceum, był tak naprawdę, ledwie piśmienny i prawie nie umiał czytać. Zrozumiałem to, kiedy czytaliśmy na głos Hamleta, a ja widziałem, że on bardziej zgadywał słowa, niż rzeczywiście, czytał tekst. Miałem więc w grupie półanalfabetę, którego reszta grupy traktowała trochę jakby mu śmierdziały skarpetki, a wcale tak nie było, bo pomimo bardzo biednego ubioru, Alfred był zawsze czysty i schludny.

 

Czas mijał i Alfred wrastał w grupę, robiąc niesamowite postępy i po roku czasu okazało się, że cechuje go niezwykła inteligencja, znakomite poczucie humoru i niebywała lotność umysłowa. To wszystko spowodowało, że Alfred, nie tylko wyrósł bardzo szybko na lidera grupy, ale także na bardzo popularną postać, za którą uganiały się wszystkie dziewczyny.

 

Już wtedy byłem bardzo zadowolony z tego obrotu sprawy, bo postrzegałem, że to teatr właśnie stał się impulsem do wyzwolenia jego ukrytych talentów. Ale, jak się okazało, to nie był koniec tej fantastycznej historii i czekała na mnie jeszcze rzeczona moja najcenniejsza nagroda mojego życia zawodowego.

 

Po jakimś czasie, nastała zima i dowiedziałem się, że żeby móc uczestniczyć w naszych zajęciach, Alfred wracał późnym wieczorem do domu 8 kilometrów na nogach, przez zasypane śniegiem pola, bo ostatni autobus odchodził przed końcem naszych spotkań, a zaśnieżone drogi nie nadawały się do wracania z zajęć rowerem, jak to miał w zwyczaju w innych porach roku, Alfred. Było więc oczywiste, że zaproponowałem mu, że będę go odwoził, bo Alfredów leżał co prawda nie dokładnie na drodze moich dojazdów, ale przynajmniej w moim kierunku, więc mogłem go odwozić nie nakładając zbyt wiele kilometrów.

 

Nawiasem mówiąc, Alfredów, okazał się nie być żadną wsią, a tak naprawdę jedną jedyną chałupą w po środku pól, w której mieszkał Alfred ze swoją rodziną. Panowała tam niesamowita bida i patrząc na to gospodarstwo miałem wrażenie, jakbym cofnął się w czasie przynajmniej o 50 lat; chyląca się ku upadkowi, drewniana stodoła, błoto na podwórku i zawilgocona jednoizbowa chałupa, w której mieszkała 4 osobowa rodzina.

 

Pomimo tej kłującej w oczy biedy, mama Alfreda upierała się, żeby koniecznie zaprosić mnie na kawę i z czasem musiałem się ugiąć ponawianemu za każdym razem, przez Alfreda, zaproszeniu i wstąpić na kawę i ciasto.

 

Rodzina i dom Alfreda dobrze odzwierciedlała jego samego, bo mimo panującej biedzie, było tam jednak ciepło, przytulnie i czysto.

 

Pomyślałem, że trzeba by było im jakoś pomóc, ale wiedząc, że w życiu nie przyjęli by ode mnie żadnych pieniędzy, wpadłem na pomysł i zacząłem u nich kupować jajka, które okazały się być przepyszne, albowiem pochodziły z prawdziwie ekologicznego chowu, gdzie kury chodziły sobie gdzie chciały i dziobały trawkę i dżdżownice. Z czasem tych jaj zrobiło się całkiem sporo, bo kupowałem je w końcu dla wszystkich moich znajomych, którzy tak, jak ja, doceniali ich smak.

 

Ale hola! Ja nie o tym! Nie o mnie, a o Alfredzie jest ta historia.

 

Podczas drugiej naszej wspólnej zimy, kiedy to Alfred stał się już nieformalnym przywódcą uczestników naszej grupy teatralnej, kiedy to znowu co tydzień go odwoziłem do Alfredowa, mieliśmy zwyczaj trochę sobie zawsze pogadać.

 

Zazwyczaj były to nic nie znaczące tematy, dotyczące, albo samych zajęć teatralnych, albo szkoły, albo dziewczyn i takie tam.

 

Ale kiedyś wracaliśmy po zajęciach i Alfred uparcie milczał nie odpowiadając na zapodawane przez mnie tematy. Pomyślałem, że może coś się stało i wyraziłem moje zaniepokojenie. Na co Alfred wypalił:

 

– Oglądałem w poniedziałek teatr telewizji.

 

– To bardzo dobrze, no i co? Odpowiedziałem

 

Zamiast powiedzieć, że mu się podobało, czy nie podobało, Alfred zaskoczył mnie następującą odpowiedzią:

 

– Pomyślałem sobie, że musze się wziąć za naukę. (A rzecz miała miejsce, kiedy był on już w klasie maturalnej). Nie chcę do końca życia chodzić po kolana w błocie i nosić worki z ziemniakami.

 

Zatkało mnie, ale odzyskując rezon zapytałem, co w takim razie chciałby zrobić ze swoim życiem.

 

– Zostać policjantem, odpowiedział prosto, Alfred.

 

To także było niesamowicie pozytywne i bardzo mnie ucieszyło, że dzięki teatrowi, Alfred odnalazł jakiś głębszy sens swojego istnienia. Ale jak się okazało to jeszcze nie był koniec tej historii.

 

Minęło 10 lat, zajęcia teatralne w tamtym domu kultury dawno się skończyły, ja się przeprowadziłem do nowego miasta i robiłem mnóstwo innych rzeczy.

 

Nie powiem, że zapomniałem o Alfredzie, bo czasami wspominałem go jako bardzo afirmatywny epizod w mojej karierze zawodowej, ale nie mogę powiedzieć, że myślałem o nim zbyt często.

 

Aż tu nagle, kiedyś zadzwonił mój telefon komórkowy i odezwał się w nim Alfred!

 

Powiedział, że bardzo miło wspomina nasz czas w teatrze, że wiele dla niego znaczyłem i że w związku z tym chciałby zaprosić mnie na swój ślub, bo się żeni.

 

Już to było niezwykle wzruszające, ale z rozmowy wyniknęło także, że Alfred wcale nie poszedł do szkoły policyjnej, a zdał na prawo, odbył aplikacje i zdał egzamin adwokacki!

 

I pomyśleć, że to wszystko dzięki teatrowi!

 

Teraz już rozumiecie, dlaczego nic nie liczy się dla mnie tak bardzo jak ta moja najcenniejsza nagroda.

 

 

 

 

Arteterapia

Arteterapia lub też artterapia (arte z łac. ars sztuka i terapia) – leczenie przez sztukę.

 

Termin „arteterapia” składa się z dwóch części (bardziej widoczne jest to w języku angielskim: art therapy), co sugeruje, że jest to działanie bazujące na dwóch równoważnych elementach: sztuce (twórczości) i terapii. Uważa się, że osobą, która po raz pierwszy użyła terminu „arteterapia” w celu określenia działania polegającego na zastosowaniu twórczości w terapii był pracujący w Wielkiej Brytanii artysta Adrian Hill. W podobnym czasie Margaret Naumburg – psycholog o orientacji psychoanalitycznej, stosowała termin arteterapia do opisu swojej pracy z pacjentami w Stanach Zjednoczonych.

 

Amerykańskie Stowarzyszenie Arteterapii (The American Art Therapy Association) podkreśla, że arteterapia jest profesją (zawodem), który wykorzystuje proces tworzenia do podniesienie poziomu fizycznego, umysłowego i emocjonalnego dobrostanu osób w każdym wieku. Arteterapia opiera się na założeniu, że proces twórczy służący autoekspresji pomaga ludziom rozwiązywać problemy i konflikty, rozwijać umiejętności interpersonalne, kierować własnym zachowaniem, redukować stres, podnosić samoocenę i samoświadomość oraz osiągać wgląd. Arteterapia w takim rozumieniu integruje różne pola ludzkiego rozwoju; łączy sztuki wizualne (rysunek, malarstwo, rzeźba i inne formy wizualne)i wiedzę o procesie twórczym z modelami doradztwa personalnego i psychoterapią.

 

https://pl.wikipedia.org/wiki/Arteterapia


#Teatr