Przemocowy reżyser pracuje

Przemocowy reżyser pracuje – Jak  to możliwe, że reżyser, który stosował przemoc, mobbing i molestował seksualnie reżyseruje w polskim Teatrze Narodowym?

To nie tylko szokujące, ale wręcz obrzydliwe, że przemocowy reżyser, który w dodatku jest na L4, równocześnie reżyseruje w najbardziej prestiżowym polskim teatrze.

 

Takie rzeczy są moim zdaniem tylko możliwe w Polsce. Mafia teatralna, która rządzi polskim teatrem postanowiła zamieść pod dywan sprawę Grzegorza Wiśniewskiego, któremu dowiedziono zachowania przemocowe w trakcie pracy, ponieważ jest on jej własnym pupilkiem.

 

Cały tekst pod obrazkiem.

 

 

 

Przemocowy reżyser pracuje

 

 

 

 

Przemocowy reżyser pracuje

Przemocowy reżyser zmienia parafię. Dlaczego teatry milczą?
Ofiara przemocowego reżysera opowiedziała publicznie o swoich doświadczeniach. Spodziewałem się, że teatry zabiorą głos w sprawie. Ale jest cisza. Nie ma problemu?

 

W rozmowie z kompozytorem Rafałem Ryterskim, którą opublikowaliśmy w „Gazecie Wyborczej” we wtorek, 7 czerwca, wyszło na jaw, co działo się podczas pracy reżysera Grzegorza Wiśniewskiego nad spektaklem „Lilla Weneda” w trójmiejskim Teatrze Wybrzeże. To były patologiczne, niedopuszczalne zachowania osoby, która prowadzi próby, wobec tych, z którymi współpracuje: upokarzanie, poniżanie, wieloznaczne propozycje, rzucanie kulami (bilardowymi) i „kurwami”.

 

Przemocowy reżyser jak ksiądz

Żadna z instytucji, w której pracuje reżyser, ani Teatr Wybrzeże, gdzie Wiśniewski jest na etacie i gdzie doszło do opisanych w wywiadzie patologii, ani Teatr Narodowy w Warszawie, gdzie stworzył on swój najnowszy spektakl „Marię Stuart”, nie zdecydowała się skomentować słów ofiary reżysera. Żadna nie odcięła się wyraźnie od Wiśniewskiego albo choćby od jego metod pracy. Dyrektor Wybrzeża Adam Orzechowski zasugerował w rozmowie, że teatr wyda oświadczenie, ale później. Z Teatru Narodowego nadeszła odmowa komentarza. Przed premierą „Marii Stuart” dyrektor artystyczny tej sceny Jan Englert wydał komunikat, w którym napisał, że nikogo nie można skazywać na zawsze i każdy ma prawo powrotu do zawodu.

 

Ci, którzy obserwują sprawę Grzegorza Wiśniewskiego od dawna, w komentarzach pod wywiadem porównują to, co się dzieje w teatrze, do praktyk znanych z Kościoła katolickiego, kiedy księży podejrzewanych o pedofilię przesuwa się do innych parafii.

 

Wiśniewski po naganie orzeczonej przez komisję antymobbingową w Teatrze Wybrzeże dostał propozycję przygotowania spektaklu w Teatrze Narodowym. Z pewnością znajdzie się niebawem kolejna scena i kolejny dyrektor czy dyrektorka, którzy powierzą Wiśniewskiemu swoich pracowników i pracowniczki na kilka tygodni prób. Owszem, można powiedzieć: to dorośli ludzie. Mogą odmówić udziału w projekcie, ale w sytuacji rozpędzającego się kryzysu, dotykającego także środowisko teatralne, takie decyzje, które mogą mieć daleko idące konsekwencje zawodowe, finansowe i towarzyskie, nie zawsze są łatwe.

 

Znajdą się też kolejni recenzenci i kolejne recenzentki, którzy opiszą przedstawienie Wiśniewskiego bez wspominania o przemocowej przeszłości twórcy, powołując się na to, że oceniają dzieło, a nie proces powstawania spektaklu. Znajdą się kolejne przeglądy i festiwale, które zaproszą przedstawienie.

 

Żeby nie było łez i traum

Czego oczekuję? Nie chodzi oczywiście o to, żeby na zawsze pozbawić Wiśniewskiego możliwości pracy i doprowadzić do jego cywilnej śmierci. Chodzi raczej o to, żeby jasno i otwarcie mówić o ofiarach jego metod. O tym, co się działo podczas pracy nad poprzednimi spektaklami. Chodzi o to, żeby przemocowa osoba poniosła realną odpowiedzialność za swoje działania, te, o których już wiadomo, i te, o których jeszcze nikt głośno nie powiedział, a być może też miały miejsce. Żeby jego praca w teatrze była w odpowiedni sposób monitorowana i kontrolowana.

 

Chodzi też o to, żeby kontynuować rozpoczętą niedawno, za sprawą odważnych wystąpień sygnalistek i sygnalistów, takich jak m.in. Anna Paliga, rozmowę na temat przemocy w procesach twórczych i wciąż pokutującego mitu, że artyści mogą więcej, bo przecież są wielcy. Chodzi wreszcie o to, żeby sztuka nie musiała rodzić się kosztem czyichś łez i traum. Żeby nikt nie musiał cierpieć.

 

Przemysław Gulda

 

https://e-teatr.pl/-rezyser-zmiania-parafie-dlaczego-teatry-milcza-26553


#MeToo