Marzenia o wielkim teatrze

Marzenia o wielkim teatrze – Narodowy Stary Teatr w Krakowie pod dyrekcją dwóch niekompetentnych ignorantów stacza się na samo dno.

Po niedawnej katastrofalnej premierze Krzysztofa Garbaczewskiego, wydawało się, że gorzej już być nie może, okazało się jednak, że może być o wiele, wiele gorzej.
Kiedy ten ongiś wspaniały teatr, pod wodzą dwóch całkowitych nieudaczników, dosłownie upada, o wielkim teatrze Starym pozostają jedynie marzenia.

 

I zapewne jest tak, że tak samo, jak dyrekcja Jana Klaty, dyrekcja imćpanów Raźniaka i Bukowskiego wyląduje tam gdzie jej miejsce, czyli na śmietniku historii, ale w międzyczasie żal krakowskiej publiczności, która w Teatrze Starym przestała już bywać.

 

 

 

Marzenia o wielkim teatrze

 

 

 

 

Marzenia o wielkim teatrze

Znikające “Marzenia polskie”

„Marzenia polskie / Les rêves polonais” wg  „Sąsiadów” Michała Bałuckiego w reż. Jędrzeja Piaskowskiego w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej – Kraków.

 

Patrząc na scenografię, spodziewałam się jakiejś szalonej, odnoszącej się do współczesności dekonstrukcji komedii Bałuckiego. Ale gdy spektakl się zaczął, z każdą minutą te nadzieje więdły, aż zniknęły do reszty.

 

Głównym elementem scenografii są muchomory – duże, średnie i małe. Z lewej wielki, odwrócony waflowy rożek, z którego wypadają kulki lodów. Komuś się nie powiodło, lody były i się zbyły, życie znów spadło masłem na dół. Na zastawkach wymalowane czarnym konturem wariacje owocowo-roślinne, u góry dyskotekowa kula i pałacowy żyrandol, pośrodku ściana domku z okienkiem i krzywawą tęczą. Tu kanapa, tam drzwi. Co tu się może wydarzyć? Pewnie wszystko, łącznie z deklarowaną przez reżysera baśnią narodową w pastiszowej konwencji. Chęć popisania się pastiszem aż bije w oczy, a zamienienie w tytule zwykłych „Sąsiadów” na „Marzenia polskie / Les rêves polonais”, i to w dwóch językach, zapowiada szersze spojrzenie, a może i jakieś ogólne diagnozy.

 

Odzwierciedlanie naszych czasów?

Jednak okazuje się, że „Sąsiedzi” Bałuckiego niezbyt się do takich diagnoz nadają, zwłaszcza że w gruncie rzeczy wystawieni zostali poczciwie, po fabule. I nie wiem, czy mamy się odnaleźć w rozpoznaniu, że do polityki pchają się głównie ci, którzy się do tego nie nadają, czy też w zestawie prowincjonalnych galicyjskich szlachciurów, ich ambicyjkach, głupotach, świństewkach, fumach i pretensjach? Albo w obrazie relacji w klasowym społeczeństwie, między szlachtą, arystokracją, chłopami, Żydami i przedsiębiorcami? A może w głównym bohaterze, Radoszewskim – niezbyt lotnym, łatwowiernym, rozrzutnym, bez zmysłu do interesów, ale dobrym, chętnym do pomocy i gościnnym? A gdy się już ewentualnie w czymś odnajdziemy, to w jakim celu? Mamy uznać, że to odzwierciedlenie naszych czasów, a może wyznać, że tęskniliśmy za przeszłością, uważaliśmy ją za wspaniałą, aż tu dopiero Bałucki z Piaskowskim uświadomili nam, że nie było tak różowo? Wolne żarty. Chyba jednak już się o tym dowiedzieliśmy, także z teatru, z „Wesela” na przykład.

 

Poczciwy Radoszewski i wybory

Akcja nie jest zbyt skomplikowana. Jest sobie pan Radoszewski, właściciel majątku i lasów, lubiany przez sąsiadów, bo zawsze coś od niego można pożyczyć i nie oddać. Majątek chyli się ku upadkowi, na co pomstuje prowadząca gospodarstwo siostra Radoszewskiego. Na szczęście Stasia, jego córka, zakochała się w Adamie Wilskim, kształconym w Paryżu chemiku, który dzięki fabryce przetwarzającej drewno uratuje Radoszewskiego i zdobędzie rękę panienki.

 

Po drodze napatoczą się wybory, elektryzujące okolicę. Szlachta nie chce wybrać na kandydata porządnego prawnika, wolałaby kogoś spośród siebie – może Radoszewskiego, a może hrabiego, który zjechał z Wiednia. Żaden z nich na posła się oczywiście nie nadaje, w ogóle niewielu tu się do czegokolwiek nadaje…

 

Aktorzy robią, co mogą

Metodą sceniczną na przedstawienie tego grajdołka jest przesada, groteska i absurd – od kostiumów począwszy, na aktorstwie skończywszy. Wszyscy (z wyjątkiem Wilskiego) odziani są dziwacznie – ten ma sztuczny brzuch i czapkę z rogami, tamten łatany kontusz, inny cały jest w pierogach, jeszcze inny ma wiewiórczy ogon, panna Stasia nosi gigantyczną kokardę, Żyd lichwiarz wygląda jak wampir, a wiejska służąca to facet w sukience. Dużo tych pomysłów, ale jakoś niezbyt są zabawne i nośne – dotyczy to nie tylko warstwy wizualnej. Problem w tym, że realizatorzy chcieli za dużo uzyskać od tak skromnego materiału. Rozdęli go więc i rozdmuchali. Obarczeni „znaczącymi” kostiumami aktorzy starają się wydobyć ze swoich ról maksimum pożądanej tu absurdalności, co owszem im się udaje, ale nie wiadomo, w jakim celu.

 

Rezultat jest taki, że spektakl ogląda się jako rozwleczoną ponad miarę serię scenek i etiud, które same w sobie bywają udane, głównie z powodu aktorskich talentów. Przyjemnie patrzy się na Michała Majnicza, uroczego w swej naiwnej wierze w ludzi i własne możliwości, ciekawi para młodych – Natalia Kaja Chmielewska i Łukasz Stawarczyk – grających w odróżnieniu od reszty całkiem zwyczajnie i współcześnie, Beata Paluch i Aldona Grochal smacznie grają prowincjonalne panny z wielkopańskimi marzeniami, Lidia Duda zręcznie balansuje między furią a depresją. Ale żadna synteza ani diagnoza nie chce się ujawnić, poza tą, że w przeszłości wcale nie było lepiej ani mądrzej niż obecnie.

 

* Stary Teatr. „Marzenia polskie / Les rêves polonais” na podstawie „Sąsiadów” Michała Bałuckiego. Reżyseria: Jędrzej Piaskowski, scenariusz i dramaturgia: Hubert Sulima, scenografia: Anna-Maria Karczmarska, Mikołaj Małek, kostiumy: Rafał Domagała, choreografia: Kasia Sikora, kompozycja: Jacek Sotomski, reżyseria świateł: Monika Stolarska. Premiera 22 kwietnia 2022.

 

https://e-teatr.pl/znikajace-


#StaryTeatr