40-latek łączy pokolenia

40-latek łączy pokolenia – O niezwykle udanym musicalu w Teatrze Rampa w Warszawie, musicalu, który przekracza wszystkie bariery pokoleniowe.

Czytając tę recenzję, uświadomiłem sobie, że jako dziecko dorastające w PRL, nie mam wiele wspólnego z recenzentką, która dorastała na początku lat 2000. Okazuje się jednak, że „40-latek” potrafi zniwelować tę barierę pokoleniową i być równie zrozumiały dla niej, jak dla mnie.

 

 

 

40-latek łączy pokolenia

 

 

 

 

40-latek łączy pokolenia

„40-latek” oczami „zetki”, czyli o tym, jak sztuka łączy pokolenia

„40-latek. Warszawski musical” wg scenar. i w reż. Joanny Drozdy w Teatrze Rampa w Warszawie. Pisze Justyna Krakowiak w portalu Gazeta.pl.

 

Na premierę “40-latka” w warszawskim Teatrze Rampa wybrałam się z marszu, nie mając kompletnie żadnego wyobrażenia o tym, jak mogłyby potoczyć się losy inżyniera Karwowskiego, jego rodziny oraz innych bohaterów znanych z oryginalnego serialu. Im dłużej trwał spektakl, tym większe zaskoczenie malowało mi się na twarzy, i bynajmniej nie dlatego, że fabularnie wydarzyło się coś, czego w ogóle się nie spodziewałam (a niezaprzeczalnie tak było), ale dlatego, sztuce udało się przekroczyć barierę pokoleniową, której tak bardzo się obawiałam.

 

Zasiadając na widowni, miałam pełną świadomość tego, że zapewne będę tam jedną z najmłodszych osób. Nie pomyliłam się, ale nie byłam też zaskoczona — w końcu był to spektakl na podstawie kultowego serialu z lat 70., który nakręcono na długo przed moim urodzeniem. Pamiętam jednak, że jako “zetka” dorastająca we wczesnych latach 2000 miałam jeszcze okazję ku temu, by oglądać “Czterdziestolatka” w jednej z wiodących stacji telewizyjnych.

 

Wielkie zaskoczenie

Losy rodziny Karwowskich nie są mi więc obce, ale przyglądałam się im z zupełnie innej perspektywy — była to perspektywa dziecka urodzonego po transformacji ustrojowej lat 80. i 90. Tymczasem “40-latek” przeniósł publiczność do lat 70., czasów, które w niczym nie przypominały znanej nam rzeczywistości. Ukazano wszystkie bolączki ówczesnego świata, począwszy od problemów, które głównemu bohaterowi sprawiał klasyk polskiej motoryzacji, czyli Fiat 126p, przez ograniczony dostęp do telefonu (scena, w której Madzia rozmawia ze Stefanem, rozbawiła mnie do łez!), aż po wciąż aktualny w naszej kulturze — lęk przed przemijaniem.

 

Fabuła, mimo osadzenia w czasie i przestrzeni była całkiem uwspółcześniona. Główny bohater otrzymał zadanie, z którym na świecie mierzą się miliony, czyli: jak zrobić dobre show, by zostać wysłuchanym? To akurat Karwowskiemu (w tej roli rewelacyjny Modest Ruciński), udało się bez dwóch zdań. Uwspółcześnienie fabuły przemawiało również przez bohaterkę, którą widzowie pokochali za niezależność i stanowczość. Mowa oczywiście o Kobiecie Pracującej, która żadnej pracy się nie boi. Muszę przyznać, że Joanna Drozda w tej roli wypadła naprawdę rewelacyjne. Ilekroć pojawiała się na scenie, tylekroć zastanawiałam się, z czego tym razem będę się śmiała wraz z resztą publiczności.

 

Jeśli chodzi o muzyczną część spektaklu, to oczywiście nie zabrakło największych hitów lat 70. pochodzących z repertuaru artystów, którzy w tamtym czasie byli u szczytu sławy (Maryla Rodowicz, Krzysztof Krawczyk). Podczas oglądania spektaklu miałam zastrzeżenia wyłącznie do temperatury panującej na widowni — ciężko było nie zrzucić z siebie marynarki, gdy pot lał się z czoła, a emocje sięgały zenitu podczas końcowej części przedstawienia. Starałam się jednak nie zwracać uwagi na takie niedogodności, w końcu ile razy w życiu będę miała okazję, by ponownie przenieść się do lat 70.?

 

Justyna Krakowiak

 

https://e-teatr.pl/oczami-zetki-czyli-o-tym-jak-sztuka-laczy-pokolenia-41044


#Teatr #Musical #40-latek #TeatrRampa #Warszawa