Moroz miażdży Drewniaka

Moroz miażdży Drewniaka – Moroz i Skrzydelski dosłownie miażdżą Łukasza Drewniaka, wytykając mu praktyki czysto korupcyjne.

Od lat piszę o zamkniętym obiegu festiwalowym, który jest w istocie mocno skorumpowaną działalnością Mafii Teatralnej, gdzie Ci sami ludzie w kółko funkcjonują, jako selekcjonerzy, jurorzy i co najgorsza, równocześnie, jako recenzenci.
Cieszę się zatem bardzo, że Moroz i Skrzydelski wzięli na tapetę Łukasza Drewniaka, który jest jednym z przodujących w takowych działaniach.

 

 

 

Moroz miażdży Drewniaka

 

 

 

 

Moroz miażdży Drewniaka

Moralizm i grafomania. Rok teatralny 2022 podsumowują Skrzydelski z Morozem – suplement

Moroz: Ostatni tydzień okazał się tak trudny i skomplikowany, szczególnie mam tu na myśli twoje przygody zdrowotne, że nie pozwolił nam nawet obejrzeć słynnego już na całą Europę monodramu Krystyny Jandy. Ale cóż, miejmy nadzieję, że jeszcze się załapiemy. W każdym razie prawda jest taka, że nie mamy tzw. zapasu, czyli jakiegokolwiek spektaklu, który ostatnio widzieliśmy i moglibyśmy omówić. No bo nie będziemy gadać o mało istotnej premierze sprzed miesiąca, udając, że ma to większy sens.

 

Skrzydelski: Aż tu nagle pomysł objawił się sam. Chyba nie spodziewaliśmy się, że nasze podsumowanie roku teatralnego 2022 zrobi jakąkolwiek karierę (bo, jak już wspominaliśmy, dużo, dużo lepszy patent na ranking obmyśliła Małgorzata Piekutowa), ale się pomyliliśmy. Jednak – kto się nie myli? Do naszych słów sprzed dwóch tygodni odnieść się bowiem raczył nie kto inny, jak Łukasz Drewniak, czyli Sumienie Krytyki Teatralnej. Już kiedyś udowodnił, że nas czyta, a teraz udowodnił, że czytał nas minimum dwa razy.

 

Moroz: Dodajmy, żeby nie było wątpliwości, że to przez cały czas ten sam Łukasz Drewniak, autor poczytnego „Kołonotatnika” na Teatralnym.pl, w którym to Łukasz Drewniak – jak sam deklaruje – „przestrzega ludzi teatru przed różnymi pułapkami – repertuarowymi, etycznymi, sytuacyjnymi”.

 

Skrzydelski: Czyli jednak moralista.

 

Moroz: Bez dwóch zdań. W każdym razie strażnik zasad, Katon. Sumienie – jednym słowem.

 

Skrzydelski: A zatem tym bardziej nas zabolało, że ciągle zapracowane sumienie Łukasza Drewniaka nie do końca – zapewne z przemęczenia – zrozumiało frazy strzeliste z naszego wiekopomnego podsumowania.

 

Moroz: Łukasz Drewniak się wzburzył, że miałeś czelność nazwać reżysera Jakuba Skrzywanka (skądinąd zapewne sympatycznego człowieka) grafomanem. To teraz się tłumacz, bo to ty nazwałeś. Nie ja, nie ja.

 

Skrzydelski: Łukaszu, zazwyczaj tropisz wątki ze skrupulatnością komisarza politycznego, jednak nie spostrzegłeś, iż napisałem: „Po prostu nie wierzę w to, że Anna Augustynowicz nie widzi, że to, co do tej pory proponował Skrzywanek, to w większości grafomania”.

 

Tak, Łukaszu, nie wierzę w to – ale to moja sprawa i to jest mniej ważne. Istotne jest to, że napisałem o grafomanii, a nie o grafomanie. Albowiem tak oceniam to, co widziałem w reżyserii Skrzywanka, a było tego sporo (choć, przyznaję, nie widziałem, „Śmierci Jana Pawła II”). Bo widzisz, Łukaszu, co innego pisać o kimś ad personam, a co innego nazywać czyjeś czyny. My wyznajemy zasadę, że należy piętnować dokonania, a nie ludzi. Grafomańskie przedstawienia albo takie na granicy grafomanii to w polskim teatrze częste doświadczenie (Michał Zadara pokazał ostatnio „Księgi Jakubowe” i one zahaczają o tę manierę, co nie znaczy, że każda praca Zadary taka jest). Tak samo diagnoza o twórczości Skrzywanka nie przekreśla jego przyszłości („do tej pory”). Zatem, Łukaszu, czytaj, czytaj, lecz niekoniecznie tylko jednym (lewym) okiem. A jeśli nadal, Łukaszu, nie rozumiesz, co to grafomania, to przyjedź do Powszechnego i zobacz „Mein Kampf”.

 

Moroz: A teraz to już chyba, żeby nie zanudzać i nie tworzyć niczym Łukasz Drewniak kilometrowych esejów, powinniśmy na kilka jeszcze palących spraw odpowiedzieć wspólnie.

 

Skrzydelski: Taki zaśpiew w duecie? Jak to nazwać? Tak jednym głosem?

 

Moroz: Tak czasem trzeba, a jak trzeba, to trzeba.

 

Skrzydelski: Trochę to grafomańskie.

 

Moroz: Jak trzeba, to trzeba. A zatem dzielnie do dzieła.

 

Skrzydelski: Niech będzie. Forma nęci, bo łatwa. Ale ta trema.

 

Moroz/Skrzydelski: Łukaszu, to jeszcze do Ciebie, Krakowskie Sumienie Teatru Nasze (czy to poprawny wołacz od słowa „sumienie”?). Raczyłeś też zauważyć, że nie odnieśliśmy się – pewnie dlatego, że dyrekcja IT nam zabroniła, tak samo jak kazała atakować Skrzywanka – do mianowania Michała Chorosińskiego dyrektorem łódzkiego Jaracza. I tu rację masz niewątpliwą, Łukaszu. Nie odnieśliśmy się, albowiem nie wyłapaliśmy tej informacji, mając wiele spraw na głowie. Taka prawda, choć jak Ci to udowodnimy? Jesteśmy na straconej pozycji, więc może przyjmijmy dla spokoju Twojego Sumienia, że nas związano w piwnicy IT i przez dwa tygodnie tam trzymano bez dostępu do wody, ale, co gorsza, również bez dostępu do laptopa. Choć nie chcemy przecież tak zostawiać tej sprawy, więc deklarujemy wprost do Twego Sumienia: tak, uważamy, że Chorosiński na stanowisku dyrektora Jaracza to rozwiązanie z kapelusza, takie samo jak szczecińskie rozwiązanie ze Skrzywankiem. Ale, ale – tutaj się nieco rzeczywiście, Łukaszu, zagalopowaliśmy. No bo jednak Skrzywanek jakiś tam związek ze Współczesnym miał, przyjmijmy też – znów dla spokoju Twego Sumienia – że namaściła go Anna Augustynowicz. OK. Niech będzie. W tej perspektywie przyznać musimy, że Chorosiński (skądinąd zapewne niezwykle sympatyczny człowiek) w Jaraczu to rozwiązanie z kapelusza i pół. No i jeszcze na sześć lat ta nominacja. To rzeczywiście słabe. Zatem słuszność Ci, Łukaszu, oddajemy. Ale też, jeszcze przez chwilkę się usprawiedliwiając, dlaczego nas, nawet gdy ta wiedza stała się powszechna, tak mało to rusza – albowiem, Łukaszu, przyzwyczailiśmy się do tego, że już od kilku lat te wszystkie dyrektorskie stołki, te konkursy na nie, te giełdy nazwisk, plotki i frakcje, nie mają dla teatru zasadniczego znaczenia. Przyznajemy, Łukaszu, że nudzi nas to niemiłosiernie i jesteśmy nawet w stanie postawić jakże buńczuczną tezę, że niezależnie od tego, czy dyrektorami teatrów będą Rochowska, Strzępka, Englert, Raźniak czy Faruga, to obrazu naszych scen na co najmniej najbliższą dekadę to nie zmieni. Założymy się? I wynika to z masy rzeczy: paradygmatu kultury, edukacji, i paru innych. Ale zapewne, Łukaszu, wynika to także ze stanu krytyki, której jesteś Sumieniem Naszym Ukochanym. A skoro już jesteś i tak się tym ekscytujesz, to może objaśnij nam, jak to jest, że zawsze czytasz jednym (lewym) okiem i widzisz świat realny również jednym (lewym)? Jak to np. właściwie jest, że od już od kilku dobrych lat jesteś tak wyrozumiałym Sumieniem dla tego krakowskiego kotła próżności zwanego Boską Komedią, w którym Ty, lecz przede wszystkim Twoi koledzy [moi byli koledzy – przyp. Skrzydelski] pełnią zawsze kilka ról na raz, korzystając z publicznych środków? Jak to jest, że krytycy od wielu lat pracujący dla Boskiej jako tzw. selekcjonerzy (choć nie tylko, bo wykonują dla festiwalu i inne zlecenia) piszą recenzje o przedstawieniach reżyserowanych i produkowanych przez Bartosza Szydłowskiego, szefa Boskiej, a Ty tego, Łukaszu, nie widzisz? Jak to jest, Łukaszu Sumienny, że nawet na jedno oko nie dostrzegasz, że od wielu lat Bartosz Szydłowski na Facebooku (który Ty tak dokładnie przeglądasz) poleca recenzje własnych spektakli pisane przez ludzi, dla których od wielu lat jest chlebodawcą? Jak to jest, Łukaszu, że tak cichosza o tym podobno najważniejszym festiwalu w Polsce, na którym wszyscy się spotykają, i z tego spotkania radują? Widziałeś kiedyś, Łukaszu, twórcę, który musi wokół siebie budować wianuszek pochlebców, żeby w końcu ktoś go nazwał artystą? Zapytałeś o to? A może to tajemnica? Taka sama jak skład tzw. selekcjonerów Boskiej, nigdy nieupubliczniany na stronie festiwalu? Bo to od lat ci sami specjaliści od pisania-wachlowania dyrektorowi? Ci sami za publiczne pieniądze? I już rok później w ramach wdzięczności szefa dostają te same zadania? A potem wychodzi na to, że „Hamlet” Szydłowskiego to wybitne dzieło? I wszystkie kolejne także? Tylko jakoś tak się składa, że tylko tych kilka osób tak twierdzi, jeden drugiego prześcigając w pochwałach. Ciekawe, dlaczego? To jak, Łukaszu, Sumienie Nasze, jak to jest z tymi Twoimi „pułapkami etycznymi”? Z Twoim pękającym od górnolotnych słów i liczby znaków „Kołonotatnikiem”? Pod Wawelem Twoje Sumienie nie działa? O znajomych pisać nie wypada, więc należy pisać o tych, z którymi się nie imprezuje? Coś tam insynuując i wytykając palcem? Zwłaszcza że tak Ci towarzysko i politycznie pasuje? Bo taki masz interes? To, o czym mówimy, ten swoisty proceder/układ (wybierz sobie ulubione słowo), znane jest doskonale, ale tak wszyscy jakoś szeptem o tych, co dawno się już skompromitowali, tworząc fałszywą hierarchię w sztuce. Zatem jak jest? „»Kołonotatnik« stoi na straży polskiej krytyki teatralnej. Przesiewa tekstowe absurdy, wskazuje na zbłądzenia etyczne, logiczne i merytoryczne innych krytyków. Ktoś to przecież musi robić, dla zawodowego zdrowia psychicznego, więc robię to ja, żeby zło nie przepadło w tłoku”. „»Kołonotatnik« nie żąda obiektywizmu od krytyki, prosi tylko o transparentność intencji, oceny, analizy”. Brawo, Łukaszu. Allelujah!

 

A na koniec proste, Łukaszu, ćwiczenie: zapal światło jaskrawe, stań przed lustrem i powtarzaj: „Jestem Sumieniem Polskiego Teatru, tropię pułapki etyczne…”. Do utraty tchu, Łukaszu.

 

A my z Warszawy będziemy Ci na każdą taką frazę odpowiadać niczym chór z greckiej tragedii: „Jesteś, Łukaszu, jesteś. Cała Polska to wie. Ba, glob ziemski cały”.

 

Ps. Przyjmij sobie dla wygody Sumienia, że ten tekst podyktowano nam w kazamatach Jazdowa.

 

Ps 2: Kuba nie jest pewien, czy jest z Tobą na „ty”, ale mamy nadzieję, że publicystyka dopuszcza taki styl. Poza tym, wśród dziennikarzy, sam wiesz…

 

Ps 3: A tak w ogóle, to przypuszczamy, że po prostu możesz być sfrustrowany. Mówiąc Mametem – sam dla siebie „przerżnąłeś sprawę”: mogłeś napisać książkę o Nekrošiusie, lecz zająłeś się głupotami.

 

https://e-teatr.pl/moralizm-i-grafomania-rok-teatralny-2022-podsumowuja-skrzydelski-z-morozem-suplement-33326


#Teatr