Zgliszcza po Janie Klacie

Zgliszcza po Janie Klacie – Zgliszcza jakimi nazywa Jan Klata Teatr Polski we Wrocławiu, są zgliszczami, które sam po sobie zostawił.

Napuszony, zakochany w sobie samym, Jan Klata, opluwa teatr i ludzi w nim pracujących, nazywając Teatr Polski we Wrocławiu, “dziurą i dymiącymi zgliszczami”, zapominając o tym, jaki zgliszcza tam po sobie sam zostawił.

 

 

 

Zgliszcza po Janie Klacie

 

 

 

Zgliszcza po Janie Klacie

Przypomniało mi się ostatnio, że Jan Klata, robiąc “Lazarusa” w Teatrze Muzycznym Capitol we Wrocławiu powiedział w rozmowie z nazywanym przez Onet “dziennikarzem”, a w istocie pomimo grania w znienawidzonej PiSowizji, naczelnym wazeliniarzem i zwolennikiem “spółdzielni teatralnej”, niedorobionym aktorem wyżywającym w ten sposób swoje frustracje na łamach Onetu, Przemysławem Bollinem, że:

 

“Teatr Muzyczny Capitol znajduje się przy ulicy Zapolskiej. Przy tej samej ulicy, tylko 200 metrów dalej widać dziurę i dymiące zgliszcza po Teatrze Polskim, lej, który był kiedyś moim domem.”

 

I pomyślałem sobie, jakim trzeba być butnym megalomanem, żeby mówić coś takiego o miejscu, które z trudem podnosi się po dekadzie metodycznego zaorywania go, przez pana Mieszkowskiego, przy pomocy takich wielkich “artystów”, jak pan Klata właśnie.

 

Jakie on ma prawo wypowiadać się w ten sposób o załodze Teatru Polskiego, która ciężko pracuje, żeby odbudować zgliszcza, które zostawił po sobie właśnie Jan Klata i jemu podobni w tym teatrze.

 

Bo przecież tajemnicą poliszynela, a już na pewno wewnątrz tego teatru, jest to, że ów teatr ogłoszony przez samego Mieszkowskiego, jako “najlepszy w Polsce”, do tej pory dźwiga się po tym oszałamiającym “sukcesie”.
Mozolnie odbudowuje jakość artystyczną i frekwencyjną, żeby w końcu po kilku latach widownia w ogóle chciała do tego “wielkiego” teatru przychodzić, w odróżnieniu od czasów Klaty, kiedy sukcesy jego i jemu podobnych były grane przy prawie zerowej publiczności, a owe wielkie artystyczne sukcesy miały jedynie miejsce w zaprzyjaźnionych skorumpowanych mediach i w zamkniętym obiegu festiwalowym, gdzie spółdzielniane teatry zapraszały i nagradzały same siebie.

 

Pracowałem w Teatrze Polskim i poznałem jego zespół, zarówno artystyczny, techniczny i administracyjny i oprócz kilkuosobowej grupki podziemniaków, słabiusieńkich aktorów, którzy byli głównymi beneficjentami pana Mieszkowskiego i w związku z tym najgłośniej jęczących po jego odejściu i od lat w ramach kontestacji wszystkiego, co nastało po nim, biorących od Teatru Polskiego pieniądze i nie świadczących w zamian tego pracy, nie spotkałem tam nikogo, kto dobrze by wspominał spektakle i czasy pana Klaty.

 

Przypominam zatem temu nadętemu gołowąsowi, że jeżeli na ulicy Zapolskiej są jeszcze jakiekolwiek zgliszcza, to są to zgliszcza, które on tam po sobie zostawił.


#JanKlata