Teatry nie mają nic do zaoferowania

Teatry nie mają nic do zaoferowania – W trakcie trwającej już od roku pandemii, prawie żaden teatr nie miał nic ciekawego do zaoferowania.

Myślę, że najwyższy czas przestać się cackać z dyrektorami teatrów, którzy w trakcie zamknięcia teatrów nic nie robili, albo tylko udawali, że coś robili, bo ich teatry nie mają nic do zaoferowania.

 

 

 

Teatry nie mają nic do zaoferowania

 

 

 

Teatry nie mają nic do zaoferowania

Mniej więcej rok po zamknięciu teatrów, zastanawiam się, czym tak naprawdę one się przez ostatnie 12 miesięcy zajmowały.

 

Na początku było pospolite ruszenie aktorów, którzy myśląc, że komukolwiek jest potrzebne takie kitwaszenie, rzucili się przed kamery, żeby w imię dobrze pojętej, ale źle wykonanej solidarności z przeciętnym obywatelem dać mu kontakt ze sztuką.

 

Lepiej niestety byłoby, gdyby tego jednak nie robili, bo skutek tych artystycznie niekontrolowanych, wdzięczących się chaotycznie wykonawców w internecie był taki, że większość narodu polskiego chyba uznała, że jeżeli taki jest poziom teatru to mieli rację i dobrze robili, że się do niego nie chodzili.

 

Poziom tych domorosłych ratowników kultury był tak żenujący, że kiszki skręcało i kiedy gdziekolwiek pokazywał się jakiś online z recytującym, śpiewającym, wdzięczącym się do kamery, albo odgrywającym w swojej sypialni jakieś scenki, aktorem, natychmiastowym odruchem bezwarunkowym (oprócz wymiotnego) był, jeżeli nie tylko odruch wyłączenia komputera, to przynajmniej zamknięcia okienka z tą wykrzywiającą się mordą w komputerze.

 

No dobrze, ale im przecież można jeszcze wybaczyć, bo przecież aktor bez reżysera to, jak dziecko we mgle. A poza tym chcieli przecież dobrze.

 

Ale co robili w tym czasie dumni dyrektorzy teatrów, bo po misz maszu, jaki ujrzał świat dzienny, można by sądzić, że te wszystkie występy aktorskie odbywały się bez ładu i składu, na zasadzie “lepszy rydz, niż” nic i totalnie bez jakiegokolwiek nadzoru artystycznego.

 

Z jednego i tego samego teatru, wychodziły wówczas materiały tak różne, niespójne estetycznie i myślowo, tak od Sasa do Lasa, że można by sądzić, że każdy materiał powstawał w innym teatrze.

 

Ok, to były początki, nowa sytuacja, nikt na nią nie był przygotowany itd., itp., etc., więc powiedzmy, że te grzechy wieku dziecięcego można jeszcze wybaczyć.

 

Ale później?

 

Przecież od tego czasu minęło już przynajmniej, jeśli nie 11 to 10 miesięcy.

 

A co w międzyczasie robili dyrektorzy?

 

Mam głębokie wrażenie, że nie robili nic, albo byli bardzo zajęci, żeby udawać, że cokolwiek robią.

 

Bo od tego czasu zajmowali się głównie jęczeniem i żebraniem pieniędzy w ministerstwie kultury.

 

To, co po tych bezładnych początkach teatry zaczęły pokazywać w internecie dumnie nazywając to „onlinami” to przecież jakaś totalna żenada była.

 

Odgrzewane kotlety, zagrane na żywo, w najlepszym wypadku zagrane na trzy kamery – płasko, nieciekawie, niedynamicznie i po prostu arcynudnie. W najlepszym wypadku taka metoda może być przydatna do dokumentacji teatralnej, gdzie nagrywa się przedstawienia w ten sposób, żeby po prostu z grubsza było widać, jak spektakl wyglądał, ale nie żeby pokazywać takie gnioty widzom.

 

Na Boga! Przecież minęło ponad 10 miesięcy, mnóstwo czasu, żeby przygotować jakiś gotowy, albo nowy spektakl POD kamerę, czyli nagrać go tak, jak nagrywa się teatry telewizji, ze zróżnicowanymi planami, zbliżeniami, montażem etc.

 

Kiedy robiliśmy w TVP3 Kraków Teatry w Telewizji, wystarczał nam jeden dzień, żeby przygotować jakiś gotowy spektakl POD KAMERĘ i go nagrać.

 

A oni mieli prawie rok! I co? I nic! Jakby głównie zajmowali się oczekiwaniem, aż pandemia minie i w międzyczasie głównym zadaniem dyrektora jest narzekanie na nią.

 

Kilku dyrektorów uruchomiło, co prawda jakieś pseudoreportaże, dokumenty, eksperymenty etc., ale nic z tego, co ja widziałem nie dało się oglądać dłużej, niż kilka minut, bo po prostu było to tak nudne i nieciekawe, że nie do wytrzymania.

 

Nikt po prostu nie miał pomysłu, jak zagospodarować twórczo ten czas i zagospodarować twórczo zespół teatru.

 

Prawie wszystko, co oglądałem, było jedynie jakąś gigantyczną ściemą i świecą dymną, która miała zatuszować fakt, że tak naprawdę teatry w czasie pandemii nie mają NIC do zaoferowania.

 

Moim zdaniem każdy czas ma własne potrzeby i tak, jak Churchill był znakomity na czas wojny, tak kompletnie nie sprawdzał się, jako premier w czasie pokoju. Tak samo jest z dyrektorami teatrów. Nawet, jeśli wiedzieli, co robić w trakcie normalnego funkcjonowania teatru, to kompletnie nie sprawdzili się w trakcie wojny z pandemią. Na obecne czasy potrzebni nam w teatrach są Churchille, a nie jakieś wymoczki, które udają dyrektorów.

 

 

 

 

online

Termin „online” zaczął opisywać czynności wykonywane w Internecie i dane dostępne w Internecie, na przykład: „ tożsamość online ”, „ hazard online ”, „ zakupy online ”, „ bankowość internetowa ” oraz „ nauka online ”. Podobne znaczenie mają również przedrostki „cyber” i „e”, jak w słowach „ cyberprzestrzeń ”, „ cyberprzestępczość ”, „ e-mail ” i „ e-commerce ”.  Z kolei „offline” sklepy stacjonarne ). Termin „offline” jest czasami używany zamiennie ze skrótem „IRL” oznaczającym „w prawdziwym życiu”.

 

https://en.wikipedia.org/wiki/Online_and_offline


#teatr