Stłuczki przynoszą szczęście

Stłuczki przynoszą szczęście – lubDolce cantabile” to jedno z innych opowiadań Brunona Wioski z tomu “Niesamowite i erotyczne przygody niejakiego Kowalika”.

Bruno ma niesamowicie lekkie i dowcipne pióro i uwielbiam jego prozę. “Dolce cantabile” lub, jak ja nazwałem ten tekst: “Stłuczki przynoszą szczęście”, to jego następne opowiadanie, a całą książkę możecie kupić tutaj:

 

https://www.smashwords.com/books/view/720739?fbclid=IwAR0oSWStMBq-dqErZHt2OkDp0Adw0rXKoFBHP5XOpzdcod4u-FdifqmxlOM

 

 

 

Stłuczki przynoszą szczęście

 

 

 

 

Stłuczki przynoszą szczęście

Dolce cantabile

– Humor ci dzisiaj trochę nie dopisuje. Wstałeś lewą nogą?

 

– Tak jest już od dłuższego czasu. Nie mam na nic ochoty. – odpowiedziałem memu przyjacielowi.

 

– To wymyśl sobie jakąś nową książkę. Zaraz nabierzesz ochoty. Nowe zadanie, nowa ochota – doradzał mi.

 

– Mam dużo pomysłów, ale właśnie zapału mi brak – broniłem się.

 

― Wiesz co, pojedź do mojego domu. Opowiadałem ci o nim. Leży niemal nad jeziorem, wypoczniesz tam, odprężysz się. Nabierzesz chęci do życia. Zmiana dobrze ci zrobi. Dookoła jeziora jest dróżka – możesz obejść całe jezioro. Nie brak tam restauracji… Mało ludzi a widok na jezioro uspakaja. W tej chwili niktw tym domu nie mieszka. Możesz być tak długo, jak chcesz – proponował.

 

Skorzystałem z propozycji i pojechałem. Robił się wieczór, gdy wszedłem do domu.

 

Dom i okolica podobały mi się. Najbardziej podobała mi się cisza. Nikogo znajomego. Telefon wyłączyłem. Nie włączyłem ani radia, ani telewizora. Byłem sam. A dookoła tylko cisza a w domu ja sam z sobą. Spacer dookoła jeziora zostawiłem na jutro. Zaszyłem się w pieleszach domu. Słuchałem ciszy…

 

Obudziłem się rano. Spojrzałem za okno, by sprawdzić, jaka jest pora dnia… „Może da się żyć bez zegarka”.

 

Świtało, żółte niebo nad lasem oznaczało, że tam jest wschód i pewnie słońce zaraz wyjdzie – pomyślałem. Zrobiłem sobie kawę i położyłem na kanapie. Obudziłem się około południa. Otworzyłem okno, by wpuścić do pokoju świeżego powietrza. Wieczorem przed spaniem nie pomyślałem o tym. Z sąsiedniego domu dobiegł mnie cudowny głos –  sopran.

 

Jak można tak głośno słuchać muzyki? Lubię operę i śpiew mi nie przeszkadzał. Zrobiłem sobie następną kawę i położyłem się znowu. Wsłuchałem się w dźwięk głosu. Aria nie dobiegła jeszcze do końca, a w sąsiednim domu zapanowała nagle cisza. Wyłączyli radio zbyt nagle… Też dobrze. Mogę delektować się ponownie ciszą – pomyślałem i zamknąłem oczy. Z ogrodu doszedł do mnie szum lejącej się wody. Ktoś podlewa kwiaty? Działało to na mnie upajająco. Głos lejącej się wody powoli zbliżał się. Zaciekawiło mnie to, podniosłem się i podszedłem do okna.

 

Wstrzymałem oddech na scenę, którą zobaczyłem. Niespełna dwa metry ode mnie z wężem w ręce, stała urocza, kusząca swoimi wdziękami Ewa… – Tak ją w myślach nazwałem, bo jak inaczej mogłaby mieć na imię tak urocza rajska dama, trzymająca w dłoniach węża. Na sobie miała czerwony fartuszek a z tylu widać było tylko skąpe figi. Zaparło mi oddech na jej widok. Wpatrywałem się w to Objawienie wiedząc, że nie jestem widziany i poczułem przypływ energii.

 

– Jak dobrze, że przyjaciel zaproponował mi przebywanie w tym domu. Już pierwszy dzień pobytu dobrze na mnie wpływa… – pomyślałem.

 

Inspiracja oddalała się, ciągnąc za sobą długiego węża do podlewania. Otworzyłem okno na całą szerokość i spojrzałem, czym była zajęta owa Dama. Zobaczyłem krzak róży cały obsypany przepięknymi kwiatami. „Pani róż” nie zauważyła mnie. Mogłem więc obserwować ją ukradkiem, choć przyznam, że to nieładnie tak robić, ale widok wart był grzechu. Po chwili wbiegła do domu i już z domu doleciał mnie śpiew… Była to ta sama aria, którą słuchałem wcześniej. Domyślałem się, że to nie radio grało…

 

Wiedziałem, że będą to moje najpiękniejsze dni. Jednak tego dnia już Jej nie widziałem.

Czułem napływające siły i zapał do pracy. Nie miałem jeszcze sprecyzowanej koncepcji, co będę pisał. Myśli i idee tłoczyły się i plątały z wrażeniami tego dnia. W wyobraźni widziałem siebie idącego nad brzegiem jeziora, wsłuchanego w unoszący się po tafli jeziora śpiew. Powietrze było wypełnione dolatującym z daleka śpiewem i zapachami traw i lasu. Wyobraziłem sobie płynącą nad taflą jeziora, w oparach mgły widzianą, wczoraj Damę. Miałem ochotę sam zacząć śpiewać i echem odpowiedzieć mirażowi. Zorientowałem się, że jestem w pokoju, a zza okna dolatuje śpiew ptaków. Przebudziłem się, gdy zaczęło się ściemniać. Spojrzałem przez okno. W ogrodzie nie było nikogo. Otworzyłem lodówkę, by przygotować sobie kolację… niestety była pusta oprócz pozostawionych przez mego przyjaciela dwóch butelek wina. Moje zakupy zostały w samochodzie. Nie miałem ochoty oddalać się na dłużej od okna, więc zabrałem butelkę i kieliszek. W szufladach poszukałem korkociągu… były nawet trzy. Wyposażony w książkę i wino położyłem je na parapecie. Pod oknem ustawiłem sobie fotel, skąd niemal niewidziany mogłem obserwować sąsiedni dom.

 

W domu naprzeciwko nie było widać uroczej mieszkanki, tylko w szybach odbijało się słońce. Na końcu domu zauważyłem dopiero teraz taras i dwa metalowe zdobione ornamentem krzesła stojące obok okrągłego stołu. Nalałem sobie wina i oglądałem płyn, trzymając kieliszek pod światło. To, co zobaczyłem w kieliszku, jak w powiększającym szkle, spowodowało szybkie bicie serca. Na krześle w sąsiednim domu pokazało się moje realne Zjawisko. Wypiłem łyk wina by przekonać się, że to nie sen… Wino rozgrzało mi krtań i wpłynęło do przełyku. Mimo, że wino było to wytrawne, pachniało słodko. Poczułem się bosko. Moja Inspiracja siedziała i była jak najbardziej realną. Teraz mogłem się jej dokładnie przyjrzeć. Miała na sobie czerwoną rozpinaną z przodu sukienkę. Długie blond włosy opierały się lekko na ramionach. Z twarzy wyraźnie wybijały się pomalowane na czerwony kolor usta, wzbudzając moje pożądanie. Koloru oczu z tej odległości nie mogłem rozpoznać. Mogłem jednak zauważyć, że zapatrzone są w dal, jakby chciały zobaczyć coś, czego można tylko szukać na dnie duszy… jakby jej świadomość wędrowała po nieznanym. Ucieszyło mnie jej zamyślenie, mogłem spokojnie obserwować całą postać. Jej wysmukłe ciało i długie nogi. W tym właśnie momencie być może poczuła na sobie mój wzrok? Założyła nogę na nogę ukazując ją aż do biodra. – Cóż za wspaniały widok.

 

– Westchnąłem cicho, być może wystarczająco głośno, by mój Anioł marzeń zaczął się rozglądać. Spojrzała w moim kierunku i zauważyła moją twarz. Oczy nasze na chwilę się skrzyżowały. Podniosłem kieliszek, patrząc w jej kierunku. Upiłem łyk wina i chyba moje zachowanie ją podrażniło, bo wstała i odeszła,

 

– Co ja najlepszego zrobiłem? – Ganiłem siebie.

 

Wziąłem do ręki książkę, zrobiłem spory łyk wina i usiadłem wygodnie w fotelu, by moje niepowodzenia zagrzebać w lekturze. Jednak nie mogłem się skupić na czytaniu. W stronę, gdzie przed chwilą siedziała moja Wymarzona nie spoglądałem. Zezłościłem się na siebie. Odłożyłem powieść i  biorąc kieliszek do ręki wzrok mój przyciągnięty jak magnesem zatrzymał się w miejscu, gdzie była wcześniej. Zobaczyłem ją znowu. Wróciła. Zobaczyłem, że trzyma w ręku kieliszek i podnosi go w moim kierunku… Byłem wniebowzięty. Ciało moje przebiegł dreszcz rozkoszy. Zamierzałem odpowiedzieć jej tym samym, ale w tej właśnie chwili obok Niej stanął jakiś mężczyzna zasłaniając mi Jej postać. Rozmawiali dość długo i oboje znikli we wewnętrzu domu.

 

Chyba nie muszę dodawać, że butelkę skończyłem, nie zaglądając nawet do książki. No cóż… nie każdy dzień musi być cudowny – stwierdziłem ze smutkiem.

 

Mimo wszystko usiadłem za biurko i zacząłem pisać…

 

Następnego dnia bez dużych oczekiwań wyszedłem na spacer wokół jeziora. Szedłem wolno i wróciłem zmęczony dopiero po dwóch godzinach. Pogoda była przepiękna, więc otworzyłem okno, wciągnąłem zapas powietrza do płuc… i oniemiałem… W domu po drugiej stronie ogrodu okno było otwarte i zobaczyłem, a właściwie najpierw usłyszałem cudownie śpiewaną sopranem moją ulubioną arię Pucciniego O Mia Babbino Caro a potem ujrzałem, trochę dalej od okna, moje Zauroczenie. Stałem, jak wmurowany gapiąc się na Nią.

 

Jak bardzo byłem w tej chwili wdzięczny memu przyjacielowi, dzięki któremu doznałem takich przeżyć. Wsłuchany a jednocześnie zauroczony Nieznajomą, przeżywałem to wydarzenie. Zorientowałem się, że skończyła śpiewać, gdy trzasnęło zamykane okno. Zrobiło mi się nagle bardzo smutno.

 

Zabrałem się do pisania… Może opowiadania lub powieści? Nie wiem jeszcze.

 

„Miała na sobie rozpinaną z przodu czerwoną sukienkę, która na moje szczęście ukazywała z dołu jej długie nogi, a rozchylony dekolt niezupełnie zasłaniał to, co przyciąga oczy mężczyzn…”. Przeszkodził mi w pisaniu trzask zamykanych drzwi samochodu parkującego na ulicy. Mężczyzna, w którym rozpoznałem mego sąsiada z naprzeciwko, pakował walizki do bagażnika. Zawołał: ― „Choć że wreszcie”. Z sąsiedniego tarasu dobiegł do mnie brzdęk tłuczonego szkła. Stała tam, bezradnie patrząc w moją stronę moja inspiracja. Trzymała w ręce drugi kieliszek i patrząc na mnie upuściła go. Widziałem, że uśmiechnęła się bezradnie i odeszła. Po kilku minutach usłyszałem trzask drzwi i po chwili samochód odjechał. Następnego dnia zobaczyłem, że wszystkie okna w sąsiednim domu są pozamykane roletami.

 

Wyjechali – pomyślałem i przez okno wyszedłem do ogrodu. Poszedłem na taras sąsiedniego domu, gdzie wczoraj stłukła szkło. Pozbierałem stłuczki i zabrałem ze sobą. Na jednym odłamku pozostało odbicie szminki… Zabiorę sobie. Stłuczki przynoszą szczęście.

 

 

 

 

stłuczki

stłuczki

 

1. niegroźny wypadek samochodowy;
2. przedmiot pęknięty lub uszkodzony, sprzedawany po zniżonej cenie lub wycofany ze sprzedaży;
3. złom szklany używany jako surowiec do powtórnego przerobu

 

https://sjp.pl/st%C5%82uczka


#Proza #Opowiadanie #Literatura #BrunoWioska