Inkompetencja pana Raźniaka

Inkompetencja pana Raźniaka – Jak porażająco niedouczony i całkowicie niekompetentny jest niby-dyrektor Starego Teatru w Krakowie.

Jak można na dyrektora jednego z najważniejszych teatrów w Polsce nominować człowieka, który nie wie najbardziej fundamentalnych rzeczy o teatrze?!
Inkompetencja w tym wypadku jest podwójna; zarówno imćpana Raźniaka, jak i ministra kultury, że kogoś tak niedouczonego sadza na tym stołku.

 

 

 

Inkompetencja pana Raźniaka

 

 

 

 

Inkompetencja pana Raźniaka

Z rosnącym najpierw rozbawieniem, potem zażenowaniem, a w końcu zdumieniem przeczytałem  zamieszczoną w Gazecie Wyborczej rozmowę z dwoma figurantami, czyli niby-dyrektorem imćpanem Raźniakiem i niby-dyrektorem artystycznym panem Bukowskim.

 

Cała rozmowa, która dotyczyła konfliktu z innym chuliganem z tej samej piaskownicy – Jasiem Klatą, sprawiała wrażenie, wywiadu z dwoma pyszałkami z przedszkola z grupy Poziomek.

 

Poziomek, albowiem poziom jej właśnie nie przekraczał właściwości intelektualnych mniej więcej 6 latków.

 

Najpierw to nawet było zabawne, jak okrągłymi komunałami, próbowali udowodnić, że winę za to, że ktoś jebnął ich plastikowym szpadelkiem po łbie, ponosi ktoś inny niż oni i że tak naprawdę to w ogóle ich nikt tym szpadelkiem nie jebnął.

 

Takich niby-dyplomatycznych bzdetów dawno nie czytałem.

 

Ale kiedy Naczelny tej piaskownicy, wraz z wtórującym mu Zastępcą do spraw Lepienia Babek z Piasku zaczęli pleść androny na temat przyjętych zwyczajów teatralnych w Polsce, zaczęło ogarniać mnie zdumienie. Czy rzeczywiście panowie dalej tak niezręcznie kłamią, czy nie daj Boże wierzą w to co mówią, czyli nie posiadają podstawowej wiedzy o praktykowanych nie tylko zwyczajach, ale standardach teatralnych?

 

Chodzi o zapis w umowie, który niby daje Dyrekcji Teatru Starego prawo decyzji o ostatecznym kształcie obsady.

 

W tej kwestii Geniusz Numer Jeden – Waldemar Raźniak mówi tak:

 

“W.R.: – O ile wiem, to ten zapis nie funkcjonuje tylko w Starym Teatrze, ale we wszystkich lub prawie wszystkich publicznych teatrach repertuarowych.”…

 

Otóż Panie Geniuszu, oświadczam panu, że reżyserowałem w bardzo wielu teatrach instytucjonalnych w Polsce i zagranicą i w ŻADNYM takiego zapisu nie było. Podjąłem nawet trud i popytałem wśród innych kolegów reżyserów i wszyscy stwierdzili, że nigdy z takim zapisem się nie spotkali.

 

Gdzie pan więc reżyserował panie Raźniak, albo ponieważ nie reżyserował pan zbyt wiele, skąd ma pan takie informacje?!

 

Ale dalej robi się jeszcze ciekawiej. Jego inkompetencja sięga wymienionego kosmosu!

 

Pan Naczelny Prezes Kuli Ziemskiej i Wszech-kosmosu z przekraczającą już butę pewnością siebie ciągnie swój wywód dalej:

 

“W.R.: Z prostego powodu – teatr wydatkuje określoną sumę pieniędzy na powstanie spektaklu. A po premierze staje się depozytariuszem praw autorskich do tego przedstawienia, jest jego właścicielem. Potem, w trakcie eksploatacji tego spektaklu, reżyserzy pojawiają się na nich sporadycznie, np. podczas wznowień. Teatr jest dynamiczną organizacją – aktorzy czasem rezygnują, mają inne zobowiązania, przychodzą nowi. Dlatego klauzula ta zabezpiecza przed sytuacją, w której spektakl nie jest zbyt długo grany ze względu na nieobecność aktora czy aktorki w pasujących dla reszty zespołu terminach. Do dobrych praktyk należy uzgadnianie takich zastępstw z reżyserem – i my zawsze tak robiliśmy. Chcę wyraźnie zaznaczyć, że ani razu nie zaproponowaliśmy dotąd dublury czy zastępstwa na siłę, wbrew woli któregokolwiek z reżyserów. Choć literalnie i zgodnie z prawem to my mamy tutaj ostatnie słowo.”

 

Otóż niedouczony panie przedszkolaku, Dowódco Grupy Poziomek, pragnę poinformować pana, że literalnie i zgodnie z prawem nie ma ani pan, ani teatr, ani nikt inny prawa do zmiany czegokolwiek w dziele Jasia Klaty z Grupy Jagódek, ani żadnego innego dokończonego przez twórcę dzieła, albowiem pomimo tego, że nabywa pan majątkowe prawa autorskie, osobiste prawa autorskie są niezbywalne i pozostają przy twórcy aż do jego śmierci, co w praktyce oznacza, że nie ma ani Pan, ani pana przytakiwacz B.B., ani nikt inny na kuli ziemskiej, ani w całym wszech-kosmosie prawa do zmiany czegokolwiek w skończonym dziele twórcy bez jego zgody.

 

Ten fakt jest powszechnie znany i z niego, a nie z uprzejmości wynika, że zanim zrobi się dublurę, albo jakąkolwiek inną zmianę w spektaklu, teatr musi najpierw mieć na to zgodę twórcy.

 

Więc zanim pan następnym razem zacznie się wymądrzać w tej swojej piaskownicy, proponuję, żeby pan ze zrozumieniem przeczytał Prawo Autorskie a w szczególności art. 16 ustawy o prawie autorskim, który wyraźnie mówi, że “autorskie prawa osobiste chronią nieograniczoną w czasie i niepodlegającą zrzeczeniu się lub zbyciu więź twórcy z utworem.” Do autorskich praw osobistych zalicza się też prawo do nadzoru nad sposobem korzystania z utworu. W największym skrócie, sprowadza się ono do tego, że autor powinien mieć możliwość weryfikacji, czy utwór jest udostępniany w zaakceptowanej przez niego postaci. Z tego prawa wynika m. in. konieczność przesyłania autorowi przez wydawcę korekty do akceptacji.

 

Resztę tego tragikomicznego wywiadu traktującego o ilości zawartych w listach emotikonek, inwektyw, itd. itp. etc., pominę już chyba litościwym milczeniem, ale chciałbym zakończyć ten niby-śmieszny, a tak naprawdę bardzo dla polskiego teatru tragiczny artykuł jednym tylko pytaniem:

 

Szanowny Panie Ministrze Gliński i Szanowna Pani Sekretarz Stanu Zwinogrodzka, jak mogliście oddać ten tak ważny teatr takiej parze ignorantów?!


#Teatr