Pycha Drewniaka nie zna granic

Pycha Drewniaka nie zna granic – Niejaki imćpan Drewniak, miernota nad miernotami, pozwala sobie na recenzowanie recenzentów.

Ja to wiem od wielu wielu lat, ale wydaje mi się, że wielu może zadziwić pycha Drewniaka, który zaczyna rzucać kamieniami w szklanym domu!

 

 

 

Pycha Drewniaka nie zna granic

 

 

 

 

 

Pycha Drewniaka nie zna granic

Przyzwyczailiśmy się już do dłuuuuuuuugich, zawiłych i przede wszystkim arcynudnych felietonów pana Łukasza Drewniaka na teatralny.pl

 

Przyzwyczailiśmy, ale szczerze mówiąc, dziwię się, że pozwala się temu fenomenalnemu luminarzowi kultury jeszcze cokolwiek pisać, albo wróć! Nie pisać, bo tego zabronić mu niestety nie można, ale że ktokolwiek jeszcze publikuje jego wypociny, bo czytanie tego jest równie fascynujące i podniecające, jak oglądanie procesu łuszczenia się farby na ścianie. (Dramaturgia jego wysypu złotych myśli, zresztą, jest niezwykle podobna do powyższego procesu).

 

Nie wiem czy ktokolwiek to jeszcze to czyta, a jeśli to robi to nie tylko wielce się dziwię, ale także mocno współczuję.

 

Jednak nie rzecz o jego mistrzowskim piórze tym razem.

 

Pan Drewniak, który jest z niewiadomych mi przyczyn (oczywiście są one wiadome, ale zbyt długo tu pisać o nepotyzmie spółdzielni teatralnej, więc przyjmijmy, że z niewiadomych) ciągłym i nieustannym, nieomal że etatowym jurorem, a często i selektorem zbyt wielu festiwali zamkniętego obiegu festiwalowego w Polsce, gdzie rączka rączkę myje i wszyscy chwalą i nagradzają się wzajemnie w zamian za zaproszenia na następny festiwal itd.)

 

Otóż naszemu wszystkowiedzącemu omnibusowi teatralnemu nie wystarczy już wybierać (a raczej odrzucać mu niemiłe) przedstawienia, recenzować (albo raczej wychwalać za stosowny ekwiwalent) przedstawienia porażająco niedobre, miażdżyć, albo całkowicie pomijać teatr dobry w imię tego, który przynosi mu korzyści, a ponad wszystko powielać plotki teatralne i unikać, jak ognia reżyserów dobrych na rzecz tych, którzy dają przeliczyć się na fawory.

 

Jemu nie wystarczy już nawet zanudzać czytelników na śmierć swoimi felietonami.

 

Otóż w ostatnim jego (u)tworze (bo doszedłem jednak do wniosku, że felieton, a nawet tekst jest zbyt wiele powiedziane o tym co ów geniusz płodzi), Pan Drewniak zaczyna recenzować recenzentów!

 

Nie, nie mam siły przytaczać tu jego arcymonotonnych wypocin, jestem na to zbyt zajęty sprawami ważniejszymi, choćby głaskaniem moich kotów, i musicie sprawdzić sobie to sami (jeżeli oczywiście wytrzymacie do akapitu, w którym zaczyna to robić i wcześniej nie zaśniecie), ale muszę Wam się nieśmiało przyznać, że oto niby spełniło się moje wielkie marzenie, albowiem już wiele razy postulowałem, że ktoś powinien zacząć recenzować recenzentów.

 

Jednak niestety nie wziąłem pod uwagę, że zamiast tych, którzy w pierwszej kolejności powinni podlegać miażdżącej krytyce krytyków, sam ich przodownik uprzedził wszystkich i zaczął recenzować swoich pobratymców.

 

Zaiste świadczy to (tym razem mówię to serio) o przebłysku geniuszu w tej ciemnej kapucynie, albowiem już Napoleon mówił, że najlepszą obroną jest atak.

 

Lecz, rzeczą straszną, najstraszniejszą, jest to, że taka miernota wśród miernot ma czelność podnosić miecz, kiedy to ona pierwsza powinna zostać zgilotynowana.

 

Zaiste, pycha Drewniaka, najbłyskotliwszego pióra śmietnika historii, nie zna granic.

 

Zachęcam zatem wszystkich (a w pierwszym rzędzie, wytrawnego znawcę teatru życia, mojego portiera na osiedlu, Pana Miecia, żeby był pierwszym, który podejmie rękawice i zacznie recenzować Drewniaka!

 

Panie Mieciu, do boju!


#ŁukaszDrewniak