Zbyt wielkie mniemanie o sobie

Zbyt wielkie mniemanie o sobie – zespół Teatru Polskiego z czasów Mieszkowskiego ma o sobie zbyt wielkie mniemanie i nie są oni wcale aż tak wyjątkowi, jak im się wydaje.

Zawsze twierdziłem, że mit o tym, jakoby zespół Teatru Polskiego we Wrocławiu za czasów Fałszywego Jezusika, był niczym innym, niż mitem właśnie, który ten hochsztapler teatralny stworzył na użytek własny, a zespół w to uwierzył. Dla mnie nigdy nie był on niczym innym, niż zbiorem co najwyżej lekkopółśrednich aktorów prowincjonalnych, którzy mieli zbyt wielkie mniemanie o sobie.

Dobrze, że w końcu mówi się o tym głośno!

 

Zbyt wielkie mniemanie o sobie

 

Dokąd zmierza Teatr Polski – w podziemiu? [RECENZJA]

2017-11-02, Autor: Michał Hernes

Do pierwszej premiery Teatru Polskiego – w podziemiu podchodziłem z lekką obawą. Zwłaszcza, że „Państwo według Platona” wyreżyserował niepokorny reżyser Krzysztof Garbaczewski, a gdy oglądam jego spektakle, często zastanawiam się, o co w nich chodzi i co artysta miał na myśli.

Podziemie powstało w kontrze do tego, co robi nowy dyrektor wrocławskiego Teatru Polskiego. W swoim pierwszym premierowym spektaklu postawili sobie za cel kontynuowanie linii poszukiwań słynnego reżysera teatralnego, Jerzego Grotowskiego. Poprzeczka została więc zawieszona bardzo wysoko.

Problem polega na tym, że Grotowski poszukiwał teatru, który „zrywa z tradycją syntezy sztuki, wyzbywa się efektów plastycznych, świetlnych, muzycznych, rezygnuje z dominacji inscenizatora i scenografa, całą uwagę koncentrując na aktorze i jego kontakcie z widownią”. Tego kontaktu mi, niestety, zabrakło. Irytowały mnie natomiast kiczowate efekty wizualne i to, jak inscenizator zdominował chwilami ten spektakl.

Reżyserem „Państwa według Platona” jest Krzysztof Garbaczewski, który za kadencji Krzysztofa Mieszkowskiego wyreżyserował we Wrocławiu m.in. „Burzę” i kontrowersyjnego „Kronosa” zainspirowanego sekretnymi dziennikami Witolda Gombrowicza.

Jak zapowiadali twórcy premiery Teatru Polskiego – w podziemiu, w swoich poszukiwaniach dotarli do źródła i do marzenia o idealnym ustroju. – Do potrzeby głębokiej rewizji pojęć etycznych będących w obiegu – napisali.

Akcja spektaklu rozgrywa się w dużej przestrzeni zajezdni na ulicy Tramwajowej. Było tam ciemno, zimno i zastanawiałem się, czy w tym szaleństwie tkwi metoda. Niestety, miałem wrażenie obcowania z dziełem niedopracowanym, powstałym w pośpiechu, a w dodatku ocierającym się o pretensjonalną grafomanię. Chciałbym docenić wysiłki aktorów, ale nie zawsze ich widziałem i dobrze słyszałem. Magiczny był moment, w którym postanowili podzielić się z widzami ciepłem, przytulając ich. Poczułem wtedy największe emocje w czasie tego zimnego dosłownie i w przenośni wieczoru. Tym bardziej dziękuję aktorom za ciepło i energię. Zgadzam się z nimi, że trudna droga bywa ciekawa, choć może bardziej dla nich, niż dla widzów.

W „Państwie…” była też mowa o tym, jak ważny jest zespół aktorski, ale w trakcie oglądania spektaklu odnosiłem wrażenie, że gniew i frustracje aktorów nie zostały należycie wykrzyczane (poza obowiązkowym, do znudzenia powtarzanym tekstem: “Teatr Polski, nie Morawski!”). Być może wynika to z faktu, że – tropem Grotowskiego – aktorzy uznali, że walkę postaci scenicznych winni „komponować lakonicznie, skrótowo, zwarcie, z absolutnie celowym doborem środków”.

Problem polega na tym, że Grotowski uważał także, że „zachowanie się aktora musi mieć jednak przekonujący, szczery charakter: postać winna do czegoś dążyć, o czymś myśleć, słowem aktor winien na scenie żyć, działać, a nie zgrywać się, deklamować, udawać uczucia. Naturalność działania i jego świadoma kompozycja nie tylko nie wykluczają się nawzajem, ale są probierzem rangi aktora”. Tego, niestety, w „Państwie…” nie zobaczyłem. Przy całym szacunku dla zespołu Teatru Polskiego z czasów Mieszkowskiego, uważam, że mają oni o sobie zbyt wielkie mniemanie i nie są wcale aż tak wyjątkowi, jak im się wydaje.

Na scenie ujrzałem natomiast próbę „gry w umowność”, o której pisał niegdyś Grotowski – doprowadzoną do ekscesu „do swoich konsekwencji krańcowych, w których staje się właściwie parodią losu ludzkiego, prawdą losu jako „umowności” i losu jako „gry” – byłaby właśnie tą wartością poszukiwaną: „absolutem” teatralności”. Absolutu teatralności jednak w tym wszystkim nie dostrzegłem. Niewykluczone, że celem reżysera i aktorów była natomiast „monumentalizacja”, a – w opinii Grotowskiego – „to po prostu zatrzymanie akcji w ruchu i ukazanie sylwetek bohaterów w pomnikowej nieruchomości, w wyolbrzymieniu przez grę świateł, przez pustą przestrzeń jako tło. Jest to chwila, w której głos historii jak gdyby odzywał się na scenie”.

Pomysł to intrygujący, szkoda że wykonanie i efekt końcowy jakoś mnie nie przekonały. Nie wiem, dokąd zmierza Teatr Polski – w podziemiu, ale nie jestem pewien, czy obrał właściwy kierunek.

PAŃSTWO (według Platona)

Obsada: Dagmara Mrowiec-Matuszak, Kasia Strączek, Rafał Kronenberger, Igor Kujawski, Tomasz Lulek, Pawel Smagala, Andrzej Wilk, gościnnie: Justyna Białowąs, Aleksandra Hamkało.

Reżyseria Krzysztof Garbaczewski

Muzyka Bartosz Zaskórski

Scenografia Jana Łączyńska
Kostiumy Slawek Blaszewski

VR Wojtek Markowski

Wizualizacje Marta Nawrot Maciej Gniady Jagoda Wójtowicz.

www.tuwroclaw.com/wiadomosci,dokad-zmierza-teatr-polski-w-podziemiu-recenzja,wia5-3267-36936.html


#teatrpolskiwpodziemiu