Zadara kompletnie nieudany

Zadara kompletnie nieudany – Z najnowszej premiery Michała Zadary, dworują sobie (całkiem słusznie) Moroz i Skrzydelski na łamach E-teatru

Od dawna wiadomo, że Michał Zadara jest mocno przereklamowanym reżyserem. Jest nudny, jak flaki z olejem, a jego spektakle są zazwyczaj żałośnie bełkotliwe w sferze intelektualnej.

 

Jednak jest to reżyser rodem z mafii teatralnej, a co za tym idzie wszystko, co zrobi MUSI być genialne.

 

Dobrze więc, że są jeszcze recenzenci, którzy mają jeszcze odwagę aby dosłownie zatopić to, co robi.

 

 

 

Zadara kompletnie nieudany

 

 

 

 

Zadara kompletnie nieudany

Słodkie omnibusy

O „Odpowiedzialności”, premierze warszawskiego Teatru Powszechnego w reżyserii Michała Zadary, rozmawiają Jakub Moroz i Przemysław Skrzydelski

 

Skrzydelski: Wyjątkową premierę zgotował nam warszawski Teatr Powszechny. Naprawdę wyjątkową. Rodzaj wykładu, pogadanki teoretycznej, seminarium prawniczego? Jak to właściwie nazwać?

 

 

Moroz: Chyba najtrafniej teatrem, który się wtrąca. Detale, o które pytasz, są mniej istotne. Liczy się idea.

 

Skrzydelski: A zatem idea jest taka, że należy objaśnić widzom, kto ponosi odpowiedzialność za kryzys uchodźczy na granicy polsko-białoruskiej z końcówki poprzedniego roku. Wystarczy zestawić i przeczytać akty prawne, w tym konwencję genewską oraz polską konstytucję, aby wszystko okazało się jasne, przejrzyste i oczywiste. Michał Zadara, jak wiadomo, kocha precyzję, a przebiegu swoich spektakli pilnuje do tego stopnia, że potrafi przerywać próby i protestować, gdy aktor znajdzie się na scenie o milimetr dalej, niż powinien.

 

Moroz: Michał Zadara to ceniony macher polskiego teatru.

 

Skrzydelski: Pozycja Zadary w polskim teatrze kiedyś niemal z dnia na dzień stała się oczywista i przejrzysta, dokładnie tak jak jego metoda reżyserska. Premiera za premierą, sukces za sukcesem, sława i uznanie. Ale to już dawne dzieje, bo dziś Zadara zwolnił i swoimi dziełami raczy nas rzadziej.

 

Moroz: Jednak pamiętamy jego adaptację „Biegunów” Olgi Tokarczuk sprzed półtora roku, również z Powszechnego. Nawet szerzej o niej rozmawialiśmy.

 

Skrzydelski: Pamiętamy, pamiętamy. Bodaj chodziło o filozofię turystyki. Aktorzy i aktorki z walizkami dużo po scenie spacerowali, a Barbara Wysocka miała nawet piękną scenę, w której upodabniała się do noblistki.

 

Moroz: Z kolei tym razem Barbara Wysocka z wyrazem twarzy pełnym powagi, troski o ojczyznę oraz – co tu dużo gadać – odpowiedzialności tłumaczy nam poszczególne sytuacje z kryzysu na granicy i zadaje pytanie kardynalne (nieustannie z tą samą miną zafrasowaną, która nie opuszcza aktorki już do końca): jak to możliwe, że Polska jako państwo po 24 lutego tego roku przyjęła miliony Ukraińców uciekających przed wojną, a wcześniej zamknęła przejścia i ustawiła zasieki przed tysiącami z Syrii, Iraku czy Afganistanu?

 

Skrzydelski: I to jest zagadnienie fundamentalne. Od razu powiedzmy, gdyż nie ma w tym żadnej tajemnicy, że tak się zdarzyło, bo kilku ministrów – w tym dwóch Mariuszów: Błaszczak i Kamiński – podjęło decyzje niezgodne zarówno z konwencją genewską, umowami z UE, jak i polską konstytucją. Punkt dojścia jest oczywisty, jasny i przejrzysty, niczym metoda reżyserska Zadary. Chodzi jedynie o to, by to udowodnić najprościej, jak się da, bo niektórzy chyba trudniejszego przekazu nie pojmą.

 

Moroz: Ale uderza też to, że to quasi-seminarium jest na scenie prowadzone tak, jakby odbywało się w przedszkolu. Dlatego naiwnym głosem dwie aktorki i aktor pytają np.: co to jest konwencja genewska? Ale to nazbyt skomplikowane, więc pojawia się także pytanie: a co to jest konwencja?

 

Skrzydelski: Choć, zdaje się, niestety nie pada pytanie o to, gdzie leży Genewa. A szkoda, bo jeśli chcemy być precyzyjni, to bądźmy precyzyjni do imentu. Michał Zadara wymaga, by wszystko działało jak w szwajcarskim zegarku.

 

Moroz: Przy okazji odpowiedziałeś na pytanie o położenie Genewy.

 

Skrzydelski: Ja w ogóle myślę, że ten specyficzny performans można by rozegrać na kilka sposobów. Widzowie powinni wręcz wchodzić na małą scenę Powszechnego i zadawać kolejne pytania: a co to jest to, a co to jest tamto?

 

Moroz: Trochę sobie żartujemy, a jednak sprawa nie jest błaha. Barbara Wysocka wykłada nam rzeczywistość, Maja Ostaszewska (gościnnie) – także z miną zafrasowaną – najczęściej kiwa głową, przyjmując tok myślenia Wysockiej, zaś Mateusz Janicki (w niektórych spektaklach występuje Piotr Głowacki) stara się uszczegóławiać definicje i rozwiewać wątpliwości. Na samym początku zostajemy również poinformowani, że wykonawcy niektóre teksty będą czytać z ekranów dwóch ustawionych na podłodze telewizorów, gdyż inaczej naraziliby się na odpowiedzialność – prawną.

 

Skrzydelski: Akurat o to jestem spokojny, bo w programie do przedstawienia napisano, że analizę prawną zapewnił Zadarze Jacek Dubois. Odetchnąłem z ulgą.

 

Moroz: Naprawdę mogło być krucho. Gdyby tak np. Maja Ostaszewska pomyliła przecinek z kropką w jednym z artykułów jakiegoś aktu normatywnego? Pomijam już fakt, że Michał Zadara pomyślałby, że popełnił tak zwany błąd obsadowy.

 

Skrzydelski: A może próby do „Odpowiedzialności” trwały na tyle krótko, że zabrakło czasu na opanowanie tekstu? Ostatecznie sami twórcy tego przedsięwzięcia nazywają je spektaklem, więc chyba mamy prawo wymagać?

 

Moroz: Dodajmy, że wspomniane ekrany – zapewne dla ich ustabilizowania – przyklejono do podłogi najzwyklejszą czarną taśmą. Jednak to szczegół. Tu chodzi o ideę. Dobrze wiemy, że w sprawach zasadniczych dla społeczeństwa obywatelskiego oraz teatru, który się wtrąca, wystarczą ekrany, biurko, laptopiki z jabłuszkiem, kącik z kawą i – rzecz jasna – dokumentacja śledcza. A, zapomniałem: na biurku jest jeszcze gramofon, pod koniec naszej rozmowy wyjaśni się dlaczego.

 

Skrzydelski: Przypominam ci, że dokładnie tak samo było, gdy Michał Zadara na tej samej scenie cztery lata temu pokazał swój inny projekt obywatelski: „Sprawiedliwość”. Wówczas prowadził śledztwo w sprawie Marca’68 i wyszło mu, że za antysemicką nagonkę powinna stanąć przed sądem dzisiejsza posłanka Platformy Obywatelskiej, która pięćdziesiąt lat wcześniej popełniła w gazecie zawstydzający tekst publicystyczny. Co jednak istotne, sama polityk wielokrotnie za to przepraszała, a jej historia jest powszechnie znana. Ale dla Zadary i współautorów to nie miało znaczenia. I wyobraź sobie, redaktorze, reżyser innych winnych nie odnalazł. Aktorzy dwoili się i troili, zgłębiając sens prawa międzynarodowego i świadectw pisanych, lecz ostatecznie doszli do wniosku, że to biedna posłanka jest tym złem wcielonym. Projekt „Sprawiedliwość” wyglądał na jakąś osobistą zemstę Zadary, ale został przecież dopuszczony do premiery przez szlachetnych dyrektorów, Pawła Łysaka i Pawła Sztarbowskiego. Będąc uczciwym, trzeba przyznać, że „Odpowiedzialność” aż tak groteskowa i bezczelna w wymowie nie jest.

 

Moroz: Mimo wszystko, jeśli już porównujemy, dziś Zadara dokonuje rozróżnienia: za kryzys uchodźczy odpowiedzialny jest Łukaszenka, ale za to, że na granicy wprowadzono procedurę push-backów – polskie władze.

 

Skrzydelski: I bardzo proszę. Oskarżajmy rząd, Kamińskiego, Błaszczaka czy Kaczyńskiego, róbmy to w teatrze. Ale może róbmy to inaczej, ciekawiej i przede wszystkim profesjonalnie?

Wątpliwości wokół push-backów, strefy zamkniętej i szlabanu dla dziennikarzy w rejonie przygranicznym jest całkiem sporo, zatem być może warto zrealizować performans z udziałem przedstawicieli drugiej strony?

 

To mógłby być gorący show, gdyby aktorzy toczyli spór np. z funkcjonariuszami straży granicznej. Albo z prawnikami, którzy musieli maczać palce w uzasadnianiu takiej a nie innej strategii?

 

Moroz: Zwracam uwagę, że w kinie amerykańskim wyodrębnił się oddzielny gatunek pod tytułem dramat sądowy, więc Zadara miałby gotowy schemat do wykorzystania. Mógłby w jego ramach wybrać formułę konfliktu tragicznego między bezpieczeństwem państwa a współczuciem wobec ludzi. Ale przecież łatwiej po amatorsku prowadzić dziecinną dyskusję i czytać gotowe formułki. To gra do jednej bramki, choć i to mało powiedziane.

 

Skrzydelski: Za to w ramach elementu budującego napięcie słyszymy u Zadary fragmenty Bachowskiej Pasji według św. Mateusza, puszczanej z gramofonu. A to dlatego, że imię jednego z syryjskich uchodźców, na którego tragiczną historię powołuje się reżyser, brzmi po polsku Jezus. Taka muzyka to świetny przerywnik między czytaniem konstytucji a parzeniem kawy. Zresztą określenie „Pasja” pojawia się w opisie przedstawienia, sugerując jego inny kontekst teatralny.

 

Moroz: Po prostu Zadara potrafi skutecznie reklamować swoje produkty. Niegdyś czternastogodzinne „Dziady” (2016) sprzedawał jako ewenement w dziejach polskiego i światowego teatru.

 

Skrzydelski: Osobiście jednak raduję się tym, że pokazów „Odpowiedzialności” nie zabezpieczają panowie ochroniarze, bo z kolei ten proceder to już w Powszechnym tradycja, a w dziejach teatru niewątpliwie przełom.

 

Moroz: Zdecydowanie. Barczyści ochroniarze, o twarzach niezbyt sympatycznych i niezbyt przyjaźnie wobec widzów nastawieni, kilka miesięcy temu pilnowali, by przypadkiem ktoś z publiczności nie zaprotestował przeciw pokazom „Radia Mariia”. Pomysł Pawła Łysaka chyba zresztą po raz pierwszy ucieleśnił się przy „Klątwie” (2017). Wówczas smutni panowie stali bezpośrednio przed dużą sceną. Trzeba te zdarzenia odnotowywać, aby potem dyrekcja Powszechnego trafiła do encyklopedii z racji konkretnych osiągnięć.

 

Skrzydelski: A zatem – cieszmy się. Bo co by było, gdybyśmy w trakcie spektaklu z ironią nazbyt wyraźną się uśmiechnęli? Czy wyprowadzono by lewy sierpowy?

 

Do zobaczenia po wakacjach.

Ocena: 1 / 6
„Odpowiedzialność”

 

reż.: Michał Zadara

scenariusz zbiorowy

Teatr Powszechny im. Zygmunta Hübnera (Scena Mała)

koprodukcja: CENTRALA

premiera: 26 czerwca 2022 r.

 

https://e-teatr.pl/slodkie-omnibusy-27594


#MichałZadara #Zadara