Wypalone dzieci efektem presji sukcesu

Wypalone dzieci efektem presji sukcesu – przekleństwem zachodniej cywilizacji jest pojmowania szczęścia w kategoriach odniesionego sukcesu.

Niejednokrotnie pisałem o tym, że przekleństwem zachodniej cywilizacji jest pojmowania szczęścia w kategoriach odniesionego sukcesu. Żyjemy w etosie sukcesu i poprzez jego pryzmat pojmujemy prawie wszystko. Dlatego rywalizacja zaczyna się już na etapie piaskownicy, a co dopiero w szkole!

Osobiście zajęło mi pół życia wyswobodzić się z okowów narzucanej nam presji sukcesu i przestać porównywać się z innymi. Dlatego cieszę się, że ktoś w końcu zainteresował się tej absurdalnej pogoni za sukcesem i zwrócił uwagę na problem, który stał się jak najbardziej realny: wypalone dzieci:

 

Wypalone dzieci efektem presji sukcesu

Wypalone dzieci. Dlaczego presja osiągnięć i pogoń za sukcesem zaczyna się w dzieciństwie?

Nasza cywilizacja dawno uporała się z problemem dzieci pracujących ponad siły (w fabrykach, w gospodarstwach rolnych). Chcemy myśleć, że dziś dzieciństwo jest oazą beztroski, swobody, radości, dzieci mają to, czego potrzebują, a nawet więcej. Jedyny ich obowiązek to uczyć się. Tak naprawdę jednak zamieniliśmy jeden rodzaj obciążeń i presji na inny. Michael Schulte-Markwort – niemiecki psychiatra – pisze o zjawisku, które sam ze zdziwieniem obserwuje u dzieci: o wypaleniu.

O wypaleniu mówi się w kontekście pracy zawodowej, jest problemem dorosłych. Wypalone dzieci – to wydaje się absurdalne. Jakie obciążenia mogą mieć dzieci? Mają się tylko uczyć.

Tylko?

Wstają wczesnym rankiem, lekcje zaczynają o ósmej. 6-8 godzin w szkole. Muszą być skoncentrowani. Ktoś kiedyś powiedział, że człowiek może się skupiać przez 45 minut i tego się wymaga. 45 minut umysłowego napięcia na maksa. Jeśli wymiękasz – jedynka. Albo notatka od nauczyciela: „Syn nie uważa na lekcji”, „Córka zajmuje się głupstwami zamiast wypełniać kartę pracy”. Na sygnał dźwiękowy trzeba zacząć się koncentrować na wskazanym temacie. Kolejny sygnał pozwala przez 10 minut odpocząć. Odpocząć? W hałasie na poziomie startującego odrzutowca? Na korytarzu, gdzie nie ma nawet gdzie się schować przed napierającym tłumem dzieciaków, które naturalną potrzebę ruchu i zabawy realizują desperacko w dzikim szale krzyków i opętańczego biegania, bo czują, że muszą tę swoją potrzebę zaspokoić na zapas i w pigułce – mają 10 minut przed kolejnymi 45, kiedy trzeba będzie znieruchomieć w ciszy i wysiłku przymusowej koncentracji.

Kiedy kończą się lekcje, zaczynają się zajęcia dodatkowe. Żeby się rozwijać. Żeby nie zostać w tyle. Żeby zadowolić rodziców. Żeby nie zmarnować talentu. Potem w domu czekają jeszcze zadania domowe, czyli kolejne 2-3 godziny pracy. I spać. Bo następnego dnia znów ten sam kołowrót od rana. Życie dzieci toczy się wokół szkoły. Na przyjaźń, budowanie głębszych relacji nie ma czasu. Ratunkiem wydaje się online i media społecznościowe – tu można „pogadać” w ekspresowym tempie dostosowanym do ilości czasu, jakim małolaty dysponują na interakcje z rówieśnikami. Jakie czasy, takie podwórko. Dzieci, próbując choć na chwilę wyłączyć się z tego wyścigu, szukają odpoczynku w wirtualnym świecie gier komputerowych.

Muszą się starać. Tego oczekują rodzice, nauczyciele. Muszą być dobrzy, lepsi, najlepsi. We wszystkim. Wiedzieć wszystko, pamiętać wszystko, umieć, co wymagane. Mieć piątki, a najlepiej szóstki ze wszystkich przedmiotów. Trójka to porażka. Słabość oznacza niezadowolenie rodziców, zmartwienie, kłopoty i jeszcze większą presję. A dzieci chcą zadowolić dorosłych, chcą być akceptowane i kochane. Więc starają się ile sił, a nawet ponad siły. Presji zewnętrznej towarzyszy presja wewnętrzna, którą same na siebie wywierają.

Pogłębiające się zmęczenie, problemy z koncentracją, ze snem, brak apetytu, bóle głowy – takie objawy u dorosłych traktujemy poważnie. A przynajmniej bardziej poważnie niż 10-20 lat temu. Zaczynamy sobie uświadamiać, że depresja to choroba, a nie fanaberia, czy rozczulanie się nad sobą. Ale kiedy takie objawy występują u dzieci, zwykle je bagatelizujemy, lub postrzegamy je jako lenistwo dzieci, ich próby manipulacji i wymigania się od nauki, krnąbrność i próby przekraczania granic. Nie koncentruje się, bo mu się nie chce, nie skupia się na lekcji, to musi nadrobić materiał w domu. Nie ma apetytu – wybrzydza. Zmęczony – a czym ty dziecko możesz się męczyć?

Niemiecki psychiatra Michael Schulte-Markwort przez lata swojej pracy z dziećmi zauważył, że przybywa przypadków depresji u dzieci. Depresji z wyczerpania. Jak sam przyznaje, początkowo nie traktował ich jako problem wart głębszego namysłu. W końcu jednak przyjrzał się uważnie temu zjawisku, które wydawało się domeną dorosłych, a okazuje się boleśnie dotykać również dzieci. Dzieci są tak samo jak dorośli potężnie obciążone przez naszą kulturę osiągnięć, perfekcji i efektywności. Tylko nie wiedzą, jak temu sprostać. Nie mają też mechanizmów obronnych, które zadziałałyby, kiedy obciążenia są zbyt duże. Dzieci bardzo chcą spełnić oczekiwania rodziców, nauczycieli, ale w końcu nie dają rady. Są coraz bardziej zmęczone. Wyczerpane. To wyczerpanie prowadzi do depresji. I to właśnie jest wypalenie…..

cały artykuł:
www.juniorowo.pl/wypalone-dzieci-dlaczego-presja-osiagniec-pogon-sukcesem-zaczyna-sie-dziecinstwie/

 


#wypalonedzieci