Wydobywa ją z pamięci

Wydobywa ją z pamięci – Następna część wstrząsającego tekstu Bogdana Wasztyla z cyklu “Labiryntów Auschwitz”, który publikuję na moim blogu.

W filmie, który powstał o Cyli nie ma nawet jej fotografii. Tylko Jerzy Bielecki wydobywa ją z pamięci.

 

 

 

Wydobywa ją z pamięci

 

 

 

Wydobywa ją z pamięci

9
– Długo wyrzucałem sobie, że wyruszyłem do Czerników tak późno, że zwlekałem. Do Cyli też miałem żal, że na mnie nie czekała – przyzna po latach Jerzy Bielecki.

 

W maju 1945 roku przeniósł się do Krakowa. Maturę zdał w III Gimnazjum im. Sobieskiego. Studiował budowę samochodów i ciągników na Wydziale Politechnicznym AGH. Nakaz pracy rzucił go zaraz po studiach, w maju 1951 roku, do Nowego Targu, gdzie został zastępcą dyrektora do spraw technicznych w Państwowej Komunikacji Samochodowej.

 

Nie próbował szukać Cyli na własną rękę. Nie wiedział – gdzie, ani – jak. W powojennym bałaganie, w tłumach ludzi przemieszczających się ze wschodu na zachód trudno było kogokolwiek znaleźć. Wierzył, że Cyla się odezwie, więc starał się możliwie często odwiedzać Czerników.

 

– Niestety, Juruś, nie ma nic, żadnych śladów. Cylusia chyba umarła. Dziecinka… – Czernikowa niezmiennie załamywała ręce.

 

Wczesną jesienią 1946 roku, podczas kolejnej bytności w Gruszowie, Jerzy dowiedział się od listonosza, że do ciotki przychodzą listy ze Szwecji.

 

– Dostaliśmy list ze szpitala. Pisała, że jest ciężko chora. Ale już od dawna nie pisze, więc pewnie umarła, bidula, Celinka moja – rozpłakała się ciotka.

 

Tym łzom Jerzy uwierzył. Stracił nadzieję. W listopadzie 1946 roku ożenił się. Stenię poznał kilka miesięcy wcześniej (uczyła się w Liceum Handlowym przy ulicy Kapucyńskiej w Krakowie) i bardzo pokochał. – Tak bardzo chciałem się żenić, że zdobyłem zgodę Kurii. Stenia to była wspaniała, dobra dziewczyna. Trochę przypominała mi Cylę. Do dziś jest moją żoną – mówi po latach Jerzy Bielecki.

 

Po ślubie już rzadziej, ale regularnie – przynajmniej dwa razy w roku – odwiedzał Czerników. Gdy kiedyś wspólnie z wujostwem wspominali Cylę, ciotka sięgnęła do kredensu. – Popatrz Juruś, co znalazłam – podała mu kawałek kartki. Był to fragment listu od Cyli (bez adresu i daty): „Ciociu, szukajcie dalej. Pytajcie krewnych Jurka. Pytajcie Banasiaków. Pytajcie w Jankowicach. Pytajcie w Muniakowicach…”. Ciotka dała też Jerzemu dwa szpitalne zdjęcia. – Pewnie tak, Juruś, wyglądała przed śmiercią. Ze szpitala ona już chyba nie wyszła – dodała.

 

Zaczął szukać Cyli. Wierzył, że żyje. W Związku Byłych Więźniów Politycznych dowiedział się, że kolega z pierwszego transportu do Auschwitz, Jerzy Wojnas, mieszka w Malmo. Napisał do niego: Szukaj Cyli Cybulskiej, która była w szpitalu w Sztokholmie. Po kilku miesiącach przyszła odpowiedź: „Przewróciłem nie tylko Sztokholm i nie tylko Czerwony Krzyż. Szukałem wszędzie, gdzie się dało. Takiej Cyli Cybulskiej nikt nigdzie nie odnotował”.

 

– Szukałem Cyli Cebulskiej, nie wiedząc, że nazywa się Zacharowitz. Nie wiedziałem, kim jest mężczyzna na zdjęciu za szpitala. Czernikowie nie powiedzieli mi, że Cyla wyszła za mąż – tłumaczy Bielecki.

 

Lata biegły. Życie niosło wciąż nowe sprawy. Bielecki został dyrektorem PKS-u, a potem dyrektorem dużej szkoły. Często jednak wracał myślami do przeszłości; nigdy zresztą nie ukrywał, że interesuje go, co stało się z Cylą. Jeszcze w latach sześćdziesiątych poprosił znajomego, który wyjeżdżał do Szwecji, aby poszukał tam Cyli Cebulskiej. Planował, że kiedyś sam wybierze się na poszukiwania. Nie otrzymał jednak paszportu. Pozostało mu odwiedzanie Czerników. Zajeżdżał do nich raz, dwa razy w roku. Za każdym razem z coraz mniejszą nadzieją. Nie wierzył, że Cyla nie żyje. Wątpił jednak, że kiedykolwiek uda mu się ją odnaleźć.

 

Pozostały wspomnienia. Wspomnienia te zaciekawiły Feliksa Kidawę, który nakręcił długi reportaż telewizyjny „I tam kwitły róże…”. W filmie nie pojawia się Cyla; nie ma nawet jej fotografii. Tylko Jerzy Bielecki wydobywa ją z pamięci.

 

C.D.N.


#Auschwitz