Wiśniewski – teatralny przemocowiec

Wiśniewski – teatralny przemocowiec – Pomimo potwierdzonych zarzutów o stosowanie przemocy, reżyser Grzegorz Wiśniewski nadal pracuje w teatrze.

Tajemnicą poliszynela w branży jest to, że Grzegorz Wiśniewski od lat mobbinguje, używa przemocy i molestuje seksualnie młodych mężczyzn, o czym zresztą mówi ten wywiad.

 

I jaka “kara” go spotyka za takie postępowanie? Reżyseria w Teatrze Narodowym.

 

To absolutny skandal, że ktoś taki nadal jest dopuszczany do pracy w teatrze!

 

 

 

Wiśniewski - teatralny przemocowiec

 

 

 

 

Wiśniewski – teatralny przemocowiec

„Czułem się brudny, to było straszne”. Mobbowany przez znanego reżysera zabiera głos

Reżyser wyrzucony z pracy w łódzkiej uczelni, ukarany przez komisję antymobbingową w Gdańsku. Artysta, który z nim pracował zdecydował się opowiedzieć na łamach „Wyborczej” o swoich przeżyciach.

 

Rafał Ryterski to kompozytor muzyki współczesnej. Jego utwory wykonywane są na najbardziej prestiżowych festiwalach, m.in. na Warszawskiej Jesieni. Chętnie współpracuje też z teatrem. Kilkanaście miesięcy temu przyjął propozycję współpracy z Grzegorzem Wiśniewskim przy jego spektaklu „Lilla Weneda” w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku.

 

Wiśniewski to jeden z najbardziej uznanych reżyserów w Polsce. Zaczynał pracę w teatrach krakowskich, ale szybko zaczął być zapraszany także do innych miast, m.in. do Warszawy i Wrocławia. Od 2001 r. jest etatowym reżyserem w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku, gdzie przygotował wiele spektakli, często pracuje także w teatrach w innych miastach. Przez wiele lat wykładał także w łódzkiej Szkole Filmowej.

 

Wiosną 2021 r. był jednym z bohaterów słynnego postu Anny Paligi.

 

Absolwentka łódzkiej Szkoły Filmowej opisała w nim patologie, z którymi spotkała się tam jako studentka – przemoc, mobbing. O Wiśniewskim pisała: “Rola współczesna III rok, próby odbywające się w szkole do 5 rano. Dr Grzegorz Wiśniewski uderzył studentkę w twarz tak mocno, że z nosa trysnęła jej krew. Do przerażonego partnera scenicznego dziewczyny powiedział: »Tak to powinieneś grać, ucz się«”.

 

Komisja powołana w Filmówce do zbadania wydarzeń opisanych przez Paligę uznała, że rzeczywiście miały one miejsce, i zleciła władzom uczelni odsunięcie kilku wspomnianych w poście osób od nauczania. W przypadku jednej osoby podjęta została decyzja o rozwiązaniu stosunku pracy w szkole – chodziło właśnie o Wiśniewskiego.

 

Post Paligi wywołał głośną dyskusję o metodach stosowanych w szkołach teatralnych i teatrach. Aktorzy i aktorki opowiadali o przemocy, której doświadczali albo byli świadkami.

 

Aktor Paweł Tomaszewski opisał wydarzenia, których był uczestnikiem podczas pracy nad swoim spektaklem dyplomowym w 2005 r. Reżyserem tego przedstawienia był właśnie Wiśniewski.

 

Tomaszewski pisał: „Przez trzy miesiące byłem uczestnikiem obłędu tego człowieka. Byłem uczestnikiem jego manipulacji, zastraszania, znęcania się, zamęczania, dręczenia, nagabywania, wykorzystywania, nadużyć na każdej płaszczyźnie, nie wykluczając sfery seksualnej. Byłem świadkiem i uczestnikiem przemocy oraz patologii”. Opisywał też codzienne praktyki, które miały miejsce podczas tej pracy: „Po próbie trzeba się najebać, jechać taksówką do pobliskiego hotelu i rżnąć, wciągać kreskę i rozbijać kufle w barze”.

 

Pod nazwiskiem nikt nic nie mówi.

 

„Lilla Weneda” była kolejnym gdańskim dziełem Wiśniewskiego. Miała premierę pod koniec lutego 2021 r., czyli kilka tygodni przed publikacją postów Anny Paligi i Pawła Tomaszewskiego.

 

Podczas pracy nad tym spektaklem doszło do nieprawidłowości, które dyrekcji Wybrzeża zgłosił kompozytor Rafał Ryterski. W teatrze wszczęto procedurę antymobbingową i ukarano Wiśniewskiego. Jaka ma być kara? Przez wiele miesięcy nie było wiadomo – działania komisji są poufne. Dopiero niedawno ujawniono, że postępowanie zakończyło się wydaniem kary porządkowej nagany.

 

Ryterski był pierwszą i jak dotąd jedyną osobą, która zdecydowała się zabrać głos. Zwierzył się ze swoich przeżyć latem ubiegłego roku. Teraz zgodził się na publikację.

 

Podczas rocznej pracy nad tym tekstem kilkukrotnie próbowałem rozmawiać z Wiśniewskim. Bez odpowiedzi.

 

Rozmowa z Rafałem Ryterskim, który opowiada o tym, jak traktował go reżyser Grzegorz Wiśniewski. Rozmawiał Przemysław Gulda w „Gazecie Wyborczej”.

 

Przemysław Gulda: Dlaczego chciałeś ze mną rozmawiać?

 

Rafał Ryterski: Bo doświadczyłem mobbingu oraz czułem się molestowany seksualnie przez reżysera Grzegorza Wiśniewskiego. I bardzo chcę o tym opowiedzieć. Właśnie teraz. Nieco ponad rok po całym zajściu.

 

Dlaczego teraz?

 

– Między innymi dlatego, że Wiśniewski pokazał właśnie swój nowy spektakl w Teatrze Narodowym. To mnie uruchomiło. Ta premiera bardzo mnie dotyka i przypomina, czego doświadczyłem. Uważam, że nie powinno do niej dojść. Moim zdaniem ten człowiek nie powinien być dopuszczany do pracy w teatrze, do pracy z innymi ludźmi. Wnioskuję to po tym, co zrobił mnie i co zaobserwowałem w pracy nad produkcją „Lilli Wenedy”.

 

Jan Englert, dyrektor artystyczny Teatru Narodowego, twierdzi, że Wiśniewski poniósł już odpowiedzialność za swoje nadużycia z przeszłości i nie można go skreślać na zawsze.

 

– Jaką odpowiedzialność poniósł Wiśniewski? O to właśnie chodzi: moim zdaniem nie poniósł żadnej, skoro wystawia kolejny spektakl, choć za sytuację przy poprzednim nie został jeszcze rozliczony. Nie wiem, oczywiście, jak wyglądała praca nad najnowszym. Chciałbym jedynie, żeby ci, którzy będą się wybierać na to przedstawienie, wiedzieli, że człowiek za nie odpowiedzialny wyrządził krzywdę mnie i innym osobom.

 

Jak się spotkaliście?

 

– W grudniu 2020 r. Wiśniewski pracował nad spektaklem “Lilla Weneda” w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Muzykę miała pisać inna kompozytorka, ale musiała odmówić ze względów osobistych, Wiśniewski szukał kogoś innego. Moja bliska przyjaciółka, do której skierował się najpierw, poleciła mu mnie, wspominając, że interesuję się kulturą queerową i problematyką związaną ze środowiskiem LGBTQ+.

 

To ważne?

 

– Moim zdaniem on to sprytnie wykorzystał. Rozmawiał ze mną miło przez telefon, miałem wrażenie, że mnie mocno czarował: “Słyszałem, że jesteś bardzo zdolny, słyszałem, że interesuje cię taka tematyka, a to się świetnie składa, bo w tym spektaklu będzie dużo queerowych tematów; szukam kogoś, kto zrozumie taką konwencję, czuję, że będziesz się świetnie nadawał i że się znakomicie dogadamy”.

 

Dałeś się złapać na ten haczyk?

 

– Tak, zgodziłem się. Chociaż miałem w tyle głowy opinie ludzi, z którymi pracowałem, a którzy mieli do czynienia z Wiśniewskim.

 

Co od nich usłyszałeś?

 

– Nie były to zbyt pochlebne opinie, głównie dotyczące jego etosu pracy: “To była bardzo ciężka praca, bywało ostro, czasami były dramaty”. To były sygnały ostrzegawcze, ale nie brzmiały na tyle groźnie, żeby się z miejsca wycofać. Założyłem, że nie dam się zmanipulować. Byłem w błędzie.

 

Więc wszedłeś w to.

 

– Tak. Była połowa grudnia, a tuż przed końcem roku miała być gotowa wstępna wersja przedstawienia. A w styczniu mieliśmy do tego wrócić: przez kilka dni przygotować ostateczną wersję. Czasu było bardzo mało, ale uznałem, że warto spróbować. Dotarłem do Gdańska ze swoim sprzętem muzycznym parę dni po rozmowie telefonicznej. Wtedy poznałem Wiśniewskiego osobiście.

 

Jakie zrobił na tobie wrażenie?

 

– Miałem trochę mieszane, ale raczej dobre odczucia. Zauważyłem, że jest bardzo skupiony na pracy. Ale jednocześnie był dla mnie serdeczny i miły. Nieproporcjonalnie w stosunku do jego zachowania wobec reszty zespołu.

 

Czemu więc miałeś mieszane uczucia?

 

– Widziałem, że próba jest ciężka, że to forsowna praca. I wyczułem w powietrzu jakiś niepokój, toksyczną atmosferę.

 

Na czym to polegało?

 

– Widać było, że Wiśniewski nie uznaje niczyjego zdania, że nie ma z nim żadnej dyskusji. Wszystkich traktował bardzo przedmiotowo, aktorami i aktorkami poruszał jak manekinami. Na tej pierwszej próbie zobaczyłem bodajże pierwszą część spektaklu. Potem, po próbie, poszedłem z Wiśniewskim na spacer, aby omówić moją pracę nad muzyką i wrażenia na temat próby.

 

Co się wydarzyło?

 

– Próbowałem z nim rozmawiać na temat spektaklu, ale zbywał te próby. Nieustannie mnie za to wychwalał, mówił, że słyszał, że jestem bardzo utalentowany, że cieszy się, że możemy współpracować.

 

Potem też był taki miły?

 

– Któregoś kolejnego dnia zaproponował, żebyśmy w przerwie poszli razem na lunch. Rzucił też coś w stylu: “kupię ci kanapeczkę”, „wezmę ci jakąś wodę, będę akurat w sklepie”. Byłem trochę zagubiony, wszyscy mówili, że on jest taki groźny, wulgarny, a wobec mnie był taki miły i przyjazny. Zacząłem czuć, że to jest trochę „śliskie”. Mniej więcej wtedy wydarzyła się sytuacja, która mnie zmroziła.

 

Co się stało?

 

– W jednej ze scen pojawiały się chipsy. Rekwizytorka kupowała na kolejne próby nowe chipsy, które szybko się kruszyły, pozostawiając sporo okruszków w paczce. Na próbie Wiśniewski się wściekł. Zaczął krzyczeć na tę rekwizytorkę: “Co to, kurwa, jest za gówno, to jest jakiś syf dla świń, chcę tu, kurwa, mieć porządne chipsy”. Złapał paczkę, z wściekłością wysypał pod jej nogi. Była przerażona.

 

Potem była jeszcze jedna podobna sytuacja – jeden z aktorów miał się psikać czarną farbą w spreju po twarzy. Wiśniewskiemu nie podobało się, jak to robi, wrzasnął na niego, żeby to zrobił inaczej, żeby prysnął sobie sprayem prosto w twarz. „No, kurwa, dajesz!”, „No co ty, kurwa, robisz?!” – aktor odpowiedział, żeby sam spróbował pryskać sobie czarną farbą w twarz.

 

Jak cię wtedy traktował?

 

– Protekcjonalnie. Często mówił rzeczy w stylu: “Widzisz, ile się tu przy mnie nauczysz”. Czułem się tak, jakby chciał, żebym ujrzał w nim mistrza. Ignorowałem te teksty, zbywając innymi tematami.

 

Nie spodobało mu się to?

 

– Nic nie powiedział, ale nie musiałem długo czekać, żeby przekonać się, co oznacza jego niezadowolenie. Tuż przed świętami prezentowałem wstępną wersję ścieżki dźwiękowej. Nie byłem zadowolony z tego, jak brzmi ze względu na akustykę sali, potrzebowałem czasu na zrobienie odpowiedniego miksu oraz korekcji barwy i dynamiki. Wtedy po raz pierwszy rzucał w moim kierunku kąśliwe uwagi. Po próbie zamknął się ze mną i z dyrektorem w łazience, gdzie omówiliśmy, jak będzie wyglądać kalendarz tej produkcji na najbliższe tygodnie. Zostałem zapewniony, że w styczniu będzie jeszcze kilka dni prób, żeby dokończyć pracę nad spektaklem. Nie doszło do tego, bo Wiśniewski uznał, że moja praca przy tej produkcji jest skończona.

 

Co myślałeś o jego nagłej zmianie nastawienia do ciebie i twojej muzyki?

 

– Tłumaczyłem to sobie nerwową atmosferą związaną z coraz mniejszą ilością czasu do pierwszego pokazu, ale zacząłem tracić pewność siebie. Czułem, że może jednak nie podołam temu zleceniu, że nie potrafię pracować pod presją tak krótkiego czasu. Zacząłem w siebie wątpić. I wtedy zdarzyło się coś, co świadczy o tym, jak mocna była manipulacja Wiśniewskiego.

 

Co zrobił?

 

– Następnego dnia oddzwoniłem do niego. Zaczął ze mną rozmawiać bardzo spokojnie, pojednawczo, zupełnie inaczej niż na próbie: “Kilka momentów twojej muzyki było naprawdę świetnych, jesteś bardzo zdolny, musimy tylko nad tym jeszcze trochę popracować”. Zaproponował, żebyśmy się spotkali i porozmawiali o tym, co trzeba zmienić. Powiedziałem, że najlepiej, jak zobaczymy się w sali prób, łatwiej będzie pracować w tej przestrzeni. Odpowiedział: “Nie, lepiej będzie w garderobie, obsługa przygotuje ci sprzęt, będziemy pracować na nagraniach z prób”. Zdziwiła mnie ta propozycja, ale po nerwowej próbie poprzedniego dnia wysłał do mnie SMS-a o 2.30 w nocy, nie było to więc niczym nadzwyczajnym.

 

W nocy?

 

– Tak, o drugiej w nocy. Dostałem od niego SMS-a. Pytał mnie o spotkanie. Gdy następnego dnia zadzwoniłem do niego i zapytałem, czemu pisał do mnie tak późno, odpowiedział: “Bardzo gorąco o tobie myślałem”. Pamiętam do dziś ton jego głosu i sposób, w jaki to mówił. Dotarło do mnie – dopiero wtedy – że jego intencje nie mają zbyt wiele wspólnego z pracą. Takim tonem mówi się do bliskich, do kochanka czy kochanki, do żony czy męża. Nie zapomnę tej rozmowy do końca życia, tego tonu, z jakim wypowiedział to jedno zdanie. Zaproponował, żebyśmy spotkali się w Wigilię.

 

Zgodziłeś się?

 

– Nie, chciałem spędzić czas z rodziną. Miałem już dosyć tej napiętej atmosfery, tym bardziej że tuż przed świętami Wiśniewski stał się znacznie bardziej nerwowy, dużo krzyczał na ludzi w czasie prób. Zresztą na jednej z nich miało miejsce kolejne ostre spięcie. Jedna z aktorek nieśmiało zauważyła, że upłynął już czas pracy. Zapytała, czy moglibyśmy skończyć, bo chce iść do domu, zająć się rodzinnymi sprawami. Odpowiedział, że jak nie chce, to nie musi pracować przy tym spektaklu, że już wcześniej sprawiała mu problemy, że jest przez nią szantażowany. Twierdził, że torpeduje pracę całego zespołu. Powiedział, że jak chce, może iść, tylko że wtedy nie będzie miała już po co wracać, bo on weźmie sobie kogoś na zastępstwo. Wybiegła z sali prób z płaczem. To było straszne.

 

Ale koniec końców po tej nerwowej próbie i nocnym SMS-ie umówiłeś się z nim?

 

– Ustaliliśmy spotkanie na drugi dzień świąt. Zacząłem wtedy mieć jakieś dolegliwości żołądkowe, poza tym byłem potwornie zestresowany produkcją spektaklu. W czasie tego spotkania ustaliliśmy sporo rzeczy, nad którymi pracowałem kolejne dni. Po świętach wróciliśmy do produkcji, ale mój stan zdrowia znacznie się pogorszył. Czułem się fatalnie. Podejrzewałem, że było to jakieś zatrucie pokarmowe, bardzo ciężkie, przez całą noc miałem potworne problemy gastryczne i wysoką gorączkę. Podejrzewam także, że miałem skręt jelit na tle nerwowym. Byłem prawie nieprzytomny z powodu temperatury i odwodnienia. Przez moment podejrzewałem też, że to może być COVID, zwłaszcza że jeden z aktorów w czasie świąt okazał się „pozytywny”. Ale zrobiłem test i wyszedł negatywny. I choć wiedziałem, że jestem kompletnie nie w formie i pomimo że nie powinienem, zgodziłem się na pracę w czasie prób, ale tym razem w moim pokoju teatralnym, nawet nie garderobie.

 

Jak wyglądało to spotkanie?

 

– Czułem potworny dyskomfort. Raz, bo źle się czułem, dwa, z powodu jego zachowania. W pokoju były dwa krzesła i łóżko. I chociaż podstawiłem mu krzesło, usiadł na łóżku, szeroko rozstawiając nogi. Wyraźnie eksponował swoje krocze. Nie patrzył na ekran komputera, przez większość czasu gapił się na mnie. Czułem się brudny, obserwowany. Co chwila zresztą, siedząc okrakiem na łóżku, powtarzał protekcjonalne teksty – że ma nadzieję, że się przy nim dużo uczę, i że mam ciekawe spojrzenie na muzykę. Czułem się tak, jakby zapraszał mnie do łóżka. Czułem to bardzo wyraźnie. Nie wiedziałem tego wtedy, ale ktoś mi potem opowiedział, że rekwizytorka zaproponowała, że zrobi i przyniesie mi do pokoju herbatę. Wiedziała, że źle się czuję. Wiśniewski kategorycznie jej tego zabronił, przy okazji siarczyście klnąc. Zakazał też komukolwiek innemu wchodzić do pokoju, żeby nie przeszkadzać. Aktorzy i aktorki mówili ponoć między sobą: “Wiadomo, po co tam poszedł”. Nie wiedziałem wtedy, że ma opinię człowieka, który upodobał sobie młodych mężczyzn.

 

Do niczego między wami nie doszło?

 

– Nie. I to był koniec naszej – powiedzmy – dość poprawnej relacji. Chyba wtedy zrozumiał, że nie dostanie ode mnie tego, czego chce…

 

Seksu?

 

– Tak podejrzewam. Odsunął się ode mnie. Był wobec mnie oschły. Stracił zainteresowanie moją osobą i moją muzyką, skorzystał w wielu miejscach z utworów referencyjnych, które mu wcześniej podsunąłem. Tak jakby w ogóle go to już przestało obchodzić.

 

A ty jak się czułeś?

 

– Czułem się… brudny. To było straszne uczucie. Czułem się upokorzony. To trwało bardzo długo. Nie mogłem dojść do siebie. Unikałem jakichkolwiek interakcji intymnych, zupełnie straciłem nimi zainteresowanie, zablokowałem się na długi czas.

 

Potem przyszedł styczeń i to zapowiadane dokończenie pracy. Jak to ostatecznie wyglądało?

 

– Nie doszło do tego – w styczniu zaczęły się w teatrze prace remontowe, przez co nie miałem możliwości pracy nad jakością dźwięku w swojej muzyce. Mówiłem Wiśniewskiemu i dyrektorowi, że to jest bardzo potrzebne. Około 5 stycznia postanowiłem zadzwonić do Wiśniewskiego. Miałem wrażenie, że był wobec mnie sztucznie miły. Powiedział, że nie muszę przyjeżdżać, bo według niego muzyka jest gotowa. Oczywiście uważałem inaczej. Mówił też, że bardzo się cieszy, że mnie poznał, choć liczył, że pozna mnie także poza pracą. Mieliśmy też rozmawiać o jego wstępnej propozycji wzięcia udziału w jego następnym projekcie. Nie wiedziałem, co o niej myśleć. Wiedziałem tylko, że nie chcę z tym człowiekiem pracować.

 

Więc nie wyraziłeś zainteresowania dalszą współpracą?

 

– Odmówiłem z powodu terminów, których nie mógłbym dotrzymać ze względu na inne zobowiązania: miałem wtedy pracować nad muzyką do spektaklu w Niemczech. Cieszyłem się, że mam dobry argument, żeby nie przyjmować jego propozycji.

 

I na tym skończyły się wasze kontakty?

 

– Nie. Potem było popremierowe wznowienie spektaklu w lutym. Zadzwonił, żebym przyjechał i dopracował kilka elementów ścieżki dźwiękowej. Nie chciałem znów lądować w tym piekle – na próbach z nim. Szybko się okazało, że miałem dobre przeczucie. Choć nie spodziewałem się, jak ciężko będzie tym razem.

 

Co się działo?

 

– Na pierwszej próbie wszyscy czekali bezczynnie, a on przez parę godzin ustawiał światło, przeklinając przy tym głośno oświetleniowców na czym świat stoi. To był typowy pokaz siły.

 

W ciągu kolejnych dni był niebywale nieprzyjemny w stosunku do ekipy technicznej. Wtedy doszło też do kolejnej przerażającej sytuacji. W spektaklu były używane – nie wiem, czy nadal są – dwie statuetki Maryi zrobione z masy przypominającej mieszaninę gipsu i plastiku. Na jednej próbie jednej z figurek odpadła jakaś część, chyba ręka, i niemal spadła na stopę jednego z aktorów. Wszyscy się wtedy zaśmialiśmy. Ale w pewnym momencie inny aktor wyrwał aktorce z rąk tę drugą figurkę, poślizgnął się i upuścił ją na ziemię. Roztrzaskała się na setki kawałków. Cała sala zaniemówiła, myśleliśmy, że aktorowi stała się krzywda – krawędzie tych popękanych kawałków były naprawdę ostre. A Wiśniewski zaczął się wtedy śmiać. Głośno. Niemalże szyderczo.

 

Co się działo dalej?

 

– Trzeciego dnia zmieniłem z dźwiękowcem trochę brzmień, tak żeby muzyka była bardziej czytelna. Wiśniewski posłuchał i wybuchł: „Co to, kurwa, jest? Co wy tu zmieniliście? To jest jakiś pretensjonalny syf. Jesteś nieodpowiedzialny, kurwa, mówiłem ci, żebyś nic, kurwa, nie zmieniał!”. Postawiłem się wtedy: “Przestań na mnie krzyczeć”. Potem wziął kulę bilardową ze stołu, który był elementem scenografii, i z wściekłością rzucił w stronę widowni, gdzie siedzieli ludzie z pionu realizatorskiego. Na szczęście nikogo nie trafił. Wiśniewski kazał kontynuować. Po próbie powiedział: “Jutro rano przynieś, co chcesz, masz ostatni moment na wprowadzenie zmian”.

 

Co przyniosłeś?

 

– Byłem zadowolony z efektów mojej pracy. Ale rano Wiśniewski spóźnił się pół godziny, zaczął krzyczeć: “Kurwa, czemu nie jesteście jeszcze gotowi?”. Kiedy zaczęła się moja muzyka, prychnął kpiąco: “Co to, kurwa, za pretensjonalna gitara?”. Przy trzeciej scenie wpadł w szał, zatrzymał próbę: “Co to za pierdolona dyskoteka? Co to za gówno? Co ty przyniosłeś? Ja tak pracować nie będę!”. Potem zaczął mnie obrażać, krzyczeć, że się nie nadaję, że jestem nieodpowiedzialny, a nawet chorowity. Użył moich problemów żołądkowych po świętach jako argumentu na to, że jestem nieprofesjonalny, że zachowuję się jak amator. Dźwiękowiec zaczął mnie bronić, ale jego też zwymyślał, dodając, że zaprosił go do współpracy tylko dlatego, że kiedyś już pracowali, a teraz mu się stawia.

 

Próbowałem mu wytłumaczyć, że to ta sama muzyka, tylko trochę inaczej brzmi, bo wyciągnąłem elementy, których wcześniej nie było słychać. Wściekł się jeszcze bardziej: “Jesteś kłamcą, oszustem, kpisz sobie ze mnie, zaraz ci udowodnię, że mam rację”. Wybiegł gdzieś, po chwili wrócił ze swoim laptopem i włączył stare pliki z muzyką. Próbowałem mu tłumaczyć, że głośniki laptopa nie są w stanie przenieść całego pasma dźwiękowego, a zwłaszcza tych elementów, o których mówiliśmy, więc nie da się porównywać starszych i nowszych wersji w taki sposób. Nie chciał mnie słuchać. Krzyczał, obrażał mnie, mówił, że zadzwoni do dyrektora i że nie mam wstępu na próby, że wróci do starej muzyki. Po przejściu całej części pierwszej spektaklu spakowałem swoje sprzęty i wyszedłem, po drodze spotykając kilkoro techników oraz inspicjentkę, która powiedziała, że to był mobbing i że muszę zadzwonić w związku z tym do dyrektora.

 

I co zrobiłeś?

 

– Wsiadłem do samochodu, ruszyłem w stronę domu. Po drodze musiałem się zatrzymać, czułem się upokorzony. Zacząłem bezwiednie płakać. Byłem bliski ataku paniki. Nie wróciłem tam więcej na próby. Postanowiłem zgłosić mobbing do dyrekcji. Ktoś mi poradził, żebym zgłosił dyrektorowi także molestowanie seksualne, bo tak należało zakwalifikować jego zachowanie w moim pokoju. Maszyna ruszyła.

 

Jaka maszyna?

 

– Tego samego dnia rozmawiałem telefonicznie z dyrektorem Teatru Wybrzeże Adamem Orzechowskim, który zapowiedział, że coś z tym zrobi. Miesiąc później z inicjatywy dyrektora pracę zaczęła wewnętrzna komisja antymobbingowa. Pracowałem w Niemczech, nie mogłem przyjechać na przesłuchanie ze względu na lockdown. Odbyło się więc online. To był dla mnie koszmar. Musiałem w jakimś sensie przeżyć to wszystko jeszcze raz. Na szczęście pomogli mi wtedy ludzie, z którymi pracowałem w Niemczech. Bardzo podnieśli mnie na duchu, gratulowali odwagi, mówili, że takie przypadki trzeba nagłaśniać. Kluczową rolę odegrała polska dramaturżka, która pracowała przy tamtej produkcji i która zajmuje się mobbingiem w teatrze. Komisja przygotowała raport, uwzględniony został zarzut mobbingu, ale moje oskarżenie o molestowanie zniknęło z pola widzenia.

 

Wciąż nie została publicznie ujawniona wysokość kary dla Wiśniewskiego. Znasz ją?

 

– Nie. Nikt mnie o niej nie informował. Dyrektor Orzechowski przysłał mi maila z przeprosinami za zaistniałą sytuację. Pisał też, że zespół teatru przejdzie szkolenie antymobbingowe. Potem nikt się już ze mną nie kontaktował w tej sprawie. Nie rozmawiałem też z Wiśniewskim. Nie wyobrażam sobie spotkania z nim, na samą myśl skręca mnie w żołądku. Ale słyszałem, że “Lilla Weneda” ma niedługo wrócić do repertuaru, że planowane jest wznowienie. Nikt na szczęście nie zaprasza mnie na próby wznowieniowe.

 

Opowiedziałeś mi tę historię już kilka miesięcy temu, ale wtedy nie pozwoliłeś jej publikować. Czemu?

 

– Byłem umówiony z Igą Dzieciuchowicz, która pisze książkę o przemocy w polskim teatrze i która bardzo pomogła mi w przepracowaniu traumy, jaką było doświadczenie pracy z Wiśniewskim. Książka niestety do tej pory jeszcze się nie ukazała, z powodów niezależnych od autorki. Tymczasem Wiśniewski wraca do tworzenia spektakli. A ja chcę, żeby ludzie teraz usłyszeli moją historię.

 

Po tylu miesiącach odkryłem, że ten temat we mnie jeszcze siedzi. Dlatego zdecydowałem się na ten wywiad. Uznałem, że kolejna premiera Wiśniewskiego będzie dobrym pretekstem. Chciałbym, żeby Grzegorz Wiśniewski wreszcie poniósł jakąś odpowiedzialność za to, co zrobił mnie i innym ludziom. I żeby już nigdy nie mógł nikogo skrzywdzić.

 

https://e-teatr.pl/czulem-sie-brudny-to-bylo-straszne-mobbowany-przez-znanego-rezysera-zabiera-glos-26469


#GrzegorzWiśniewski