Widz wychodzi. Nie czeka przerwy

Widz wychodzi. Nie czeka przerwy – to znakomity artykuł Katarzyny Minola, która na przykładzie Boskiej Komedii rozprawia się z korupcją i butą “nowego teatru”.

Nareszcie znajduje się uczciwy i nieskorumpowany krytyk, który bez owijania w bawełnę opisuje to, co w branży jest tajemnicą poliszynela, że cały “nowy teatr” rodem ze “spółdzielni teatralnej” jest pustą wydmuszką, sztucznie napompowaną przez sprzedajnych krytyków, którzy owijają gówno w błyszczące papierki i próbują wetknąć to widowni, która swój rozum ma – widz wychodzi z tych przedstawień nawet nie czekając na przerwę. Niestety to zjawisko spowodowało masowy odpływ widowni od teatru, ponieważ znieważony widz, raczej do teatru nie wraca i teatr w ten sposób przez ostatnią dekadę stracił 1/3 swojej widowni.

 

Widz wychodzi. Nie czeka przerwy

 

Przeżyjemy w teatrze?

Martwi mnie i zasmuca brak realnej woli działania na rzecz widza. Środowisko jest głuche, obrażone na rzeczywistość, odrzucające fakty, nie nadąża z reakcjami na rzeczywistość. Bunt ma być racją istnienia teatru, który proponują twórcy, ale niestety zmienił się on w propagandowy bełkot pozbawiony nawet wartości scenicznych. Dla widza nie ma już tam miejsca i widz to czuje, wychodzi, dziękując za uczestnictwo w projekcie, który jest tylko emanacją ego artysty.

Widz wychodzi. Nie czeka przerwy, nie dba o moment, opuszcza salę.

Na każdym z kilkunastu spektakli, na których byłam widzowie wychodzili. Czasem bardzo wymownie. Trudno było inaczej wyjść na przykład z Zew Cthulhu Michała Borczucha. Zespół Teatru Nowego grał 130 minut bez przerwy, a przez szczelnie zapełnione schody trudno było się przebić. Pierwsi widzowie opuścili salę po niespełna kwadransie. Byli i tacy, którzy poddawali się tuż przed finałem. Ich przemarsz przez zatłoczone rzędy i przyległości wzbudzał konsternację monologujących aktorów. Znany z zamiłowania do improwizacji Krzysztof Zarzycki bliski był komentarza.

Na trzyaktowym, 240 minutowym, Vernon Subutex Wiktora Rubina widownia topniała równie zauważalnie, szczególnie po przerwach.

Zagraniczni goście pytali zdumieni, czy u nas nie ma innego teatru, dlaczego te przekazy są tak proste, tak długie, tak jednorodne. Juror Jurriaan Cooiman powiedział krótko: takie moje spojrzenie na to, taka też moja sugestia, czego możecie się nauczyć, co możecie chcieć zrobić w przyszłości. To wszystko jest bardzo ciężkie, by nie powiedzieć obciążone, longplejowe, długie sztuki, bardzo ciężki materiał i to tak naprawdę człowieka dobija (a bit killing), wtłacza. Nie możecie tego powiedzieć krócej? Nie możecie tego powiedzieć przy pomocy jakiś innych środków? Tego wszystkiego co jest mniej zorientowane na aktora na przykład. Oczywiście macie tu fenomenalną jedność słowa, obrazu i muzyki, czy nie dało, by się gdzieś w tą jedność wcisnąć jakiejś bomby i doprowadzić do tego, żeby ona zrobiła wielkie bum, rozejrzeć się i zobaczyć, co by wam na tej scenie zostało. Oczywiście, ja wiem, że uwielbiacie historie, narracje, opowiadać od Adama i Ewy i później krok po kroku dochodzić do Apokalipsy, ale czy naprawdę nie bylibyście w stanie tego w jakiś sposób skrócić? Słuchajcie, ludzie, którzy przychodzą oglądać wasze sztuki, nie są jałopami. Łukasz Drewniak określił później to, co pokazano na BK, niby ironicznie, przegadany i rozdęty seans autocelebracji ale oddaje to istotę rzeczy: https://kempinsky.pl/teatralny.pl/opinie/k175-na-szybko,2198.html.

Werdykt potwierdził tylko, że teatr to miejsce szukania prawdy o człowieku, nie może być doraźny, publicystyczny jedynie. A i w formie wygrał ten, który wybiera „niewyrobiony” widz: przejrzysta kompozycja i jasny, nie tautologiczny, lecz jasny przekaz, dookreślona sytuacja sceniczna, pokora reżysera, który nie wymyśla sensu na nowo. Iluminacja i katharsis, o to przecież chodzi.

I nie ma się co obrażać na werdykt obcych oczu, jurorzy to też widzowie, którzy musieli brnąć przez te godziny reżyserskich zachwytów nad sobą i procesem tworzenia.

Zdaniem jury nie ma takiego teatru jak Stary (dwie produkcje w konkursie), nie ma Teatru Powszechnego (dwie produkcje w konkursie), nie ma Nowego Teatru, nie ma Studiogalerii. Nagród na Boskiej nie dostały sceny kultowe i pokoleniowe, ani też sceny walczące, nie pocieszono nawet nimi teatrów w żałobie i w stanie likwidacji. Jury namieszało w geografii budżetowej i wypięło się na środowiskową solidarność. Beneficjentem festiwalu nie zostały potężne i bogate ośrodki stołeczne, a solidny Poznań, biedny, szukający wsparcia po internetach off, a przede wszystkim Teatr Ludowy, czyli od niedawna trzecia sceniczna siła w Krakowie ubolewa Drewniak.

Cóż! Państwo Artyści chcieli rywalizacji w sztuce (absurdalne w założeniu), Państwo Twórcy się upajają ekonomią prestiżu, Państwo Krytycy chcieli obiektywnego światowego wglądu – oto i on. Zawsze ktoś musi być drugi i ostatni w takich zawodach. Tu nie było primus inter pares. To jury to była właśnie żyleta drużyn z trzeciej ligi co to nie przyjeżdżał selekcjoner z pierwszej nigdy, a przecież się grało i to nie jeden sezon. Tylko sędzia był sprzedany, a mecz był kupiony. A to teatr właśnie, trochę przypadek, ulotność, spotkanie, to coś się wydarza poza algorytmem rzemiosła i odmienionych przez wszystkie przypadki nazwisk, wydarza się nie tylko w pierwszej lidze. Tylko, że u nas mówi się tylko o pierwszej. Na prowincję nie zapuszcza się krytyk-celebryta.

Chodzi i skrzypi teatr zewnętrzny powie Tadeusz Różewicz. Uśmiechnę się do niego. Śmieszny staruszek powiedzą kibice i gracze “pierwszej ligi” polskiego teatru.

Katarzyna Minola

2018-01-08


#BoskaKomedia #nowyteatr