W ŁAPACH SZALEŃCA
Kiedy dyrektor artystyczny omawiał TOP DOGS po którejś generalnej, powiedział o mnie coś w stylu, że bardzo się cieszy, że zespół wpadł w ręce tego szaleńca.
Bardzo połaskotało to moją próżność, bo od dawna próbuję wychodzić poza ramy tego, co przyjęte i normalne.
W trakcie prób skupiam się głównie na tym, żeby cały czas uruchamiać moją wyobraźnię, sięgać dalej i szukać cały czas nowych pomysłów i rozwiązań.
Zrobić spektakl “po Bożemu” dla mnie nie jest żadnym problemem, ale po co miałbym to robić? Nie ma żadnego sensu odcinać kuponów. Wtedy teatr przestaje być twórczy, a zaczyna być ODtwórczy, coś, czego alergicznie nie znoszę.
Oczywiście to także stawia wysoko poprzeczkę aktorom, z którymi współpracuję, bo oczekuję od nich czegoś więcej niż używanie środków wyrazu typu krzyk i machanie rączkami. A już propozycje aktorskie typu “to może ja tutaj wstanę, albo usiądę”, doprowadzają mnie do furii.
Ale też największą nagrodą dla mnie, jako reżysera jest to, kiedy aktorzy z moich przedstawień zdobywają laury.
A ponieważ w ostatnich 10 latach chyba nie było ani jednego roku, kiedy któryś z moich podopiecznych nie dostał nagrody, albo przynajmniej nominacji, wciąż rośnie kolejka tych, którzy w łapy tego szaleńca chcą się dostać i to szczerze mówiąc bardzo mi schlebia.
_____________________________________________________________________________________
#reżyseria
0 Comments
Trackbacks/Pingbacks