W dawnym SPATiF-ie

W dawnym SPATiF-ie – SPATiF za czasów komuny, był prawdziwym azylem i wentylem bezpieczeństwa dla ówczesnych artystów sztuk wszelakich.

Ja sam pamiętam z lat mojego dzieciństwa, jak w każdą niedzielę z mamą i najczęściej ciocią Helenką chodziliśmy na niedzielny obiad do łódzkiego SPATiFu.
Siedzieliśmy, a wokół nas konsumowała obiadek cała ówczesna elita, albo, jak wtedy zwykło się mówić, śmietanka towarzyska aktorstwa, filmu, teatru, dziennikarstwa i sztuki.
To prawda, że w dawnym SPATiF-ie konsumowano także napoje wyskokowe, dogryzano sobie, kłócono się, a nawet biło się wzajemnie po mordzie, ale mam nieodparte wrażenie, że działo się to wtedy jednak z klasą, o której obecne gwiazdeczki rangi dolnoalbańskiej nie mają zielonego pojęcia.

 

Poniższą anegdotę podesłał mi na FB pan Ryszard Adamski.

 

 

 

W dawnym SPATiF-ie

 

 

 

 

W dawnym SPATiF-ie

W dawnym SPATiF-ie ludzie potrafili się pobić, prawić sobie złośliwości, ale były one diabelnie inteligentne, często pełne humoru, jak wtedy, gdy Jerzy Waldorff zapytał Antoniego Słonimskiego:

 

“Panie Słonimski, jak pan miał na nazwisko przed wojną, bo nie pamiętam?”.

 

No to usłyszał od Słonimskiego:

 

“Był pan wtedy za małą dziewczynką, panie Waldorff, żeby pamiętać”.

 

No powiedzcie, czy to nie jest cudowne?

 

 

 

 

SPATiF w Warszawie. Bohema, która wzięła się z biedy

Romanse, plotki i awantury, a w przerwach: kłótnie o literaturę i obsadzanie filmowych ról. Nad ranem powrót do domu: “na sucho” za 50, a “na mokro” – za 80 zł. Owiany legendą SPATiF wraca do Warszawy.

 

– Ta bohema wzięła się z biedy. Nie mieliśmy własnych domów, więc siedzieliśmy razem w SPATiF-ie. Nie mieliśmy telefonów, więc tam czekaliśmy na propozycje – tak aktor Daniel Olbrychski wspominał czasy, gdy w knajpie Stowarzyszenia Polskich Artystów Teatru i Filmu zbierała się towarzyska śmietanka stolicy.

 

W czasach świetności lokalu – od lat 50. do końca lat 70. – spotykali się tam aktorzy, literaci, artyści, filmowcy, tajniacy, prostytutki, warszawscy bywalcy i aspirujący do tego miana.

 

Choć do obcych stolików dosiadać się nie wypadało, liczyło się już samo wejście. Bywanie w SPATiF-ie dla wielu było oznaką prestiżu, choć w specyficznym, PRL-owskim wydaniu. „Dopiero perspektywa Nowego Jorku, gdzie cyganeria, alkoholicy i narkomani podzieleni są porządnie według wysokości konta w banku, pozwala zrozumieć niezwykłość tamtej knajpy” – pisał w „Wyborczej” Janusz Głowacki.

 

https://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/7,54420,21297476,bohema-ktora-wziela-sie-zbiedy.html


#SPATiF