Trzy kobiety w strugach światła

Trzy kobiety w strugach światła – to wspaniała recenzja Piotra Łobody z wczorajszej prapremiery polskiej Trzech Kobiet w Teatrze ŚwiętochłOFFice.

Trzy kobiety w strugach światła

„Trzy kobiety”

… a na widowni cisza, cisza jak makiem zasiał. Scena pusta, czarne tło, trzy kobiety i pustka. Trzy kobiety w bieli i w strugach silnego światła, może za silnego a może nie. Trzy kobiety – niby trzy, ale przecie każda osobno, każda sama a może samotna. Samotna w tym swoim przeżywaniu, samotna w swoim przekazie. Nie widzą siebie, nie dostrzegają. Dają swój przekaz, swoje rozumienie tego stanu, który przyrodzony im niejako i tylko nie wiadomo, czy karą jest i za co, czy też owym szczęściem, nad którym poeci się pochylają – ślepi zresztą. Tego stanu, którego przecie opisać nie sposób, choć jednocześnie opisywany był nieskończenie wiele razy.

Brzemienność, czy brzemienności ? A jakie ? Czy te pokazywane na fotografiach w pięknych kalendarzach, radosne, w których do tych uroczych brzuszków tulą się dzieci i twarze szczęśliwych samców, za przyczyną których …, te brzuszki czule oplatane i gładzone kochanymi dłońmi, czy też te, które ukryte w mroku nocy, w bezsenności, przeklęte w bólu …

Życie tworzy się w bólu – „rodzić będziesz w bólu” – mówi Bóg do Ewy … a dlaczegóż to Przenajświętszy Boże, dlaczegóż szczęście dawania nie może być całkowite, dlaczegóż nie może być radością tylko … dlaczegóż ? – Bóg milczy … Bóg wie … Ewa pewnie też, ale czy rozumie … a jeśli nawet, to czy to rozumienie zmniejszy ból dawania, cierpienie czekania … czy Ewa zadaje sobie to pytanie, czy to pytanie zadają sobie te trzy młode kobiety, trzy kobiety na scenie, trzy kobiety w strugach światła a jednak samotne … a czy Ci, co siedzą wygodnie na fotelach widzów to pytanie dostrzegają, czy wszyscy, czy choćby część tylko, czy …

Ból brzemienności jest bólem samotności, bólem nocy, bólem intymnym, własnym i strzeżonym jak skarb jaki aż do urodzenia … po policzkach ściekają łzy, wargi zaciskają się, kropelki potu na czole, umęczone powieki nie pozwalają zasnąć … mózg atakują stada spłoszonych koni …

… w czeluściach łóżka szukasz tego miejsca, które choć na chwile da Ci ulgę, obejmujesz dłońmi to coś, co kochasz i nienawidzisz jednocześnie i tymi dłońmi próbujesz uspokoić to coś, tego kogoś, któremu chcesz dać życie, ale który zanim je w pełni otrzyma w tym darze od Ciebie, Twoje zatruwać musi, w jakiejś niewdzięczności bez mała … i nie starasz się tego zrozumieć, a tylko podświadomie uciec od tego, uniknąć bólu w odruchu podświadomym przecież i naturalnym jak życie … i nienawidzisz, nienawidzisz tego bólu, bo przecie bólu kochać nie można, bo przecie bólu kochać nie sposób …

… a jednak, prędzej czy później ten paroksyzm cierpienia okryty zostanie całunem zapomnienia … kiedy na rękach trzymała będziesz tego Kogoś, któremu dałaś Życie i który będzie na Ciebie patrzał tymi oczyma we łzach może, ale bez wdzięczności jednak, bez wdzięczności dla Ciebie …

… a jednak właśnie wówczas patrząc w te oczy, zapomnisz o bólu i to w Twoich oczach pojawi się wdzięczność, że Ci się udało, że Twój ból nie poszedł na marne i że Cię uszlachetnił, Ciebie tylko, tylko Ciebie …
… i zapomnisz … bo, bo wszystkie przed Tobą zapominały i wszystkie po Tobie zapominać będą …

… szalona Sylvia Plath krzyczy Waszymi ustami – Twoimi Marto, Twoimi Aniu, Twoimi Agato.
… szalona Sylvia Plath musi Waszymi ustami wylać to szaleństwo bólu, nagromadzonego w dziesiątkach nieprzespanych nocy, szaleństwo bólu a może i nienawiści do tego stanu, przyrodzonego jej przecie, ale z którym pogodzić się nie potrafi, bo nie potrafi zapomnieć, bo nie dano jej albo odebrano tę właściwość zapominania, właśnie tę właściwość …

… jej brak prowadzi tę szaloną Sylvię Plath do unicestwienia i unicestwi Ją w końcu …

… a jednak i tu pojawia się promień optymizmu, promień nadziei. Pojawia się na wyciągniętych dłoniach Ani Maksym powidok tego Kogoś, Komu pomimo i na przekór, a może mimo wszystko, dała to Życie i Który patrzy teraz tymi oczyma na Nią i jest zapomnieniem, zapomnieniem tego co było

… Dariusz Jezierski przekaz Sylvii Plath powierzył trzem młodym aktorkom nie obarczonym doświadczeniem brzemienności i była to decyzja ze wszech miar trafiona. Przesłanie Plath tylko w ten sposób można było przekazać i niejako odtworzyć, z martwego przecież zapisu.

Interpretacja tych młodych aktorek jest surowa, pozbawiona aktorskiej impulsywności, tego przysłowiowego grania, czy odgrywania. Brak macierzyńskich doświadczeń, wbrew wydawałoby się logice, sprzyja jednak autentyzmowi przekazu, przekazu Sylvii Plath, szalonej Sylvii Plath …

Mnie samca natura pozbawiła możliwości odczuwania macierzyństwa nie mówiąc o brzemienności. Tej garstki macierzyńskich uczuć nigdy nie doświadczyłem ani nigdy nie doświadczę. Pewnie to ułomność jakaś, ale przecie nie tylko mnie dotycząca.

Wdzięczny jestem zatem tym młodziutkim aktorkom za uchylenie rąbka tej tajemnicy.
Wdzięczny jestem Marcie Dobrowolskiej – Rezikin
Wdzięczny jestem Ani Maksym
Wdzięczny jestem Agacie Śliwa
Wdzięczny jestem wreszcie Sylvii Plath …

Prapremiera polska spektaklu pt. „Trzy kobiety” na podstawie twórczości Sylvii Plath w adaptacji i reżyserii Dariusza Jezierskiego w wykonaniu Marty Dobrowolskiej-Rezikin, Anny Maksym i Agaty Śliwy odbyła się 15 marca 2017 r. w Teatrze Świętochłoffice w Świętochłowicach.

Piotr Łoboda

https://www.facebook.com/piotr.w.loboda/posts/233255690473617