Teatru totalnego zastawiona pułapka

Teatru totalnego zastawiona pułapka – Każdy, kto wypowiada się na temat przedstawienia w Teatrze Powszechnym, staje się uczestnikiem zaplanowanego spektaklu.


Teatru totalnego zastawiona pułapka

Sonik: „Klątwa” teatru totalnego

Każdy, kto wypowiada się na temat przedstawienia w Teatrze Powszechnym, staje się uczestnikiem zaplanowanego spektaklu – ostrzega prezes Instytutu Dziedzictwa.

Reżyser Oliver Frljić przyznaje, że sama scena – i to co dzieje się na niej – nie są istotne: ”Pokazanie spektaklu nie było najważniejsze: cele, które sobie postawiłem, zostały osiągnięte jeszcze przed premierą, w ramach tzw. performansu medialnego. Nie uważam, by żywa współobecność widzów i aktorów była jedynym warunkiem zaistnienia teatru”. Aktorzy, ich działania, wypowiadane kwestie i scenografia są tylko narzędziem uruchamiającym medialne widowisko. W rzeczywistości chodzi o to, by protestujący i admiratorzy – aktywując się wzajemnie, wzięli udział w castingu Frljicia. Wszyscy, naprawdę wszyscy, są tu jedynie marionetkami.

Przy takim założeniu Frljić zawsze musi wygrać. To unieważnia sens polemiki. Na tym polega perwersja „nowego, wspaniałego teatru”, że wyrasta z ziarna genetycznie skażonego ideą totalitarną.

Co zatem można zrobić? Co ma robić człowiek upokorzony, dotknięty do żywego, oburzony? Czy powinien milczeć? Nie. Dlaczego niby mielibyśmy milczeć?

Widz krytyczny złapany w sidła

Przyjrzyjmy się mechanizmom szantażu w tym konkretnym przypadku.

• W „świątyni teatru” wszystko wolno (tradycja dionizyjska?): orgia z krzyżami i lizanie członka przyprawionego figurze Jana Pawła II gwarantują rozgłos i osiągnięcie opisanego wyżej celu. Komu się koncept nie podoba, ten zwolennikiem cenzurowania sztuki jest!  Sztuki cenzurować nie wolno nikomu. Ten „nikt” ma tylko płacić i nie pytać dlaczego.

• Sztuka nie podlega krytyce profanów. Ma zająć miejsce, z którego usunięto inne świętości. Jest chroniona nowymi tabu, których naruszać nie wolno pod groźbą anatemy, czyli wykluczenia z grona ludzi światłych i kulturalnych.

• „Kapłan sztuki totalnej” jest chroniony klauzulą nietykalności. Testuje cenzurę, wyznaczając aktorce rolę kwestarki: ma zebrać pieniądze na zabicie Kaczyńskiego, ale na to jest paragraf, więc tylko opowiada, że zbiórki nie będzie… Taki zabieg pozwala zjeść ciastko i mieć ciastko.

• Nie ma prawa się wypowiadać, kto sztuki nie widział. To więcej niż pułapka: czuję jak stopy blokują mi wnyki rasowego kłusownika. Bo z taką tezą musimy się zgodzić. Jednak nie w tym przypadku. Za grubo pojechaliście w Teatrze Powszechnym. Zlikwidowaliście niuanse, wyciągając dywanik spod stóp. Kto pójdzie do teatru, ten nawet, jeśli wyjdzie wściekły, nie tylko zapłaci za bilet, ale j jego obecność będzie pracowała na frekwencję.

• „Klątwa”  walczy z pedofilią w Kościele. Nie w chórach dziecięcych, nie w  klubach sportowych, tylko w Kościele. Komu się spektakl wydaje obleśny i chamski, ten popiera pedofilię wśród księży. Proste.

• A nuż będzie proces? Będzie proces, będzie zabawa! Na świat cały będzie zabawa.Takie sidła zostały zastawione na potencjalnych przeciwników spektaklu. Są to pułapki realne i poważne. Zasadzki niezwykle istotne, ponieważ zbudowane z pomocą  instrumentów, które stworzyły wielkość europejskiej kultury.

Nie da się ich ominąć. Jedyne, co można zrobić, to je kompletnie zlekceważyć. Przejść ponad nimi! Przeciąć, jak Aleksander, i zastosować konsekwentny bojkot teatru oraz reżysera. To jest złamanie zasad, które cenię i w które wierzę. Trudno. Skoro złamano zasady, wypowiadając mi podstępnie i ohydnie wojnę – nie uchylę się.

Władza i tabu

Czy sprzeciwiając się Friljiciowi, staję po stronie prostactwa? Jestem prymitywna i ciemna, jak ci chłopi spod Łomży, co siostrę Antka w piecu upiekli, żeby się lepiej poczuła? Problem w tym, że to wszystko zabieg Frljicia unieważnił. Ważna jest tylko barykada dzieląca wolność od pokusy totalitarnej, interesownych wyznawców od naiwnych profanów. Wyznawcy przywołują mantrę, której banalność cuchnie naftaliną, jak puchowa kołderka cierpień Richarda Rorty’ego. Chodzi oczywiście o wytrych pojęciowy: „obnażanie struktur opresyjnej władzy”. Żeby było jeszcze zabawniej mantrę tę powtarzają reprezentanci władzy medialnej. A przecież to oni, podobnie jak urzędnicy rozmaitych wydziałów kultury, mają władzę.

Inny wątek i inny paradoks: jak ogłosiła Julia Wyszyńska (skądinąd dobra aktorka; dobrych aktorów w tym spektaklu jest więcej), chodzi o to, by teatr podnosił tematy tabu. Też uważam, że podnoszenie tematów tabu to psie prawo sztuki. Ale o tym, czy mamy do czynienia ze sztuką, czy z kupą na sztukę przemalowaną, nie decyduje sam temat, tylko to, jak jest przedstawiony, jakim językiem i jakimi środkami wyrazu. Przecież o hipokryzji i rozpaczy napisano tysiące lichych wersów, a tylko Szekspir stworzył „Króla Leara”. Wymagania jakościowe tracą jednak znaczenie, bo od wyznawców wymaga się bezwarunkowej akceptacji i kadzideł, a nie detalicznych pytań. Zwłaszcza nie wolno pytać o publiczne pieniądze. Tymczasem o pieniądze pytać trzeba .Tylko że powinny to być inne pytania niż to, które najczęściej jest zadawane. Rzecz wymaga dłuższego wyjaśnienia.

Polska jest wystarczająco wielkim krajem, by znalazło się tu miejsce dla wszystkich. Jedni są żarliwymi katolikami, inni katolikami zwyczajowymi, Żydami lub agnostykami, jeszcze inni wyznają prawosławie lub islam (jak Tatarzy wierni Rzeczypospolitej od wieków). Jedni upatrują szczęście dla kraju w podtrzymywaniu tradycji, inni chcą szybkiej modernizacji,  sekularyzacji i/lub liberalizacji obyczajów. Jedni marzą o państwie opiekuńczym, inni uważają, że tylko indywidualna przedsiębiorczość zapewni rozwój. Wszystkie te poglądy mają prawo do swobodnej ekspresji. To, że spektakl/film/obraz prezentuje nie mój świat, nie znaczy, że mam prawo domagać się dlań kary w postaci odcięcia pomocy publicznej.

Do polskiej kultury należą  „Monachomachia”,  „Dziady” czy mistyczny  „Dzienniczek”  św. Faustyny. Na pomoc państwa zasługują „Tęczowa Trybuna” i „Kalkstein/Czarne słońce”,  spektakl modlitewny podczas Światowych Dni Młodzieży i teatr wystawiający dramat Karola Wojtyły. Pomyłką jest żądanie zaprzestania finansowania teatrów, pism czy filmów, które prezentują wrażliwość różną od naszej. Bo rozliczać trzeba nie z podejmowanych tematów, tylko z jakości artystycznej wizji. A przede wszystkim z tego, czy spektakl uczynił widza mądrzejszym i wrażliwszym. Czy uczynił go człowiekiem lepszym.

Że to anachroniczny postulat? Oczywiście, że anachroniczny, bo odwieczny. I wieczny. Wszystko inne to tylko didaskalia.

Otóż spektakl Firlicia nikogo nie czyni ani odrobinę lepszym. Odwrotnie: czyni wszystkich  gorszymi. U admiratorów – tak samo jak u krytyków – eskaluje złe emocje i przytępia wrażliwość.

Eskalowanie najgorszych emocji

Szczerze mówiąc, myślę, że Jan Paweł II ma w nosie to, czy jakiś reżyser uprawia seks oralny z jego figurą, a potem wiesza go na szubienicy z piętnującą tabliczką „obrońca pedofilów”. Nie jednego świętego ukatrupiono naprawdę. O tabliczkach piętnujących na szyjach skazańców zdążyliśmy zapomnieć, ale w historii się zdarzały. I tak się składa, że się źle kojarzą, a o tych, którzy podobne tabliczki wieszali, ludzkość stara się zapomnieć. Także wygibasy fekalno-felacyjne nie są w stanie obrazić ani Jana Pawła, ani Chrystusa, ani uczuć religijnych. Prawdziwy problem – i prawdziwa perwersja – leży gdzie indziej. Ukradziona Wyspiańskiemu, okaleczona i zdeprawowana „Klątwa” zaplanowana została tak, by budzić w ludziach najgorsze emocje. W tym tkwi bluźnierstwo.

Jak miliony ludzi uważam, że Jan Paweł II był wielki i święty, nie tylko w znaczeniu kościelnym. Dobrze ujął to filozof Bernard-Henri Lévy, żaden katolik ani nawet nie Polak. W poruszającym wyznaniu pisał o heroicznym starcu, który publicznie pokazał swe niedołęstwo, aby współczesnego człowieka, zakochanego w ciele sprawnym, seksualnym i młodym, pogodzić z życiem zmierzającym ku starości i śmierci. Obraz z papieskiego okna – gdy umierający człowiek w bieli wystawił się na widok publiczny, by zamilknąć na oczach milionów i bezradnie zatrzepotać rękoma – był globalnym skandalem, jakiego żaden Frljić, choćby połknął kupę własną, nigdy nie będzie w stanie wywołać. W pewnym sensie obraz ten był też „dziełem sztuki” bulwersującym do trzewi każdego, kto patrzył.

O tym, że bez Jana Pawła II nie byłoby bezkrwawego końca komunizmu wiedzą nawet dzieci. Nie tu miejsce na litanię zasług papieża; piszę tylko o spektaklu, który mnie upokarza.

Do wszystkich w podobnym nastroju apeluję, aby wzięli głęboki oddech. Episkopat się wypowiedział i żadne dodatkowe oświadczenia biskupów nic więcej nie wniosą. Kto się chce przebłagalnie modlić, niech się modli ale nie(!) przed teatrem: niech się modli w domu, w kościele, gdziekolwiek, byle nie przed tym(!) teatrem. Nie widzę też sensu ulicznej manifestacji.

Liliana Sonik
23.02.2017

Liliana Sonik jest działaczką kulturalną, prezesem krakowskiego stowarzyszenia Instytut Dziedzictwa, byłą opozycjonistką.

www.rp.pl/Publicystyka/


#klatwa