Teatr w Kielcach wyklucza

Teatr w Kielcach wyklucza – Jakich metod używa Mafia Teatralna, żeby uciszyć inaczej myślących. Tym razem opisujemy, jak to robi Teatr w Kielcach.

Mafia Teatralna zwana Spółdzielnią Teatralną, nie cofnie się przed żadnym bezeceństwem, żeby dosłownie ukręcić łeb każdemu, kto ma odwagę myśleć od niej inaczej. Pod sztandarami o równouprawnieniu i tolerancji, na prawdę stosują kłamstwa, manipulacje, przeinaczanie faktów, intryganctwo, wykluczanie i zwykłe zastraszanie.
Ja doświadczam tego na co dzień.
Pan Krzysztof Sowiński opisuje jakich metod używa pan Michał Kotański, czyli teatr w Kielcach.

 

 

 

Teatr w Kielcach wyklucza

 

 

 

 

Teatr w Kielcach wyklucza

O teatrze w Kielcach piszę od wielu lat. Najpierw pisałem jako pracownik dziennika (GW w Kielcach), a później jako bloger. Założyłem blog, kiedy przestałem pracować w gazecie, a znajomi nadal pytali mnie “co tam słychać w teatrze”. (Teraz publikuje swoje refleksje na blogu i w 2 tygodniku kieleckim).

 

W tekście (2019) porównałem “stary teatr Szczerskiego” z “nowym Kotańskiego”. Zacytuję fragment:

 

“Ten pierwszy teatr reprezentowany m.in. przez śp. Piotra Szczerskiego zadawał uczciwe i mające związek z rzeczywistością pytania, był świadectwem troski o wspólne dobro, z empatią pochylał się np. nad tragicznymi postaciami typu Gałczyński (jedna z figur w „Hemarze”), jeśli stosował, to tę “łagodną perswazję” świętego Augustyna”.

 

“Ten drugi teatr „po Szczerskim” stosuje regularnie wobec widza przemoc i gwałt (a także jakże często także wobec… aktorów, w końcu ekshibicjonizm nie jest aż tak częsty). Swoimi opowieściami o “wyzwalaniu” “wykluczonych”, o „dawaniu głosu zdławionym” – tylko… (albo w swojej nieporadności intelektualnej, sądzę jednak że z wyrafinowania) legitymizuje istniejącą przemoc i wzmacnia istniejący porządek. Do cyfrowej klatki przemocy dodaje kulturowe pręty autocenzury.

 

Ten drugi jest także realizacją praktyki instrumentalnego traktowania “faszystowskiego”, “niewykształconego”, “głupiego”, „katolickiego” motłochu. Niszczenia ludzkich tożsamości.

 

A rama teatralno-tekstualna takich projektów jest boleśnie przewidywalna, jak i zaprojektowany styl odbioru. A całość okraszona ironicznym uśmieszkiem reżyserów”.

 

Nowemu dyrektorowi w zasadzie podpadłem od razu. Zadaje się nie zapomniał mi krytyki produkcji jego teatralnych przyjaciół w Kielcach z 2013. Zatem kiedy Kotański objął stanowisko w „Żeromskim”, w ramach  zapowiedzi o „przewietrzaniu” sceny i sięganiu po nowych wciąż reżyserów, ci zagościli na dobre w Kielcach

 

Po tekście „Caryca Katarzyna” – efektownie skrojona agitka?”, nie zaakceptował mojego „pisania” tym bardziej.

 

Po kolejnych moich uwagach kazał usunąć ze strony teatralnej link do mojej strony, chociaż za „czasów Szczerskiego”, były tam tak te pozytywne, jak i krytyczne odnoszące się do konkretnych spektakli.

 

Jakoś cztery lata temu ostatecznie zostałem skreślony z listy zapraszanych gości. (Acha… sam dyrektor nigdy osobiście z własnej woli nie wypowiedział do mnie ani zdania).

 

Następnie „teatralna służba” uniemożliwiała mi kupno biletu nie tylko na premierę prasową (zawsze dla mnie była odpowiedź „już nie ma miejsc”, poparta uwagą, że są ważniejsi ode mnie dziennikarze i inne osoby), ale także nie pozwoliła uczestniczyć w poprzedzającej ją premierze studenckiej, czy próbie generalnej otwartej dla wszystkich. (Mimo, że deklarowałem, że nie upublicznię tekstu przed prasową premierą). Niekiedy informowano mnie w ostatniej chwili (kiedy już specjalnie przybyłem do teatru z żoną na „generalną”), że mojej obecności na widowni nie życzy sobie reżyser (np. W. Rubin, „Klątwa rodziny Kennedych”). Wyprowadzano nas wyławiając z tłumu w atmosferze skandalu, w obecności zszokowanych przybyłych widzów.

 

Mogłem przybyć najrychlej do teatru tydzień po premierze.

 

W czasie tzw. pandemii po tekstach, w których wypominałem Kotańskiemu, że układa się z władzą rozpoczynającą wówczas swój marsz ku totalitaryzmowi, a zwłaszcza, że uważam za nietyczne, że reżyserzy i etc., w sytuacji – kiedy zwykli mali i średni przedsiębiorcy wyją z rozpaczy, zdychając z głodu i bankrutując nie mając dochodów wskutek tzw. lockdownów – słowem ludzie teatru (oczywiście tylko mili „sercu” dyrektora) mają nadzwyczajne żniwa (!) biorąc 100 proc. wynagrodzenia nie wychodząc na scenę w ogóle, tylko za gotowość pracy (!), kręcąc w tym czasie spoty reklamowe – dookreślił moją pozycję osoby niechcianej w teatrze.

 

„Dziś” już nie chodzę do „Żeromskiego”. Wystarczy mi, że zerknę na plan roczny (bo to nie program, tylko kolejna do realizacji „pięciolatka”) i widzę, że czeka mnie znowu kolejna odsłona tego samego, zrobionego wg określonej linii ideologicznej, realizowanego przy pomocy propagandowego młota teatru krytycznego.

 

W jednym z tekstów cytowałem także Pana refleksje. Czytając je też miałem satysfakcję, że ktoś w innym miejscu mówi „temu” swoje słyszalne „nie”. Że od wielu lat nie jestem sam.

 

Krzysztof Sowiński


#Teatr