Ryby – Niesamowita przygoda Kowalika

Ryby –  To jedno z opowiadań Brunona Wioski z tomu “Niesamowite i erotyczne przygody niejakiego Kowalika”, które tu publikuję.

Bruno ma niesamowicie lekkie pióro i uwielbiam jego prozę. Ryby to pierwsze z opowiadań z jego nowowydanej książki, którą możecie kupić tutaj:

https://www.smashwords.com/books/view/720739?fbclid=IwAR0oSWStMBq-dqErZHt2OkDp0Adw0rXKoFBHP5XOpzdcod4u-FdifqmxlOM

 

 

 

Ryby

 

 

 

 

Ryby

Kowalik był bardzo spokojnym człowiekiem. Nigdy nikomu nie robił krzywdy, nie jeździł nigdy po świecie, mało kiedy ruszał się dalej jak do powiatu i to tylko w sprawach służbowych.

 

Nie wiadomo dlaczego, i to nagle znalazł się w hotelu i to w Casablance. Po prostu stał w hotelowym basenie po kolana w wodzie, w pidżamie i w długim podbitym flanelą, jedwabnym szlafroku. Trochę się tym zdziwił… ale uznał to za fakt, z którym nie można dyskutować.

 

W basenie pływało parę osób

 

– Czy wolno w basenie pływać w pidżamie? – myślał.

 

Nikt jednak nie zwracał na niego uwagi. Ludzie pływali, chlapali się wzajemnie wodą.

 

Kowalik zaczerpnął obiema garściami wody, chcąc sprawdzić jej jakość. Woda była krystalicznie czysta. Zauważył, że obok niego przepływa jakaś ryba. Nie zdziwił się wcale. Przecież ryba w wodzie to normalna rzecz. Być może w basenach w wielkim świecie jest tak, że wraz z ludźmi pływają ryby, i nie należy się temu dziwić… a tym bardziej tutaj w Casablance, gdzie wszystko jest możliwe.

 

Po chwili zauważył drugą i następną. Za moment, obok niego pojawiło się pełno ryb.

 

Obudziła się w nim myśliwska żyłka. Szeroko rozstawiając nogi, zaganiał ryby do brodzika dla dzieci, który oddzielony był od basenu niskim murkiem. Ryby, uciekając z trwogą, przeskakiwały murek w nadziei na ocalenie. Jego nie interesowały jednak same ryby. Owszem – gotowe, przyrządzone przez jego żonę… Opanowała go wściekła gorączka polowania.

 

Zauważył, że przypływają coraz większe okazy. Włożył ręce do wody i próbował wrzucić którąś do brodzika. Te jednak zwinnie mu się wymykały. Stawały się zarazem trochę agresywne. Nie uciekały już, ale płynęły w jego kierunku, otwierając paszcze jak do ataku.

 

Nagle udało mu się złapać jedną. Ryba wcale się nie wyrywała, tylko patrzyła groźnie Kowalikowi w oczy… Podał ją
żonie, która niepostrzeżenie zjawiła się i pomagała mu zaganiać ryby do kąta.

 

– Ta jest mała, wypuść ją, pewnie ma dużo ości. Daj mi twój płaszcz. Przeszkadza ci w polowaniu – rzekła.

 

Kowalik zdjął płaszcz i poskładał w kostkę na brzegu basenu. Zanurzył ponownie ręce i złapał największą, jaka
właśnie obok niego przepływała. Ryba zaczęła się trzepotać w jego rękach. Tę także podał żonie.

 

– Co ja mam zrobić z tą rybą? Mieszkamy przecież w hotelu! Gdzie ja to usmażę? A poza tym ty przecież nie umiesz zabić nawet muchy – powiedziała. – Nie wiemy nawet, czy te ryby tutaj są jadalne.

 

Kowalik pokornie wpuścił rybę z powrotem do wody. Ryba głośno kłapiąc paszczą, że aż echo rozległo się pod sklepieniem basenu, wskoczyła do wody. Zaczęła zataczać kręgi wokół Kowalika. Także inne ryby, zbliżając się, zataczały coraz ciaśniejsze kręgi wokół niego.

 

Trochę zaniepokojony wyskoczył na brzeg. Na brzegu leżało już sporo ryb. Nawet nie zastanawiał się, skąd się wzięły na brzegu… Wszystkie otwierały szerokie, uzębione paszcze, próbując dosięgnąć zaniepokojonego, a nawet już nieco
przerażonego Kowalika. Ten cofał się coraz dalej do kąta, czując się osaczony. Na całym basenie rozległo się głośne echo kłapiących rybich paszczęk, który to dźwięk kołatki wielkanocne.

 

 W basenie i na brzegu, było już pełno kotłujących się ryb. Grzechot ich szczęk odbijał się coraz głośniejszym echem w olbrzymiej hali i stawał się coraz bardziej nieznośny.

 

Zauważył, że jego żona znika właśnie w drzwiach, a na basenie nie było już nikogo.

 

– Chyba pójdę już także – pomyślał.

 

Cały basen i jego brzegi roiły się od kłębiących i kłapiących szczękami ryb, a powietrze było wypełnione kłapaniem.

 

Kowalik spostrzegł, że droga do wyjścia została odcięta. Wszędzie leżały i skakały olbrzymie ryby.

 

Bezmyślnie skoczył do wody.

 

– O, jak bardzo daleko do brzegu. Pidżama przeszkadza mi w pływaniu – doszedł do wniosku. – Czy ja na pewno dopłynę na drugą stronę? Tu jest głęboko i tyle ryb, a ja przecież nie umiem pływać.


#BrunoWioska