Przez dupę do rozumu
Przez dupę do rozumu, czyli dochodzenie do prawdy – o różnych sposobach dydaktycznych. Rzecz pisana znakomitym piórem Piotra Łobody.
No więc fajne są te wakacje, jak Boga kocham, fajne. W dzień upalnie, to sobie śpię. W nocy chłodek zacny, to i myśleć się zachciewa, nocnie myśleć dodam. Siedzieć przy ekraniku fajnie jest, czekoladkę jaką zeżreć nie zaszkodzi, a nawet dwie, podrapać się tu i ówdzie, co myśleniu nocnemu sprzyja. Można też sobie kuknąć do papierzysk różnych co na kupie leżą spokojnie i żryć nie wołają …
dochodzenie do prawdy
(ze sztambucha „Moje uniwersytety”)
… faktem jest, że od zawsze miałem „ciągotki w dochodzeniu do prawdy”, jaka by ona nie była – dodam nieskromnie może.
Tak – prawda kusiła mnie, a jeszcze bardziej „dochodzenie” do niej.
„Drogi dochodzenia” różne są i to każdy, i nie tylko filozof, wie.
Ja empirią zachwycony byłem zawsze, w niej widząc drogę o ile nie najprostszą, to pewnie najskuteczniejszą.
„Jak doświadczysz to się i nauczysz” – mawiał ojciec lejąc mi dupę z okazji mojego kolejnego, a nieodmiennie niecnego, występku. Właśnie w czasie takich egzekucji doświadczyłem siły i prawdy III zasady dynamiki Newtona, co tato mój, jako osoba wysoce kształcona, zwykł był podkreślać – „ bo widzisz Pietrek, kiedy ci trzepię tyłek ręką, zasłużenie zresztą, to nigdy nie wiem, czy to ja trzepię twój tyłek moją ręką, czy też twój tyłek nie trzepie, przypadkiem, mojej ręki. A nawet jestem przekonany, że tak właśnie jest. A wszystko to przez tego Newtona, przez tego Newtona, powiadam ci Pietrek …”.
„To może się zamienimy” – pomyślałem sobie wówczas i każdorazowo, ale nie miałem jakoś odwagi, by to wyartykułować stosownie …
Tak więc poprzez dupę, a ściślej moją dupę, docierały do mnie te pierwsze prawdy o materialnym świecie i regułach nim rządzących.
Zauważyłem również, a może i odkryłem, że dupa chyba z pamięcią jest jakoś powiązana, a nawet na pewno, bo co „było wbite” to i „zapamiętane”, na zawsze dodam. Nie krzywduję sobie zatem, że „moje uniwersytety” od tej części ciała się zaczęły i dopiero z biegiem lat ku górze przesunęły, bo może to mi i na dobre wyszło, choć pewnie nie wszystko.
Kiedy po latach osiągnąłem wiek upoważniający do krzewienia „wiedzy nabytej”, to zmieniły się „metody dydaktyczne” i niestety własnym dzieciom już pamięci w ten sposób nie ćwiczyłem, ani wiedzy materialnej nie przekazywałem. A szkoda, bo pomimo ukończenia przez nie „poważnych szkół wyższych” i pozyskania stosownych dyplomów w skórkę safianową oprawnych, stwierdzam ewidentne braki w naukach podstawowych a szczególnie z materialnością otaczającego świata związanych.
O wnukach to już wolę nie myśleć …
Tak czy owak współczesnej „doktryny dydaktycznej” raczej nie poważam, a nawet święcie przekonany dziś jestem, że porządne kształcenie od dupy trzeba zacząć a na głowie kończyć, a nie na odwrót …
Ostatecznie ponadczasową prawdą przecie jest, że i „przez żołądek do serca”, i „ przez dupę do rozumu ”…
Rzecz w tym jednak, by kierunków nie pomylić …
Piotr Łoboda
https://kempinsky.pl/web.facebook.com/piotr.w.loboda/posts/297298997402619
#lanie