Przemocy zamiatanie pod dywan
Przemocy zamiatanie pod dywan – Wszyscy wiedzą o molestowaniu seksualnym i przemocy w szkołach i teatrach, ale nikt nic z tym nie robi.
Po fali krytyki i potępienia przemocy, które przetoczyło się przez teatralną Polskę, polskie #metoo ucichło, zostało zamiecione pod dywan i trwa nadal, a wszyscy o tym wiedzą i nic z tym nie robią.
Przemocy zamiatanie pod dywan
Łódź. Wszyscy wiedzą, nikt nic nie robi, czyli kilka słów o przemocy w Szkole Filmowej
To szalenie trudne – stanąć przed całym światem i przyznać się, że było się ofiarą jakiejś formy przemocy. Jeszcze trudniej w gruncie rzeczy jest przyznać, że było się sprawcą tej przemocy. A najtrudniej – że się problem przez lata ignorowało, zamiast po prostu powiedzieć “dość”.
Rok 2018. Absolwenci Akademii Teatralnej w Warszawie oskarżają jednego z wykładowców o stosowanie przemocy psychicznej i zachowania o podtekście seksualnym (komisja dyscyplinarna nie znalazła dowodów przekroczenia i umorzyła postępowanie, sprawa nie była kontynuowana w sądzie).
Rok 2019. Dziewięć aktorek i pracownic Teatru Bagatela w Krakowie oskarża jego dyrektora Henryka Jacka Schoena o mobbing i nadużycia seksualne (w lipcu 2021 roku rozpoczął się proces przed krakowskim sądem, oskarżony na pierwszej rozprawie nie przyznał się do winy).
Rok 2020. Aktorki związane w różnych latach z Ośrodkiem Praktyk Teatralnych “Gardzienice” oskarżają jego założyciela Włodzimierza Staniewskiego o mobbing i sadystyczne praktyki (prokuratura umorzyła sprawę z powodu przedawnienia).
Rok 2021. Studentki Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie oskarżają reżysera Pawła Passiniego o przymuszanie do nagości, “molestowanie bez dotykania” (w wyniku ujawnienia sprawy dyrekcja Centrum Kultury w Lublinie, gdzie odbywały się próby, na których miało dochodzić do nadużyć, zawiesiła pracę z reżyserem do czasu wyjaśnienia sprawy, AST złożyła zawiadomienie do prokuratury, która bada sprawę, sam artysta przyznał się do winy i publicznie przeprosił).
Takich historii można wymienić znacznie więcej. Mimo wszystko jednak post Anny Paligi, absolwentki Szkoły Filmowej w Łodzi, która napisała na Facebooku o przemocy i mobbingu stosowanych przez wykładowców na uczelni, wymieniając nazwiska konkretnych osób (wcześniej poinformowała o tych przypadkach szkołę), był dla nas wszystkich kubłem zimnej wody. “Nas też to dotyczy” – nagle się okazało.
Szkoła Filmowa w Łodzi. Wszyscy wiedzieli, nikt nie reagował
Jej wystąpienie wywołało lawinę komentarzy: wspierających Paligę, potępiających przemocowców, oskarżających uczelnię o bezczynność. Ale była też lawina świadectw – kolejnych aktorek i aktorów z różnych stron Polski, różnych uczelni, planów filmowych i teatrów, w każdym tak naprawdę wieku, znanych i nieznanych, którzy mówili: “Mnie też to spotkało” i “Wszyscy o tym wiedzieli”. I w końcu: “Nikt nie reagował”.
Skoro więc tyle osób to samo spotkało, wszyscy o tym wiedzieli, to czemu nikt nie reagował? Czemu tak nas poruszył post Anny Paligi? Przecież Paliga nie była pierwsza. Przed nią podobną odwagą wykazało się wielu innych (choć w skali zjawiska to z pewnością było niewielu), którzy mówili: “Krzywdzą nas”. Winni obiecywali poprawę, ignorujący – większą kontrolę. I wciąż niewiele to zmieniało.
“Tak naprawdę o przemocy w Szkole Filmowej w Łodzi wie każdy. O sytuacjach, które opisałam w moim liście, wiedziały nie tylko nieliczne osoby. One mają wręcz status »urban legend« na Wydziale Aktorskim, powstają nawet o nich żarty. Takich historii jest dużo więcej (…). To nie jest problem tylko w tej szkole, tylko na tym jednym wydziale. To problem całego środowiska” – mówiła Paliga, a pod tymi słowami podpisywali się inni.
Zmiana w środowisku? Może na chwilę
Przyznam więc szczerze, że sceptycznie podchodzę do stwierdzenia, że sprawa Paligi zmieni mentalność w środowisku. Chcę w to wierzyć, usłyszeć za jakiś czas od artystów, że zmiana jest trwała, ale wielkie słowa wypowiadane w trakcie ważnych wydarzeń lub po nich rzadko są przełomowe w rzeczywistości. I choć Szkoła Filmowa w Łodzi bardzo skrupulatnie i rzetelnie podeszła do śledztwa na uczelni (które zresztą dowiodło, że nadużyć wobec studentów było znacznie więcej, co bada m.in. prokuratura), a nawet wprowadziła procedury, które mają pomóc reagować na takie sytuacje (za co należą jej się brawa), to zmiana musi dokonać się nie tyle na papierze, co w głowie zarówno starszego, jak i młodszego pokolenia. Żeby wykładowcy nie tłumaczyli się “metodami pracy”, studenci nie tłumaczyli sobie, że skoro inni wytrzymują, to i oni muszą, a my, żebyśmy nie zastanawiali się, czy aby na pewno sztuka nie usprawiedliwia przekraczania granic artysty, nawet jeśli on sam nie wyraża na to – albo przynajmniej na konkretną metodę pracy – zgody.
To szalenie trudne – stanąć przed całym światem i przyznać się, że było się ofiarą jakiejś formy przemocy. To jak wyjść na scenę nago w pełnym świetle reflektorów, pokazując każdy, nawet ten najbardziej wstydliwy dla nas skrawek naszego ciała. Wymaga czasu, żeby przepracować traumę i odwagi, żeby się odsłonić. Jeszcze trudniej w gruncie rzeczy jest przyznać, że było się sprawcą tej przemocy – że przekroczyło się, może nawet w sposób niezupełnie uświadomiony, granice psychicznego komfortu, kogoś się skrzywdziło i zawiodło w naszej najważniejszej roli – dobrego człowieka. Ale chyba najtrudniej przyznać – że się problem przez lata ignorowało, zamiast po prostu powiedzieć “dość”. Zwłaszcza jeśli lata wcześniej samemu było się ofiarą i obiecywało sobie, że to się więcej nie powtórzy.
Postarajmy się więc tym razem tej obietnicy dotrzymać.
https://e-teatr.pl/lodz-wszyscy-wiedza-nikt-nic-nie-robi-czyli-kilka-slow-o
#MeToo