Prometeusza kompleks

Kompleks Prometeusza – Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata ciemności,

Coś tak rzadkiego, jak prawdziwa recenzja, a nie wypracowanko licealisty.
Poczytajcie więc o kompleksie Prometeusza!

 

 

 

Prometeusza kompleks

 

 

 

 

Kompleks Prometeusza

„Mianem mojem wieki na się wołać będą,

a ludy nosić będą zawołanie moje,

jak gwiazdę, na czole”.

       Maria Konopnicka „Prometeusz i Syzyf”

 

Dla wielu koneserów teatru i sympatyków Teatru Nie Teraz inscenizacja dialogowego utworu Marii Konopnickiej „Prometeusz i Syzyf”, która miała swoją prapremierę w dniu 04.09.2022 w OPA -Dom Ludowy w Maszkienicach, będzie kolejną okazją do zweryfikowania swojej opinii o autorce „bajki, czy nie bajki”: „O krasnoludkach i sierotce Marysi”.

 

Reżyser Grzegorz Kempinsky, w krótkiej notce zamieszczonej w folderze wydanym z okazji premiery, przygotowuje nas na recepcję tego, niełatwego w odbiorze, socjologicznego studium przybranego w szaty alegoryczno-poetyckiego dramatu. Wykładając przed nami karty, nie krępuje naszej wyobraźni, bo przeczuwa, że może jej nie starczyć, jak chleba na katorżniczym szlaku.

 

Już rzut oka na pierwszą stronę programu teatralnego przyprawia o dreszcze. Obrazek krwiożerczego bolszewika z czerwoną gwiazda na czapce to wyjątkowo mocny akcent. Zamieszczone na dole nazwisko Marii Konopnickiej może w tym zestawieniu wielu zszokować.

 

A przecież wszystko się zgadza jak w motcie tego tekstu. Czyżby to było „objawienie się” autorki „Naszej szkapy” w roli Kasandry przełomu XIX i XX wieku? Oglądający spektakl sam sobie odpowie. Brawurowa – znajdująca jednak uzasadnienie w tekście – adaptacja Tomasza A. Żaka odczarowuje przy okazji postać „rozwydrzonej bezbożnicy” i „socjalistki”, obraz zupełnie  nieprzystający i kłócący się z przesłaniem dramatu. Freudystki, feministki i postmoderniści, wierzący w logikę swoich szamańskich guseł, wbrew prawdzie i logice są w stanie zakłamać wszystko.

 

Tymczasem prawdziwy prorok odczytuje Boże zamysły. Nie kłania się bożkowi Fatum przybranemu w szaty konieczności dziejowej. Nie jest (widzącym w przód) dufnym Prometeuszem. I zapewne, by unaocznić nam wieszczy zmysł Autorki, reżyser dokonuje inwersji, roszady scen. Spektakl rozpoczyna  się katastroficznym finałem, którym – gwoli przestrogi – kończy swój dramat Konopnicka. Jak u Hitchcocka – przedstawienie zaczyna się więc trzęsieniem ziemi, lub dosłowniej: „ruszeniem z posad bryły świata”.

 

               Z fragmentem tekstu antycypującym zarzewie rewolucji zmienia się historyczna perspektywa. Nagle z offu – jak z wszędobylskich kołchoźników lat pięćdziesiątych XX wieku – rozlega się agitacyjne przemówienie (zapewne Lenina).  Po nim mamy kompozycję francuskiego komunisty Pierre Degeyter’a do słów Eugène Pottier’a – Międzynarodówkę – hymn ku czci Lucyfera (od 1918 do 1922 roku Hymn ZSRR), co uświadomiłem sobie analizując tekst tej pieśni. Zadziwiające, jak spektakl skleja się tu z historią. Profetyczny epilog Marii Konopnickiej nie musiał czekać długo na swe spełnienie: scena rozjaśnia się, by widz mógł uzmysłowić sobie dokąd prowadzi go jego cicerone – reżyser.  Dwie prycze,  pośrodku  żelazny piecyk i świeca – ironicznie symbolizująca prometejski ogień, a w tle horyzont… białych koszul, może śniegi Kołymy… „Białe krematorium” Warłama Szałamowa.

 

              Motto dramatu Marii Konopnickiej: „Abyssus abyssum invocat”, zaczerpnięte z Wulgaty (Psalm 42,8), brzmi jak napis na bramie łagru. Stanowi również cenną wskazówką interpretacyjną, na którą należy zwrócić uwagę. Sam adaptacyjny koncept to genialny „samograj”. Kontekst historyczny, zaproponowany nam przez reżysera, nadaje dramatowi „niesamowitej siły rażenia emocjonalnego”. Jednak receptę na to, by zostać rażonym katharsis i doznać oczyszczenie – olśnienia, zaangażowany widz musi sam sobie wystawić. Pytanie: Czy ma odwagę spojrzeć w otchłań, w miejsce, które zamieszkuje mityczny Syzyf?  Jak pisał Friedrich Nietzsche, błądząc… gdzieś „Poza dobrem i złem”: „Kiedy spoglądasz w otchłań ona również patrzy na ciebie”. Z pewnością wiedział co mówi, gdy ostrzegał: „Ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich”.

 

              Wystarczy porównać część pierwszą II odsłony dramatu, zatytułowaną „PO WIEKACH”, z  Izajaszem 14:12–14 czy Księgą Ezechiela 28:13–17, by zorientować się jaki Duch zawładnął Prometeuszem. Jego poetycko-biblijny monolog wybrzmi donośniej, gdy zestawimy go z prometejskimi epitetami XX wieku: „Wiecznie płonące słońce komunizmu”, „przywódca ludzkości”, „inżynier naszych marzeń”, „krzewiciel ludzkiej dobroci”… itp. W tym zderzeniu komunałów i poetyckich epitetów odkrywamy tragiczną parodię rodu… Prometeuszów (wizjonerów), tych wszystkich modernistów, komunistów, tego rodu, który nie wyginął i dalej: toczy myśli swoje, a myśli staczają się na dno. (…) toczy wolę swoją, a wola stacza się na dno. On toczy ducha swego, a duch stacza się na dno. Interaktywny widz będzie miał gdzieś z tyłu głowy zakodowane, że w spektaklu Prometeusz czy politruk, to tylko maski, za którymi skrywa się zawsze ten trzeci. Widząc to, co się dzieje na scenie, przestanie wierzyć w banalność  ZŁA. Zło nie jest banalne, ani płytkie, jedynie zwodzi i uwodzi „banalnością”. Tak dawniej, jak dziś są miliony tych, których: „Myśl nowa blaski promiennymi (…) wiedzie na bój”, których dłoń: „przeszłości ślad (…) zmiata” w imię promiennej przyszłości. Jakby powiedział Syzyf: Bardzo piękna bajka”! Jednak ludzie w nią wierzą i tą prometejską autostradą zmierzają do Piekła.

 

              Tym kolejnym swoim spektaklem Teatr Nie Teraz chce nam przypomnieć, że: „Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich”. (Ef. 6.12)

 

Grający Prometeusza (grec. Widzący w przód) Marcin Tomaszewski; z naprzemienną, wieloraką osobowością radzi sobie dobrze. Udana rola: mefistofeliczna prezencja – raz, wcielony młody bóg, raz nasz rodzimy zetempowiec w obcisłym garniturze i obowiązkowym czerwonym krawacie, tudzież młody wykształcony z wielkich miast „leming”; innym razem enkawudzista – pracownik w korporacji „Łagier”. Wszystkie te postaci łączy charakterystyczny rys, który wyrażają słowa: „Światłu rozkazujący będzie imię moje”. Pycha (grec. hybris), piętno greckiej tragedii. Prometeusz – „Szatan kocha dar z siebie. Na tym polega jego najsubtelniejsza pycha: dar z siebie aż po chęć dawania bez otrzymywania czegoś w zamian (…) lecz jedynie w oparciu o to, co pochodzi od niego samego, i nieważne jeśli koniec końców daje się tylko nicość”, pisze F. Hadjadj w „Wierze demonów”.

 

         Istotą diabelskiej filozofii jest odwrócona perspektywa, świat wywrócony na opak: „Przekonałem się – mówi Syzyf  – że niebo, Olimp niby, to taka sama, jak moja, tylko szczytem na dół odwrócona przepaść, że Zeus jest w niej takim samym pachołkiem, jakim ja w mojej dziurze byłem, i że te wszystkie światła, to po prostu większe i mniejsze głazy, które on w górę toczy i które ciągle spadają”. Świat bez Boga, świat bez archimedesowego punktu oparcia. Jak w Międzynarodówce: „Z własnego prawa bierz nadania. I z własnej woli sam się zbaw”. Bo Prometeusz – Lucyfer nie ma nic do zaofiarowania oprócz zaprzeczenia, konfliktowania i destrukcji. Nie jest Stwórcą, a burzycielem. Dlatego jest symbolem lewej strony.

 

            Pierwsza część dramatu nosi tytuł „PRZED WIEKAMI”. Zwróćmy na to uwagę – to jakby Księga Genesis obu rodów: „Syzyf: „Mnie zrodziła ziemia. Prometeusz: Zapewne, ziemia. I mnie także. Ale była mi matką tylko według ciała. Myśl moja z bogów idzie”.

 

Syzyf (grec. Mędrek) Karol Zapała, aktor, który „gra, bez grania”; trudno odgadnąć czy gra siebie samego, czy odgrywa postać Syzyfa. Katorżnik w kamieniołomie: atletyczny, konkretny, myślący zdroworozsądkowo, choć trochę ociężały, o niezdarnych ruchach. W dialogu z intelektualistą Prometeuszem wykazuje się realizmem: Mówi Bracie. Piękna to rzecz, ale nie jest prawdziwa. Bracie! Hm! Żebyś ty bratem, bratku, był, tobyś ty ze mną u roboty stanął i tak samo bary pod głazy podkładał, jak ja podkładam, a nie bujał gdzieś po szczytach. Bracie!… Ile razy ci tam w górze pomocy naszej potrzebują, to nam mówią: Bracie”. Trzeźwa, chłopska odpowiedź na oklepane i fałszywe  hasło: równość, wolność, braterstwo. Wodzony na pokuszenie podszeptami Prometeusza agitatora reaguje po swojemu (tu jakbyśmy słyszeli dalekie echa kuszenia Chrystusa (Mt 4,1-11).

 

PROMETEUSZ: Pytam: Dlaczego toczysz te głazy?

 

SYZYF. Jakto, dlaczego? Ponieważ spadają, więc je toczę. To jest bardzo proste.

 

PROMETEUSZ:  Niezupełnie. Tak samo mógłbyś powiedzieć, że ponieważ je toczysz, więc spadają. Rozumiesz?

 

SYZYF:  Coś nie coś…

 

PROMETEUSZ:  Da się to mniemać, jak dwie gałki chleba”.

 

Podobnie jest z prawdą:

 

SYZYF: Ale cóż ty właściwie robisz?

 

PROMETEUSZ: Prawdy szukam.

 

SYZYF: Czy zginęła?

 

PROMETEUSZ: Nie była znalezioną nigdy.

 

SYZYF:  Skąd wiesz, że coś, co nie było znalezionem, istnieje”?

 

I ze światłem:

 

SYZYF: Bo widzisz, chodzić gdzieś po światło, to znaczy iść bez światła, a zatem iść po omacku…

 

              Przydługi cytat, ale istotny. Jeżeli Prometeusz sięgając po ukryte pod pryczą produkty, ogrywał „rytuał” konsumpcji, kusząc Syzyfa kilka razy, to ta teatralna ceremonia musiała mieć jakieś znaczenie. „Rzecz jednak w tym – pisał Gustaw Herling-Grudziński  – że kiedy chcę obiektywnie opisać obóz sowiecki, muszę zstąpić do najgłębszych czeluści piekieł…”. A w piekle, w laboratorium diabła XX wieku, człowiek doświadczając skrajnych emocji wyzbywa się swego człowieczeństwa. Jego dusza wydaje się być mniej warta niż 200 gram chleba. A gdy nie masz już czym handlować,  możesz tylko sprzedać siebie.

 

              Warto się zastanowić, czy prezentowany nam przez Teatr Nie Teraz dramat Konopnickiej, wyciągnięty  z „lamusa naszej literatury”, wnosi coś do dzisiejszej dyskusji społeczno-kulturowej. Czy to, przybrane w szaty poetyckiego dramatu studium socjologiczne dwóch stanów społecznych, które w XIX w dzieliła jeszcze przepaść, owo „Wieczne przekleństwo rozbratu między przepaścią a szczytem”, mówi coś o współczesnej Polsce?  Ambiwalentny stosunek intelektualistów do tzw. ludu kwitują słowa Prometeusza do Syzyfa: Cześć ci oddaję, jak bogu, i nogą cię, jak robaka, depcę. I w tej kwestii nic się nie zmieniło, jedynie wypoczwarzyło! Skrócił się dystans, lecz spęczniały opary absurdu. Zamiast ludu – mamy prekariat, zamiast inteligencji – idiotokracja, zamiast edukacji i wychowania – propagandę i demoralizację.

 

              Gdyby spojrzeć z perspektywy Syzyfa, to ten prometejski splendor i patos stają się miejscami satyryczne, jak w scenie: „A! To ty, rozdawaczu jasełkowych świeczek”? Wystarczy postawić w miejsce Prometeusza współczesnego „latarnika”, wnoszącego do gmachów edukacji „kaganek oświaty”, w którym jest olej socjalistycznego bełkotu, zaś tlącym się ognikiem szatańskie zwodzenie…

 

               Jednak to wszystko może widza wprowadzać w błąd. Alegoryczne myślenie bowiem wymaga również profetycznej wyobraźni. Historia się powtarza, bo niczego – zdawać by się mogło – nie uczy. Ale „nic dwa razy się nie zdarza”. Piekło jest bardziej przewrotne i wyrachowane. Zmienia maski, stroje, scenografie, rekwizyty. Zamazuje stare rękopisy i pisze na nich nowe tragedie.

 

Teatr Nie Teraz postanowił wykorzystać tę broń w odmiennym celu… Widzimy Gułag, ale – łatwo odczytać, że to  kolejny palimpsest, który posłużył twórcą spektaklu za alegorię, (allēgoréo „mówię w przenośni, obrazowo”). Siedząc na widowni myślałem więc o tym niewidzialnym jeszcze „Gułagu”, który budujemy własnymi rękoma za własne pieniądze. O tym, jak oplątujemy się  kolczastym, niewidzialnym drutem, jak kneblujemy sami sobie usta niewidzialną taśmą, jak zabijamy samych siebie bez wystrzału… I o tej masie inteligentnych, promienistych i błyskotliwych – zapatrzonych ślepo w przyszłość Prometeuszów, którzy wydatnie i z poświęceniem pomagają wnosić wyżej i wyżej gmach własnego zniewolenia.

 

              I zapewne Grzegorz Kempinsky miał swoje racje zamieniając runiczną laskę Prometeusza na radziecką tetetkę enkawudzisty. Piekło można zbudować równie dobrze w łagrze, jak w Babilonie.

 

“Kompleks Prometeusza”

Jan Maniak

 

http://www.tarnowskikurierkulturalny.pl/teatr/kompleks-promete/


#GrzegorzKempinsky