Prezydent, czyli Odwiedziny

Prezydent, czyli Odwiedziny – to jedno z opowiadań Brunona Wioski z tomu “Niesamowite i erotyczne przygody niejakiego Kowalika”.

Bruno ma niesamowicie lekkie i dowcipne pióro i uwielbiam jego prozę. Prezydent, czyli Odwiedziny to jego następny tekst, a całą książkę możecie kupić tutaj:

 

https://www.smashwords.com/books/view/720739?fbclid=IwAR0oSWStMBq-dqErZHt2OkDp0Adw0rXKoFBHP5XOpzdcod4u-FdifqmxlOM

 

 

 

Prezydent, czyli Odwiedziny

 

 

 

 

Prezydent, czyli Odwiedziny

Odwiedziny

 

Dzwonek do drzwi obudził Kowalika.

 

– Śpij dalej, ja pójdę otworzyć – powiedziała Kowalikowa. – Nie spałeś przecież parę nocy. Po chwili, szarpiąc za ramię, budziła go ponownie. – Wstawaj, wstawaj, jacyś panowie do ciebie. Cali na czarno, smokingi… jacyś dyplomaci czy co? Przyjechali takim długim autem, że na podwórku się nie mieści. Mówię ci, taki długi, że tył wystaje na ulicę. A ludzi ile się zbiegło… Skąd oni się tak szybko zwiedzieli.

 

– Ładny sen.

 

– To nie sen, wstawaj wreszcie, oni czekają w przedpokoju.

 

– Kto czeka?

 

– Jak to kto, wiadomo przecież; dyplomaci. Mówię ci, wstawaj!

 

Po chwili Kowalik stanął przed wyprężonymi na baczność dyplomatami.

 

– Jesteśmy ze Związku Realnych Republik Europejskich. Nasza Rada wybrała, a właściwie to komputer wyrzucił pana, a Rada zatwierdziła na prezydenta nowo powstałej Unii.

 

– Nigdy o tej Unii nie słyszałem.

 

– No właśnie, pańska żona powiedziała nam, że spał pan przez cztery dni.

 

– Wybaczą panowie, ale ostatnio cierpię na bezsenność – usprawiedliwiał się Kowalik. – Zaraz po kolacji wigilijnej położyłem się do łóżka…

 

– I przespał pan tak ważne wydarzenie w dziejach Europy. Wiemy o tym. Wiemy również, jakie miał pan sny, i znamy treść tych snów. Ale mniejsza z tym. Jak powiedzieliśmy – stwierdził najwyższy z trzech dostojników – nasza Rada zatwierdziła pana na prezydenta.

 

– Ależ panowie, ja cierpię na poważne zakłócenia snu. Czasem zasypiam w dzień.

 

– Nic nie szkodzi. Ale wtedy pan śni. To właśnie zadecydowało o pańskiej kandydaturze.

 

– Przebił pan następnego kandydata o pół punktu. Ale on nie śnił tak jak pan. Nasza Unia nie może sobie pozwolić na prezydenta, który nie śni. Ktoś mógłby insynuować, że naszemu prezydentowi coś się nie śniło, rozumie pan, to bardzo delikatna sprawa.

 

– A pan – dodał drugi z dyplomatów – miewa sny, jakie się naszym filozofom nie śniły. I dlatego mamy zaszczyt panu zaoferować funkcję prezydenta ZRRE… Samochód czeka i jest do pańskich dyspozycji.

 

Kowalik popatrzył przez okno i powiedział:

 

– Ten samochód jest za długi, popatrzcie, wystaje przecież na ulicę i blokuje pół drogi.

 

– To możemy skrócić – powiedział pierwszy. – Ale może się okazać, że gdy go skrócimy to salon w nim okaże się za mały lub basen za krótki i nie będzie mógł pan, w czasie jazdy na ważną konferencję, swobodnie pływać. To lepiej będzie, gdy zrobimy tutaj mały objazd, wyburzymy ten dom naprzeciwko…

 

– O, na to się nie zgadzam. To mój najlepszy sąsiad. Gramy razem w szachy i chodzimy na grzyby…

 

– W szachy, będzie pan teraz grał żywymi figurami, a grzyby dostarczymy panu, a poza tym grzyby są niezdrowe.

 

– Ale panowie, właściwie to ja nie mam czasu być prezydentem. Cierpię na bezsenność i czasem muszę się wyspać. Kiedy miałbym czas być prezydentem?

 

– Ależ masz, kochanie – powiedziała Kowalikowa dostojnym tonem, jakim zazwyczaj przemawiają żony głów państw. – I tak, jak się wyśpisz, miałeś się zgłosić do pośrednictwa pracy. Widzisz, kochanie, a teraz już nie musisz. Panowie przyszli w samą porę i masz pracę, jakiej żadne pośrednictwo by ci nie zaoferowało.

 

Odjeżdżającego Kowalika żegnał tłum sąsiadów ustawionych w szpaler. Machali nawet ci, którzy zawsze udawali, że go nie widzą. Powiewały transparenty z napisami na cześć Pana Prezydenta.

 

W tym samym dniu odbyło się jeszcze posiedzenie przedstawicieli Rady z nowo mianowanym prezydentem. Rada zobowiązała nowego go do powołania rządu i wyznaczenia terminu nowych wyborów do parlamentu.

 

– Pozwolicie, szanowni zebrani, że następne posiedzenie odbędzie się, gdy się trochę wyśpię. Jestem bardzo zmęczony. – Powiedział nowy prezydent i smacznie zasnął.

 

– Ciii! – szeptali członkowie Rady; pan prezydent teraz śpi. Cisza. To chyba bardzo męczące być prezydentem – szeptali, wycofując się cicho.

 

Następne posiedzenie Rady odbyło po trzech dniach. Nowy prezydent wygłosił przemówienie. Wszyscy wysłuchali go z zaskoczeniem. Stwierdził, że nie powoła nowego rządu ani parlamentu. Powiedział krótko:

 

– Nowe państwo ZRRE będzie kierowane honorowo. Wszystkie zaszczytne funkcje będą pełnione b e z p ł a t n i e. Tak samo zresztą jak zaszczytna funkcja prezydenta. Otrzymuję zasiłek dla bezrobotnych, a z powodu pełnionej przeze mnie roli nie będę mógł mieszkać w swoim domu. Dom więc wynajmę, za co otrzymam przecież pieniądze. Będę mieszkał w pałacu prezydenckim, który jest własnością Rady i nie będę płacił czynszu. To mnie i mojej żonie to wystarczy aż nadto.

 

Brawo bili ci delegowani, którzy nie liczyli na żadne funkcje. Ponieważ była ich zdecydowana większość, powoli, aczkolwiek niechętnie, dołączyli i pozostali. Cała sala grzmiała od oklasków. Wiadomość w jednej chwili obiegła świat.

 

Prezydent Kowalik zarządził powołanie agencji rządowych, które będą na zlecenie rządu przygotowywały odpowiednie ustawy. W agencji zostaną zatrudnieni najwybitniejsi naukowcy, którzy byli na garnuszku państw członkowskich. Naukowcy, zajęci ciągłym udzielaniem wywiadów i tak nie mieli czasu na badania. Agencje będą finansowane z podatków firm ubezpieczeniowych i banków – zarządził nowy prezydent.

 

Następne rozporządzenie dotyczyło bezrobocia. Prezydent kazał powołać instytucje, które będą finansowane przez największe przedsiębiorstwa przemysłowe, w których zostali zatrudnieni ludzie bez pracy.

 

Jak wkrótce obliczyła AR [Agencja Rządowa], bezrobocie zostanie w ciągu kilku miesięcy zlikwidowane. Podatek od wynagrodzeń całkowicie miał sfinansować ubezpieczenia socjalne, a niski zresztą VAT, ubezpieczenia rentowe. Niezadowoleni byli jedynie eks-członkowie rządu, którym obcięto zbyt wysokie, zdaniem prezydenta, renty.

 

Powoli rozwiązywały się liczne organizacje partyjne. Nie było tam już możliwości ciągnięcia korzyści majątkowych, więc funkcjonariusze i szeregowi członkowie masowo opuszczali ich szeregi. Od tej chwili, praca dla ZRRE, jak i dla partii, była honorowa.

 

W kilka miesięcy nie było w ZRRE ani jednego bezrobotnego. Cały świat podziwiał cud gospodarczy. Prezydent Kowalik, oglądał właśnie program telewizyjny, w którym wychwalano jego wspaniałe rządy… gdy nagle poczuł szarpanie za rękę.

 

– No… obudź się… oprzytomnij wreszcie! Wstawaj, słyszysz, wstawaj… Jakaś czarna limuzyna zatrzymała się przed naszym domem. Jacyś na czarno ubrani ludzie idą tutaj. A ile gapiów się zebrało na ulicy. Obudź się!


#literatura