Polski teatr umiera

Polski teatr umiera – Dlaczego w Czechach teatr ma się znakomicie i jest grany przy pełnych widowniach, a w Polsce widz z teatru ucieka.

Kiedy u naszych południowych sąsiadów teatr ma się znakomicie i jest w pełnym rozkwicie, na naszych oczach polski teatr umiera.

 

 

 

Polski teatr umiera

 

 

 

 

Polski teatr umiera

Byłem wczoraj w czeskiej Ostrawie w Teatrze Mir na premierze bardzo udanej komedii “Tik tik”. Divadlo Mir to znakomity teatr, zatrudniający tylko najlepszych aktorów i reżyserów, dlatego dumny jestem, że dane mi jest z nim współpracować. Ale nie o tym.

 

To, że na blisko 500 osobowej sali był absolutny komplet łącznie z dostawkami, wcale mnie nie dziwi, bo to przecież premiera. (Chociaż w Polsce, w wielu teatrach, nawet na premierach nie ma prawdziwych kompletów.)

 

Ale, że 22 z góry zaplanowanych w jednym bloku przedstawień w październiku i listopadzie jest tak samo do ostatka wyprzedane, jest już zjawiskiem całkowicie fenomenalnym, rodem z Broadwayu!

 

Ostrawa liczbą mieszkańców (~300.000) odpowiada Śląskim Katowicom. Pod względem społeczno-socialnym także przypomina Katowice, bo to miasto postindustrialne w trakcie transformacji.

 

Tylko, że kiedy Katowice mają zaledwie 4 teatry dramatyczne (wliczając w to instytucjonalny Teatr Śląski i prywatne teatrzyki – Korez, Teatr Bez Sceny i Teatr Żelazny z małą ilością miejsc na widowni.) i jeden lalkowy, Ostrawa ma aż 6 teatrów dramatycznych, balet, operę i teatr lalek. Wszystko są to pełnometrażowe teatry z dużą ilością miejsc na widowni.

 

I kiedy w Polsce teatry dwoją się i troją, żeby ściągnąć widza na swoje wątpliwej jakości przedstawienia, w Ostrawie widzowie stoją w kolejce za biletami i teatry grają przed kompletami widzów.

 

Pomyślicie, że w Ostrawie są tanie bilety i to dlatego. Otóż nie! Bilety kosztują tam jakieś 80 – 100 zł., gdzie w Polsce cena biletu wacha się niej więcej między 30 – 60 zł. I to wszystko przy niższych średnich zarobkach w Czechach.

 

Nie wiem, jaka jest wyczerpująca odpowiedź na ten stan rzeczy, ale wydaje mi się, że część prawdy leży w doborze repertuaru i sposobie realizacji przedstawień.

 

Kiedy w Ostrawie robią tylko najlepsi reżyserzy z warsztatem opanowanym w przysłowiowym jednym palcu, na Śląsku najczęściej reżyserują mainstreamowi reżyserzy, promowani przez mafię teatralną, którzy nie mają pojęcia o zawodzie reżysera i współpracy z aktorem, za to są bardzo modni, poprawni politycznie i ideologicznie i tworzą jakieś niezrozumiałe misz-masze, które później przez zaprzyjaźnionych, skorumpowanych krytyków, są wychwalane, jako arcydzieła.
Drugi trend na Śląsku jest taki, że reżyserują domorośli, samozwańczy reżyserzy w typie Roberta Talarczyka, którzy nieudolnie próbują coś opowiedzieć i później serwują ten niejadalny pasztet widzowi, który to odrzuca.

 

Myślę, że to jest dominujący trend w Polsce i to nas najbardziej różni od Czeskiego teatru, w którym najwyższej klasy fachowcy robią teatr dla widza, kiedy w Polsce półamatorzy z odpowiedniej opcji politycznej, próbują robić teatr, który za zadanie ma narzucić widzowi “właściwy” sposób myślenia i odczytywania otaczającej nas rzeczywistości.

 

Niestety póki dyrektorzy polskich teatrów państwowych nie zostaną rozliczani za frekwencję, która nie tylko na Śląsku jest wręcz katastrofalna, dalej polskie teatry będą wciskać w gardło publiczności swoje polityczne i ideologiczne manifesty i odpływ widza od teatru w Polsce będzie się pogłębiał.

 

Smutne to strasznie i nie ma na to rady. Dlatego ciesząc się bardzo z sukcesów moich czeskich kolegów, jest to trochę uśmiech przez łzy, albowiem w Polsce teatr po prostu umiera.

 

 

 

 

Strona Divadla Mir w Ostrawie:

https://www.divadlomir.cz/


#Teatr