Pokaz chybionych żartów
Pokaz chybionych żartów – Kolejne katastrofalne przedstawienie Starego Teatru w Krakowie, który stacza się na samo dno teatralnej Polski.
Pod wodzą dwóch niekompetentnych dyrektorów, Stary Teatr, kiedyś tak znakomity, stacza się na samo dno. To naprawdę wielka sztuka, że tych dwóch przyniesionych w ministerialnej teczce panów, przez kilka sezonów nie wypuściła bodajże ani jednego dobrego spektaklu.
“O zgrozo, ten pokaz chybionych żartów trwał ponad półtorej godziny i gdyby przez ten czas podpiąć do moich oczu turbiny elektrowni, to od przewracania gałkami ocznymi nazbierałoby się wystarczająco prądu, żeby zasilać Lublin przez 2 miesiące.”
Pokaz chybionych żartów
Niemęski
„Niemęski” w reż. Darii Kubisiak, w Narodowym Starym Teatrze. Pisze Kamil Pycia na stronie Teatralna Kicia.
Miałem ogromną nadzieję, że w pastelowej scenografii Igi Słupskiej, która od samego przekroczenia progu Nowej Sceny Teatru Starego mocno rzucała się w oczy (scenografia, nie Pani Iga), wydarzy się cos niesamowitego, bo przecież tekst „niemęskiego” przewijał się przez Narodowy Stary Teatr a to w formie drukowanej w antologii Młod(sz)a Polska, która była efektem konkursu rozpisanego dla twórców urodzonych po 1989 roku, a to w postaci czytania performatywnego. Nie miałem do tej pory styczności z dramatem Darii Kubisiak, ale uznałem, że skoro po tylu publicznych wystąpieniach postanowiono przenieść go w końcu na scenę, to będę miał do czynienia z tekstem powalającym z nóg, a przynajmniej z tekstem niebanalnym, który ma w sobie to coś, co spowodowało, że tak bardzo przykleił się w ostatnim czasie do instytucji na Jagiellońskiej.
Daria Kubisiak, autorka tekstu i reżyserka spektaklu w jednym, postanowiła pochylić się nad bolączkami współczesnych mężczyzn, celnie puentuje to, jak zatwardziali w patriarchalnych klatkach są na co dzień i jak bardzo powinni się z nich wyzwolić, aby móc odetchnąć pełnią życia.
TYLKO, ŻE NIE – to, co proponuje twórczyni, jest jakimś zlepkiem zupełnie nierealnych wyobrażeń na temat męskości i tego, z czym muszą się mierzyć mężczyźni. Po stworzeniu takiego chochoła, reżyserka próbuje się z nim rozprawić ośmieszając typowo „chłopskie” zachowania, które na dłuższą metę są destrukcyjne: na przykład niemówienie o emocjach czy też strach przed utratą społecznie oczekiwanej męskości. I wszystko byłoby okej, gdyby nie to, że stereotypowe sytuacje, które oglądamy na scenie, były już wałkowane miliony razy od lat ’90 w różnych komediach Mariusza Pujszo i innych wirtuozów subtelnego humorku. Musi przecież zostać obśmiane to, że mężczyźni nie rozmawiają między sobą o niczym, co nie dotyczy łowienia ryb i heheheh seksiku. Ponadto, mój żenadometr niebezpiecznie zaczął się przegrzewać, w momencie, w którym insynuuje się ze sceny, że chłopy spotykają się jedynie po to, żeby kląć i się upijać (bo – jak wiadomo – kobiety nigdy nie piją alkoholu). Reżyserka za pomocą aktorów robi potworne fikołki intelektualne na scenie, ale nie jest to specjalnie odkrywcze, bo składają się na to przetworzone cytaty z memów albo myśli hulające po Internecie bez mała od 10 lat. Dodatkowo, jak wiadomo, nic tak wspaniale nie wpływa na poziom dyskusji jak generalizowanie, a w główniej mierze właśnie to robi spektakl „niemęski”.
O zgrozo, ten pokaz chybionych żartów trwał ponad półtorej godziny i gdyby przez ten czas podpiąć do moich oczu turbiny elektrowni, to od przewracania gałkami ocznymi nazbierałoby się wystarczająco prądu, żeby zasilać Lublin przez 2 miesiące. Dodatkowo, od strony reżyserskiej spektakl ma w moim odczuciu bardzo nierówne tempo i bywają momenty dłużyzn lub zbyt przeciąganych gagów, które przez to przechodzą z męczących w irytujące. Kolejnym mocno nietrafionym pomysłem była dla mnie uporczywa próba zrobienia meta spektaklu, w którym aktorzy są świadomi, że są aktorami i mówią, że mówią rzeczy, bo autorka im je wsadziła w usta i używa ich języka. Nie wiem jaki to ma cel, jeszcze bardziej zdystansować aktorów od ich roli, do której i tak już mają spory dystans i grają na pół gwizdka?
„Wisienką” na torcie była jeszcze scena (zagrana naprawdę z klasą przez najrozkoszniejszego na świecie Grzegorza Mielczarka) dotycząca gwałtu homoseksualnego. Trochę mnie zmroziło, że w obecnych czasach temat gwałtu może być zaprezentowany jako żarcik. Rozumiem całą konotację społeczną, że niby seks homoseksualny jest odbierany przez część konserwatywnych „prawdziwych” chłopów jako właśnie ten niemęski i pozbawiający prawdziwej męskości, a jednak nadal: fakt, jakie salwy śmiechu budziła ta scena u widowni oraz fakt, że twórczyni nie powiedziała do siebie: „ej Daria to może nie być na miejscu, czy to nie jest przypadkiem przegięcie pałki”, jest nie do pomyślenia.
Co do jasnych stron spektaklu – już wspomniana przez mnie scenografia Igi Słupskiej. Fantastycznie zaaranżowana przestrzeń w nieoczywistych kolorach, która wręcz krzyczy „jestem taka specjalnie, jestem przemyślana i mam właśnie godzić jak najbardziej się da w oczekiwanie tego, jak powinna wyglądać męska przestrzeń”. Ogromny szacunek za to, jak wszystko wybornie skomponowała w tak ograniczonej przestrzeni Nowej Sceny.
Smutno mi się patrzyło na Grzegorza Mielczarka i Stanisława Linowskiego, bo bardzo obu panów uwielbiam i wiem, jak zdolni są i jakimi zwierzakami potrafią się stać, gdy zostaną pokierowani umiejętnie przez osobę reżyserską. Niestety tutaj robią, co mogą, ale mam wrażenie, że grzęzną na mieliznach „niemęskiego”. Szkoda. Miewają przebłyski, ale są to sporadyczne, małe iskierki, które nie są w stanie uratować tego przedsięwzięcia.
Naprawdę, po kilku pierwszych minutach spektaklu miałem nadzieję, że nie będzie już gorzej – a potem było już tylko gorzej. Zastanawiam się też, dla kogo ten spektakl zmajstrowano, bo dla osób przekonanych nie będzie odkrywczy. Zresztą, po co przekonywać przekonanych, tylko po to, żeby się nawzajem poklepać po plecach? Osoby niezdecydowane raczej nie pojawią się na widowni na Jagiellońskiej 1, bo czytając sam opis przedstawienia uznają, że to nie dla nich. Totalnie zgadzam się, że porzucenie obecnej formy obowiązującej męskości jest konieczne, bo jest tak samo destrukcyjne i dla mężczyzn i dla kobiet, i najlepiej będzie jak wszyscy damy sobie przestrzeń na odczuwanie świata w sposób zniuansowany, nieokreślony przez wzorce męskości czy też nie męskości, ale forma zaproponowana przez Kubisiak to prawdziwa flop era, która, zamiast zachęcić do takiego spojrzenia na świat, bardziej tylko rozsierdzi. Zamiast „niemęski” sugeruję tytuł „niemądry”, bo właśnie taki jest ten twór. Niemądry i spóźniony o jakieś kilka lat.
Kamil Pycia
https://e-teatr.pl/niemeski-39322
#Niemęski #StaryTeatr #NarodowyStaryTeatr #Żenada #Kraków