Podsumowanie 2022

Podsumowanie 2022 – Grzegorz Kondrasiuk podsumowuje 2022 rok w teatrze polskim. Trochę się z nim zgadzam, a trochę nie. Przeczytajcie sami.

Każde podsumowanie teatru w formie rankingu wydaje mi się śmieszne, wręcz ośmieszające podsumowującego, albowiem wyścigi są dla koni, a nie dla artystów, a ja i tak potrafię sobie wyrobić własne zdanie, bez podpowiedzi jakiegoś tam Sieradzkiego, czy innego “eksperta” rodem z Dolnej Albanii.

 

Dlatego podsumowanie Kondrasiuka jest ciekawsze, bo ujmuje polski teatr w szerszym kontekście społecznym, co jest szalenie ciekawe. Szkoda tylko, że autor nie mógł się oprzeć i sam na koniec tego ciekawego artykułu, musiał ogłosić najlepszy spektakl roku.

 

 

 

Podsumowanie 2022

 

 

 

 

Podsumowanie 2022

Bez podsumowania

W światku branży teatralnej zaroiło się od podsumowań minionego roku. Krytycy na wyprzódki ogłaszają rankingi, które to panie dzieju były w nim najlepsze i najgorsze spektakle, reżyserie i role, które najkoszmarniejsze skandale. Problem polega na tym, że niesławnej pamięci roku 2022 w polskim teatrze nijak podsumować się nie da. Choćby dlatego, że nie przyniósł nam ani arcydzieła, które bezspornie pogodziłoby wszystkich, ani żadnego olśniewającego debiutu – pisze Grzegorz Kondrasiuk w „Do Rzeczy”.

 

W światku branży teatralnej zaroiło się od podsumowań minionego roku. Krytycy na wyprzódki ogłaszają rankingi, które to panie dzieju były w nim najlepsze i najgorsze spektakle, reżyserie i role, które najkoszmarniejsze skandale. Problem polega na tym, że niesławnej pamięci roku 2022 w polskim teatrze nijak podsumować się nie da. Choćby dlatego, że nie przyniósł nam ani arcydzieła, które bezspornie pogodziłoby wszystkich, ani żadnego olśniewającego debiutu.

 

Tak naprawdę to trudno teatralny rok 2022 zobaczyć jako osobną jednostkę, bo zgubił się w szerszym kontinuum następujących po sobie katastrof. Z normalnością w kulturze – jaka by ona nie była – pożegnaliśmy się wraz z pandemią, a zaraz potem już była wojna. Ktoś mógłby zapytać: A co to ma wspólnego z teatrem? Sporo – bo po pandemii teatr musiał odbudowywać więzi z publiką, a ta musiała przypomnieć sobie, że teatr w ogóle istnieje.

 

Z kolei skutkiem wojny na Ukrainie jest przekonstruowanie struktury społecznej, a więc i publiczności, wraz z przybyciem ukraińskich uchodźców. Do tego doszła radykalna zmiana akcentów w debacie publicznej. Pewne tematy i ujęcia z dnia na dzień się brzydko zestarzały, a ponieważ teatr żywi się właśnie tym bieżącym dniem, to nijak nie dało się tego ukryć. Bywało podczas przedstawień nieadekwatnie, przykro i głupio, i to pomimo starań artystów sceny, świadomych przecież, że jakże słuszny jeszcze wczoraj przekaz nagle rozpadł im się w proch. Pełnych czułości, narcyzmu i pacyfizmu emanacji – takich jak np. okrzyknięte wydarzeniem sezonu „Dziady” Mai Kleczewskiej (bo przecież nie Mickiewicza) – nie uratowała nawet ukraińska flaga wnoszona na ukłony, choć publika zazwyczaj karnie wstawała do owacji.

 

Z premiery na premierę polski teatr roku 2022 stawał się coraz bardziej nieadekwatny, jak kawałek wyspy, która oderwała się od macierzy i gdzieś tam sobie dryfuje, jak w pamiętnym finale „Undergroundu” Kusturicy.

 

Niejednokrotnie, w ramach niniejszej rubryki, zdawałem państwu relacje z tych wrażeń. Szczytem zaś tego odklejenia było sławetne, rytualne wniesienie posągu wielkiej złotej waginy do „odzyskanego” przez Monikę Strzępkę warszawskiego Teatru Dramatycznego.

 

Ludzie teatru dobrze wiedzą, że nic tak nie wzmacnia zainteresowania jak skandal. Stosują więc tego typu tanie prowokacje, przeciągając kijem po prętach żelaznego ogrodzenia, licząc na odzew medialny i shit storm w mediach społecznościowych. Problem polega na tym, że nie są na zewnątrz, ale wewnątrz tego, kurczącego się coraz bardziej, podwórka. Gorzej, bo w pogoni za odhaczaniem aktualnych tematów, uzależnieni od poczucia przynależności do swych enklaw, gdzie każdy myśli tak samo, przegapiają prawdziwą realność.

 

A tymczasem ten niewyraźny rok 2022, po cichutku, na kocich łapkach, przyniósł nam naprawdę radykalny przełom. Co nim jest? Kryzys finansów publicznych, inflacja i wzrost cen prądu. Tego jeszcze dobrze nie widać, a ostatnimi, którzy to zobaczą, są wrażliwi i czuli artyści – ale cięcia w budżetach uderzą właśnie w instytucje kultury. Zgadnijcie, kto będzie pierwszy w kolejce, kiedy rząd i samorząd staną przed decyzją – czy zamknąć szkoły, przychodnie czy teatry i galerie sztuki współczesnej. Naiwnym będąc, liczyłem na jakąś debatę na ten temat, na wspólny namysł środowiska nad planem zapobiegawczym, opartym na poczuciu odpowiedzialności, racjonalizację wydatków, samo-ograniczenie dawnego rozpasania na publicznym garnuszku (bo zdarzało się, oj zdarzało…). Zamiast tego ten i ów (na czele z rektorem Akademii Teatralnej Wojciechem Malajkatem) ogłosił, że wina PiS, i załatwione. Na chwilę.

 

Gdybym miał wskazać naprawdę ikoniczne dla roku 2022 w polskim teatrze zdarzenie – to nie byłyby to ani krakowskie „Dziady” z Konrada zamiast Konrada, ani złota wagina eksponowana w foyer Teatru Dramatycznego. Dla mnie symbolem niesławnego roku 2022 – o którym więcej mam nadzieję napisać za dwa tygodnie – jest najnowszy spektakl „Imagine” Krystiana Lupy. W jego zombiastycznym zamyśle czają się cała miniona wielkość i nędza polskiego teatru. Rozpadające się strzępy mistrzowskiej szkoły reżyserskiej i aktorskiej, rozpisana na sześć godzin wiwisekcja mitu wielkiego artysty, pacyfistyczne iluzje, ślizganie się po krawędzi uniesień i autokompromitacji – oto przestrzeń, gdzie obecnie się znajduje polska kultura.

 

Grzegorz Kondrasiuk

 

https://e-teatr.pl/bez-podsumowania-33675


#Teatr