Poczucie okrucieństwa losu
Poczucie okrucieństwa losu – Jacek Fedorowicz opowiada znakomitą anegdotę o pewnym wielkim mistrzu sceny, który trochę za dużo wypił.
Rzecz miała miejsce w dawnym warszawskim SPATiFie, słynnym miejscu spędzania czasu PRLowskiej śmietanki teatralnej i filmowej.
Jakie poczucie okrucieństwa losu musiały mieć osoby w anegdocie uczestniczące!
Tekst pod obrazkiem
Poczucie okrucieństwa losu
Opowiada Jacek Fedorowicz:
W warszawskim SPATiF-ie moja żona zaobserwowała scenę, jak przy jednym ze stolików zasiadło liczne towarzystwo zaproszone szerokim gestem przez szczodrego fundatora, wielkiego, naprawdę wielkiego mistrza sceny (nazwisko pominę) i raźno popija.
Fundator nie liczy się z kosztami, zamawia, pije, zamawia, pije… Niestety wypija trochę za dużo i zasypia.
Podchodzi kelner, kładzie na stole rachunek.
Towarzystwo, wyglądające na niezamożną studenterię, gorączkowo się naradza. Młodzi delikatnie usiłują obudzić mistrza. Nic z tego.
Sięgają po kolei do kieszeni. Kwoty, z którymi się rozstają, są dla nich gigantyczne. Wreszcie z najwyższym trudem udaje im się uzbierać. Niedokładnie, pieniędzy jest trochę więcej, kelner wydaje resztę. W tym momencie budzi się mistrz, widzi kelnera kładącego resztę na stole, bierze tę resztę i chowa do kieszeni.
To milczenie! I to poczucie okrucieństwa losu…
• Jacek Fedorowicz, ,,Mistrz offu’’, wydawnictwo Wielka Litera, Warszawa 2019, s. 106.
Tekst znaleziony na:
https://www.facebook.com/profile.php?id=100077316920526
SPATiF w Warszawie. Bohema, która wzięła się z biedy
– Ta bohema wzięła się z biedy. Nie mieliśmy własnych domów, więc siedzieliśmy razem w SPATiF-ie. Nie mieliśmy telefonów, więc tam czekaliśmy na propozycje – tak aktor Daniel Olbrychski wspominał czasy, gdy w knajpie Stowarzyszenia Polskich Artystów Teatru i Filmu zbierała się towarzyska śmietanka stolicy.
W czasach świetności lokalu – od lat 50. do końca lat 70. – spotykali się tam aktorzy, literaci, artyści, filmowcy, tajniacy, prostytutki, warszawscy bywalcy i aspirujący do tego miana. Choć do obcych stolików dosiadać się nie wypadało, liczyło się już samo wejście. Bywanie w SPATiF-ie dla wielu było oznaką prestiżu, choć w specyficznym, PRL-owskim wydaniu. „Dopiero perspektywa Nowego Jorku, gdzie cyganeria, alkoholicy i narkomani podzieleni są porządnie według wysokości konta w banku, pozwala zrozumieć niezwykłość tamtej knajpy” – pisał w „Wyborczej” Janusz Głowacki.
https://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/7,54420,21297476,bohema-ktora-wziela-sie-zbiedy.html
#Teatr #film #SPATiF