Pamiętam zapachy dzieciństwa

Pamiętam zapachy dzieciństwa – to następny piękny felieton Piotra Łobody o smakach i zapachach dzieciństwa, które już nigdy nie wrócą.

 

 

 

Pamiętam zapachy dzieciństwa

 

 

 

 

Pamiętam zapachy dzieciństwa

… a z tych jabłek to cuda robić można było i mamy robiły, i te cuda w pamięci naszej przetrwały, właśnie one, a nie te wyszukane, nie te królewsko-cesarskie ale nasze i przecie tym królewsko-cesarskim nic nie ustępujące. A w moim sztambuchu tym zapachom dzieciństwa poświęconym, tych cudeniek różnych mam wiele jeszcze, bo przecie tyle tych zapachów w dzieciństwie było. No to jeszcze jeden taki zapach i styknie na razie …

 

apfelbraty (z mojego sztambucha „Zapachy dzieciństwa”)

… a grzeczni byliście chociaż, boście zmazani jakby was z gruby przynieśli
… grzeczni ? – ja na bracika, bracik na mnie. Nosy całe, oczy nie podbite to … to chyba grzeczni
… no, trochę to kolano strzaskane, ale ono tak zawsze

 

… no i te rajtuzy na tym kolanie … no rajtuzy – ale tam to one słabe były już i cerowane tyle razy, to się potargały, na tym kolanie trochę. Te szare rajtuzki co na nich te szare portki krótkie z tymi szelkami na guziczkach i poprzeczką na brzuchu, trochę naderwaną od tej klopsztangi, te rajtuzki co to od tych portek do tych sandałków, zawsze pełnych piasku i zawsze na pięcie się przecierające, te rajtuzki to tak trochę …

 

… a ręce czyste ? – a ręce same do tyłu – nie ma rąk, to i nie zmazane, no może troszkę tylko, ale tylko troszkę

 

… ale już wiemy, ale już czujemy ja i bracik, i mamy pewność już, że coś się szykuje, że coś będzie i tylko co – bombon jaki dadzą, jakiego dropsa albo kopalnioka, bo że maszket jaki to na sicher, ale jaki ?

 

… no bo po co by mamuśka na podwórko wychodziła, po co by nas wołała, no po co, jak my okna nie wybili, lampy nie strzaskali, hasioka nie obalili, a nawet szlojdrów nie mamy dziś, bo nam tato rano zabrał… no to po co … musi maszket

 

… no to chodźcie do domu i ręce myć zaraz

 

… a na schodach już ten zapach i już wszystko wiemy, i już się przepychamy przy tym kranie u tej wanny, i już szorujemy te łapska co jednak zmazane były, te łapska co się domyć nie dadzą, żadną siłą nie dadzą i zawsze ainfachowo umyte będą i już na zawsze chyba

 

… no ale już my w kuchni, już my przy tym stole, już my na tych krzesłach klęczący z łyżeczkami w dłoniach, już my nerwowe, już patrzymy jak parują jeszcze troszkę, na talerzykach położone, a „woniają”, a „woniają” jak niebo

 

… apfelbraty !!!! – „łojezu”… apfelbraty mamuńka zrobiła, apfelbraty ze cukrym …

 

… a na stole cztery talerzyki i cztery łyżeczki, i ten półmisek płaski, a na nim cztery skarby, złociutkie i lśniące od tego cukru i pomarszczone troszkę, i z tą skórką co chrupie, z tą skórką co pachnie sadem, łąką, ogrodem, wszystkim pachnie i to jak

 

… a zmazane nie jedzą … apfelbraty tylko dla tych niezmazanych – tatko obwieszcza i sam sobie nakłada …

 

… no ja – bracik zmazany na gymbie, zmazany jak zawsze, jo nie, jo się nie widza to i zmazany żech nie je, jo nie … ino on, gupielok

 

… ale już nom mamuńka po jednym na talerzyki i dekielki chce zdjąć – jo som, jo som – i paluszkami już nerwowymi za te drewienka z wykałaczek albo ze strachecli, i już dekelki obok, i już łyżeczkami do tego sosiku co w jabłku się kryje, a jeszcze kuknąć trzeba do środka czy dużo go, czy dużo tej małmazji, czy som tam te dwie kosteczki, te dwie maleńkie kosteczki z tej skórki z apluziny co ją mamuńka we cukrze smażyła i w tym słoiku chowała we bifyju i strzegła, żeby ich nie wybierać bo do ciasta, bo do apfelbratów i do czegoś tam jeszcze, zazdrośnie strzegła, ale przecie nie całkiem skutecznie, no i jeszcze czy tam w tym sosiku i ta rodzynka jest mięciutka i … i czy w ogóle dużo go, tego sosiku i czy przypadkiem bracik nie ma więcej niż jo, bo mo być po równo, no chyba, że jo mom więcej

 

… a te łyżeczki to najpierw trzeba zanurzyć do tego sosiku słodkiego, do tego ulepka a potem łyżeczkę oblizywać, zanurzyć tylko i nie nabierać a zanurzyć i tym języczkiem, i jeszcze raz i jeszcze, aż się wszystko w ten sposób wybierze z tego jabłka, aż na dnie tylko te kosteczki z apluziny i ta rodzynka, i je na końcu, jak

 

… a pokroję wam te jabłka teraz na kawałki, jak już sosik wyjedliście, bo zmażecieprzysmaki wszystko tym sokiem – proponuje tata, proponuje przekornie, a przecie reakcję naszą zna, zna nie od dziś – nie, nie, nie i nasze łapki przykrywają zazdrośnie te jabłka. Nie i już – bo te jabłka smakują najlepiej jak się je powoli obgryza od góry do dołu, po kawałeczku po obwodzie, po obwodzie tej dziurki po tym soku, bo u góry skórka chrupiąca od tego cukru, a u dołu to już nie i tylko słodziutkie tam jest, tam u dołu, a jeszcze noskiem się to jabłko dotyka przy tym obgryzaniu, to jabłko co tak pachnie a potem i nos … a na końcu dekielek, a jeszcze paluszkami z talerzyka te resztki wybrać, no i … no i oblizać ten talerzyk, oblizać koniecznie

 



… a pamiętasz jeszcze, jak mama robiła te jabłka pieczone z cukrem, te apfelbraty, pamiętasz jeszcze ?

 

… czy pamiętam ?, a można to zapomnieć, a można zapomnieć ten smak, ten zapach, no można ? Nie bracik – tego się nie zapomina, można wszystko zapomnieć ale tego nie … tego się, chopie złoty, nie zapomina nigdy

 

… te jabłka, to „kosztele” chyba były, duże, zielone, i takie bardziej gruszkowate mama wybierała, żeby po tej węższej części nożem dekielek ściąć, taką czapeczkę, a w ten dekielek wbijała drewienko z zapałki albo wykałaczkę chyba, takie trzymanko to było dla tego dekielka, a potem tą „szpecjalnie” zaostrzoną łyżeczką wybierała miąższ jabłka, aż się taki krater zrobił, a do tego kraterku cukier drobniutki do pełna i te dwa kawałeczki smażonej skórki z pomarańczy, i tę rodzynkę jedną, i maleńką szczyptę cynamonu albo goździka, no a potem ten dekielek na wierch, a jeszcze wszystko lekko wodą zwilżała i posypywała pudrem, a potem to na brytfankę i do rury, do piekarnika gorącego, by się upiekły, a z tego pudru taki lukier chrupiący na tej skórce jabłka, taki słodki, taki chrupiący, i na dekielku też

 

… pamiętasz ?

 

… patrzę na te dziesiątki książek w mojej bibliotece, równiutko na półkach poukładanych, na tą wiedzę całą, co mi wiernie służyła w mojej pracy przez tyle lat, na te dzieła przemądre, do których sięgałem niezliczoną ilość razy i … i nic już z nich prawie nie pamiętam, prawie nic

 

… a zapach, a smak apfelbratów pamiętam

 

… pamiętam, jakby to wczoraj było, jakby przed chwilą

 

Piotr Łoboda 

https://www.facebook.com/piotr.w.loboda/posts/248218305644022


#nostalgia