Oni tam sobie poradzą

Oni tam sobie poradzą – Piękna historia z prawdziwego życia, po wybuchu wojny na Ukrainie, która wiele mówi o człowieczeństwie i trudnych wyborach.

Każdy człowiek w sytuacjach ekstremalnych musi sobie odpowiedzieć na fundamentalne pytania i podjąć decyzje, które mogą zaważyć o życiu i śmierci.
Każdy z mężczyzn z Ukrainy stawiany jest przed takim wyborem i pytaniem, czy oni tam sobie poradzą.

 

 

 

Oni tam sobie poradzą

 

 

 

 

 

Oni tam sobie poradzą

Z biura wracałem Uberem.

 

Nie było dla mnie zaskoczeniem, że kierowcą był ktoś ze wschodu. Oleg. Jak się później okazało, rok młodszy ode mnie. Spod Czarnobyla. Gdzieś w pobliżu. Jakaś mała miejscowość. Może wioska.

 

Przez dłuższą chwile milczymy, bo w ustawieniach mam zwykle, że nie chce rozmawiać. Nie lubię. Wolę słuchać, tak samo jak milczeć. Tak już jest jak ma się umysł Rain Man’a i urok osobisty jak wróżbita Maciej. Więc mówić nie lubię.

 

I wtedy on. Na wysokości Ministerstwa Obrony Narodowej. W korku, gdzie tylne, czerwone światła aut, które stoją przed nami, oświetlają nam twarze, patrzy lekko do góry w wysokie biurowce, które mijam codziennie robiąc swoje #10walk.

 

– To mój Nowy Jork – wie Pan? spytał wesołym głosem kiwając w stronę Ronda Czterdziestolatka i Ronda ONZ, co zaraz za nim. Po czym zaraz, już z powagą dodał pod nosem – A mama z tatą w piwnicy…

 

Wziąłem głębszy oddech. Bo wiedziałem, że będę musiał się odezwać i że na zdaniu się nie skończy. I wziąłem ten oddech głęboki, zapowietrzając się. Jakbym chciał się udusić… Bo ciężko jest, nie łatwo, powiedzieć coś z sensem, z nadzieją, coś dobrego, coś z sensem, coś bardziej, że będzie dobrze, że być musi. Bo co powiesz. Z taką ilością myśli w głowie i chęcią milczenia.

 

Kiedy ułamek sekundy po tym spytał czy wiem, że wybuchła wojna, a ja odpowiedziałem twierdząco, poczułem że nie mogę go z tym zostawić i przez te kilkaset metrów próbowaliśmy dać sobie poczucie, że świat jest tu i teraz.

 

Opowiedział, że brat walczy. Wezwali go przed południem, kiedy żołnierze Putina zbliżali się do Czarnobyla. Telefon ma ciągle wyłączony. Ale żyje. Wie to od kuzynów, młodych chłopaków, którzy uzbrojeni pilnują piwnicy z całą rodziną w środku.

 

Oni tam. Tu żona, córka i ja. My tu jesteśmy – powiedział. Oni tam sobie poradzą, oni się nie poddadzą. Oni do ostatniego tam będą walczyć. Dziś 2000 Ruskich, 7 samolotów, tanków tyle i tyle. Zabite, zniszczone. Oni sobie poradzą – powtarzał.

 

– To chory człowiek. My nic mu nie zrobiliśmy. Bo co? Że chcemy mieć normalny kraj?

 

Choć w głowie miałem jakąś niedorzeczność odnośnie liczby poległych żołnierzy, to jednak starałem się nie analizować. Pytałem o tu i teraz. O to co robi żona, czy córka chodzi do przedszkola czy już do szkoły? Pytałem o ten świat, w którym nasze głowy przez chwilę o tym wszystkim nie będą myśleć.

 

Powiedział, że nie wróci, nie pojedzie na Ukrainę.

 

– Oni tam sobie poradzą. Do ostatniego będą walczyć. Nie poddadzą się. A jak się nie uda, jak Putin ruszy dalej. To ja tu. Tu zostanę. Tu będę walczył. Bo tu jest mojej córki życie.

 

Kiedy wysiadałem z auta, ścisnęliśmy sobie mocno dłoń. Tak mocno, jak mocno miałem ściśnięte gardło. Nie łatwo jest wtedy mówić, a poza tym ja mówić nie lubię. Wolę milczeć. Zrozumiał to, gdy kiwnąłem lekko głową i kiedy odwzajemnił to milczenie uśmiechem. W tej całej niedorzeczności wiedzieliśmy, że nie należy się poddawać i że nie ma takiej opcji, żebyśmy byli tymi ostatnimi. Nie ma kurwa takiej opcji.

 

Jakub Jóźwicki

 

https://www.facebook.com/jozwicki.jakub/posts/10225641150868503


#Wojna #Ukraina