Nostalgia za dawnymi czasami

Nostalgia za dawnymi czasami to przepiękny tekst Marka Orłowskiego o czasach pokolenia lat 60tych i 70tych zeszłego wieku.


Nostalgia

nostalgia-za-dawnymi-czasamiZdarza mi się niekiedy, że siedzę sobie wieczorem w fotelu przed telewizorem i nagle ogarnia mnie nostalgia. Nostalgia za dawnymi czasami. Zapewne wielu z Was dorastających w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych dopada to samo uczucie. To były czasy. Lecz po chwili, kiedy uzmysłowimy sobie ile się od tamtej pory zmieniło, dopada nas pytanie. Jak do cholery udało nam się przeżyć.??? No, bo sami popatrzcie.

 

Samochody. Nie miały pasów bezpieczeństwa, zagłówków, airbagów. O oponach zimowych nikt wtedy nawet nie słyszał. Żadnych fotelików dla małych dzieci, a na tylnej kanapie było wesoło, a nie niebezpiecznie. Blacha z konserw podobnie jak drzwi samochodów była bardzo niebezpieczna i……..przydatna, albowiem miała taką samą grubość jak blacha z której budowano….. statki.

 

Buteleczki od lekarstw i środków utrzymania czystości nie dość, że były szklane, to na dodatek nie zabezpieczane przed otwarciem przez najmłodzych.

 

Farbami dostępnymi w całej palecie barwy zielononiebieskiej i białej malowano „radośnie” i „kolorowo” zarówno łóżeczka dla niemowląt jak i drzwi magazynów nie zawracając sobie głowy takimi bzdurami jak zawartość ołowiu i innych toksycznych środków.

 

Pamiętacie oranżadę słodzoną jakże niezdrowym naturalnym cukrem sprzedawaną w butelkach zamykanych na tzw. ”sprężynki”? Kleiły się do dłoni, ale piliśmy ją z uwielbieniem przekazując sobie butelkę z rąk do rąk, z ust do ust i nikt z tego powodu nie umarł.

 

A słynne saturatory z wodą doprowadzoną wprost z miejskiego hydrantu i ze szklankami obgryzionymi z każdej strony, mimo, iż były po musztardzie czyli ze szkła grubego nad wyraz. Z czasem i tu zawitała technologia nowoczesna zastępując musztardówki kubkami jednorazowymi …….. wielokrotnego użytku. Piliśmy tą wodę z sokiem do upojenia nie zważając na roje os i na stada zarazków.

 

Uczyliśmy się czytać i pisać z jednego, jedynie słusznego elementarza, a nie z pięciu różnych, idiotycznych i nie wiadomo, który bardziej poprawny.

 

Szkoła trwała od godziny ósmej rano i kończyła się tak, żeby można było zjeść obiad w domu lub na świetlicy jeśli kto czekał, aż rodzice skończą stałą i pewną pracę.

 

W szkołach zachowywaliśmy się z szacunkiem dla nauczycieli, a nawet Ci którzy niekoniecznie byli pełni zapału do nauki po prostu powtarzali klasę. Nie wysyłano nikogo do psychologa, co najwyżej do dentysty szkolnego. Po takiej wizycie wyniki nauczania szybko ulegały poprawie.

 

Jeździliśmy na rowerach „Wigry”, „Flaming” i na motorowerach „Komar” bez kasków.

 

Jedliśmy słodycze, ciastka i pączki bez obawy, że utyjemy, albowiem w szkole i po szkole mieliśmy tyle ruchu, ze spaliliśmy w dwójnasób tyle ile zjedliśmy.

 

Wcinało się „haratane” marchewki prosto z ziemi otarłszy je jedynie o spodnie. Jabłka i owoce zaiwanione prosto z drzewa. Nie kupowaliśmy w sklepach ze zdrową żywnością, bo wszystko było zdrowe nawet jeśli nie było. Jedynie owoce egzotyczne jak banany, pomarańcze i szynka jadało się zazwyczaj z okazji świąt. Również państwowych. Jako egzotyczne miały to do siebie, że owocowały jakoś tak jedynie w okresie tychże świąt właśnie.

 

Biegało się do utraty tchu po dworze do zmroku. Co dziwne nie było komórek, a więc i kontroli nad „biegaczami”. Nikt więc nie wiedział gdzie jesteśmy, co robimy. Na zewnątrz. W świecie barbarzyńskiego i brutalnego socjalizmu. Całkiem bez opieki!!! Nieprawdopodobne !!!

 

Graliśmy w piłę do jednej bramki obici, posiniaczeni z poharatanymi kolanami i łokciami, niekiedy złamanymi rękami czy nogami albo nawet wybitymi zębami nie bacząc na zakażenia, dury brzuszne, tężce, i inne -ężce, a już na pewno nikt z tego powodu nie ścigał naszych rodziców po sądach. Winniśmy byli my sami i między sobą załatwialiśmy takie sprawy. Jak który mocniej oberwał, albo nie został wybrany do „kadry”, to poryczał się, wyryczał się, niekiedy nawet pobił nawzajem i już. Żadnej traumy na całe życie.

 

To samo zimą. Mokrzy, ściorani, nie bojąc się ni mrozu ni śniegu wracaliśmy do domów jak sople lodu, ale zahartowani. Nie mieliśmy alergii, na wszystko. Mieliśmy wolność, czas, Mieliśmy sukcesy i klęski.

 

Nie mieliśmy za to Playstation, Nintendo 64, X-Boxses. 1000 kanałów w TV i wszystkich tych innych gadgetów.

 

Pisaliśmy listy, nie maile. Czekaliśmy długo na odpowiedź, niekiedy z nadzieją i drżeniem serca.

 

Czytaliśmy książki ćwicząc wyobraźnię zamiast słuchać audiobooków.

 

Dla współczesnych bylibyśmy jak nie z tej bajki.

 

Zastanawiające. Jak nam się udało przeżyć? Jak mogliśmy się rozwijać intelektualnie bez internetu. Z telewizją o dwóch programach zamiast 1000, kinie zamiast DVD? W czasach nieco późniejszych w których wszystko co robiliśmy było „radosną twórczością” wymagającą kombinowania i sprytu, bo niczego nie było w sklepach za wyjątkiem dżemu i octu.

 

Kiedy zamiast do Tunezji z biurem podróży jechało się z rodzicami na wczasy z FWP do Wejcherowa. Autokarem zwanym „ogórkiem” Dzisiaj pamiętam z tego niewiele. Zapach mączki rybnej z pobliskiej wytwórni. Drogę na plażę poprzez las sosnowy i wydmy. Smak lodów w waflu, nie kubeczku. Pamiętam też aktualny wtedy przebój „ Spacer dziką plażą” śpiewany przez Stana Borysa i puszczany przez plażowy i miejski radiowęzeł na okrągło. Niewiele. Prawda? Ale jakże sugestywne jest to niewiele skoro potrafi się śnić w nocy.

 

Później było jeszcze wiele przeżyć niemniej intensywnych. Podróże stopem po Polsce i Europie bez namiotu, spanie w stogach siana, na dworcach. Taka swoista „szkoła przetrwania”.

 

Jeszcze później doświadczenia równie mocne co straszne, raz na zawsze ustalające priorytety życiowe.

 

Niemniej właśnie te pierwsze, wcześniejsze obrazy tchną we mnie spokojem, szczęściem nawet jeśli siermiężnym, bez dzisiejszych zdobyczy technologii i z czarmo- białą fotografią. Zapewne i Wy, ziomale z mojego pokolenia macie podobne wspomnienia. Swoje nostalgie. Chwile szczęścia. Bo przecież byliśmy szczęśliwi. Czyż nie?

 

Marek „Dziki” O.

 

Marek Orłowski
https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=1376168435768411&id=100001258038712


#nostalgia