Molier zasiadł na widowni
Molier zasiadł na widowni Teatru STU – O niezwykle aktualnym i dobrym spektaklu Teatru Stu, „Tartuffe”, Moliera w reż. Krzysztofa Pluskoty
Jak wiadomo, w Krakowie jest coraz mniej dobrych teatrów, które nadal grają dla widza, a nie tylko zaspokajają swoje onanistyczne potrzeby.
Najnowszy Molier w Teatrze Stu potwierdza, że nadal można na ten teatr liczyć i nadal bilet do niego jest wart swoich pieniędzy.
Molier zasiadł na widowni Teatru STU
„Tartuffe” Moliera w reż. Krzysztofa Pluskoty w Teatrze STU w Krakowie. Pisze Magda Huzarska-Szumiec w miesięczniku „Kraków i Świat”.
Byłam w Teatrze STU i oglądałam premierowy spektakl Tartuffe, a obok mnie siedział Molier – autor, któremu dane jest to, co posiadają najwięksi: zdolność odnajdywania się w każdym miejscu i czasie.
Nie wiem, czy był to pan w ciemnej, eleganckiej marynarce, pachnący znakomitymi perfumami, który siedział kilka foteli dalej. A może ten mężczyzna przede mną, postawny, wysoki, który nieco mi zasłaniał scenę. No, chyba że była to blondynka w czerwonych okularach, na której torebkę zwróciłam uwagę jeszcze przed rozpoczęciem przedstawienia. W końcu dlaczego nie, jakie znaczenie ma płeć? Ważne jest to, że naprawdę Molier pojawił się na widowni Teatru STU, a ja poczułam, że wyreżyserowany przez Krzysztofa Pluskotę Tartuffe dzieje się tu i teraz, jakby autor przed chwilą oderwał się od klawiatury komputera, a nie pracowicie przyciskał przed wiekami gęsie pióro, znacząc nim białe kartki papieru.
Jednak nie liczcie na to, że ta aktualność pisarza jest jakoś specjalnie manifestowana na scenie. Choć zrozumiałabym to, bo w naszych czasach, kiedy rzeczywistość skrzeczy od nadmiaru wydarzeń, z którymi Świętoszek ma wiele wspólnego, trudno się powstrzymać. Ale w tym przedstawieniu raczej unika się dosłowności, pokładając wiarę w inteligencję widza, który sam sobie może dopowiedzieć, kiedy na scenę wdziera się przesiąknięty hipokryzją duch któregoś z przedstawicieli jedynie słusznej władzy.
Przedstawienie jest tak budowane i tak zagrane, byśmy przede wszystkim cieszyli się jego komediowym charakterem, co zapewniają świetni, charakterystyczni aktorzy, tacy jak Maria Seweryn, Aldona Grochal czy Rafał Dziwisz. Szczególnie ten ostatni znakomicie balansuje na granicy między śmiesznością, jaką wzbudza naiwność Orgona w stosunku do panoszącego się w jego domu Tartuffe’a, a zdecydowaniem, które ujawnia, gdy zdemaskuje Świętoszka.
Taką dwoistość możemy dostrzec też u Radosława Krzyżowskiego w roli tytułowego bohatera. „Tradycja teatralna przekazała nam bardzo różnych Tartuffe’ów. Widziałem Tartuffe’ów potężnych i nalanych tłuszczem albo chudych, zgarbionych, o bladych twarzach. Ale zawsze Tartuffe był (…) obleśny, jakby lepki” – pisał przed laty Jan Kott. Tartuffe Krzyżowskiego wyłamuje się z tej zasady. Nie ma w sobie „proboszczowskiej” lepkości i jowialności. On jest o wiele gorszy. Targające nim namiętności, pożądanie władzy, kobiet, pieniędzy sprawiają, że zaczynamy w nim dostrzegać coś diabelskiego, a nie tylko łatwą do wykpienia hipokryzję.
Jeszcze raz przytoczmy słowa Jana Kotta: „Tartuffe jest fascynujący, bo jego twarz prawdziwsza jest od maski. W tym jest wielkość Moliera”. Szukając miejsca na widowni Teatru STU, rozglądnijcie się uważnie. On tam już siedzi.
Magda Huzarska-Szumiec
https://e-teatr.pl/-zasiadl-na-widowni-teatru-stu-31480
#Teatr #TeatrSTU #Molier #Komedia #Świętoszek #Tartuffe