Miłość do samego siebie
Miłość do samego siebie – mój kolega Witek Augustyński znowu rozważa nasze istnienie, czym ono tak naprawdę jest i co je kształtuje.
Nie ma innej drogi niż miłość. A najważniejsza jest miłość do samego siebie.
Jak rzep psiego ogona
Uczepiłem się tej miłości jak tonący brzytwy, bo żaden inny sposób nie działa. Gdyby nie ona, ta miłość, wyleciałbym chyba w powietrze – literalnie. Ale jest – ona, ta miłość – na szczęście i dla każdego! Uczepiłem się miłości …
jak rzep psiego ogona!
Wydaje się mi, że coś muszę … wydaje się mi, że wiem, rozumiem … wydaje mi się, że żyję … wydaje się mi, że jestem. Ale co to dokładnie oznacza? /Tak – moje ego jest przeintelektualizowane, dostrzega i umie ubrać w słowa, tak – cierpi, tak – boli/.
Ale nie musi! Bo jest coś tak małego, a wielkiego za razem, jest coś tak wszechpotężnego, że szacunek i schylenie głowy. Że mimo sceptycyzmu i zadufania w sobie – wyraźnie widzę. Tak – to miłość! I to jedyne lekarstwo. Jaka to miłość? Bezwarunkowa. Nie ma innej. Patrzmy na siebie jak na dzieci, bo sami nadal nimi jesteśmy przecież.
Rozważenie
Nie piszę tego … bo mi się wydaje, chociaż zapewne tak jest. Piszę, bo chcę się od tego uwolnić. Od bólu, cierpienia, niemocy i tragedii. Chcę spokoju i pokoju. Nie ma innego lekarstwa, źródła nieśmiertelności, młodości i zdrowia, nie ma też innej drogi jak miłość. Ale nie ta erotyczna i seksualna, chociaż ta ma niepojętą moc i tworzy cuda ad hoc.
To miłość do siebie, a co za tym idzie wybaczenie sobie, zrozumienie siebie, pozbycie się samooceny rozumowej, na rzecz głosu serca. Bzdurzę? Nie sadzę*. Serce też myśli, nie wiesz, to poszukaj i poczytaj. Tak – mówię do siebie*! Bo w istocie nikogo innego nie ma. No bo jak określasz świat dookoła. Jak o nim myślisz, gdy jesteś radosny? No przecież – mój świat. A jak twój, to twój!
Jak rzep psiego ogona.
To wszystko co mi się wydaje, ten cały system, te religie, te wartości, to zakazy i nakazy, to wszystko to wierutna ściema. To tkwi w mojej głowie i nigdzie indziej. Ja sam to sobie zrobiłem. Jak? Ano tak, zakłamałem siebie, zakłamałem swój świat, sprawiłem sobie sam ból, pozwoliłem na to co mi się teraz nie podoba swoją ignorancją i nieświadomością. I tylko ja to mogę zmienić, pokochawszy się uprzednio.
Bo jak ja będę siebie kochał*, wybaczę sobie wszystko, odpuszczę i od teraz nie będę sobie szkodził, sprawiając sobie ból i cierpienie. Wówczas – a zacząłem to widzieć bardzo wyraźnie – ból i cierpienie minie, miną wątpliwości i rozterki, minie wszystko. Bo tak się składa, a o czym wszyscy wiedzą, że gdy miłość w nas panuje, nie ma miejsca na nic innego.
PS. Dedykuję ten wpis przyjaciołom i znajomym*. Dziękuję za lekcję, za to, że byliście i jesteście*. Idę dalej, poznawać pięknych ludzi i świat, a przede wszystkim to, co poznawać zaprzestałem – kochanego siebie. Porzucić trzeba wszystko – bo to ściema, ściem – to wszystko – i trzyma się nas Jak rzep psiego ogona.
* – wyrazy z gwiazdką są tam gdzie wypowiada się ego
#miłość