Łamanie kręgosłupów młodym

Łamanie kręgosłupów młodym – Tajemnicą poliszynela jest to, że w szkołach teatralnych i teatrach ma miejsce nagminny mobbing.

Ja sam przez sześć lat wykładałem w łódzkiej Filmówce na międzywydziałowych zajęciach na wydziale aktorskim i wydziale reżyserii i doskonale wiem, jak powszechne była przemoc psychiczna i czasami także fizyczna w Szkole Filmowej – o tym wiedzieli wszyscy; Wszyscy wiedzieli np., że niektóre wykładowczynie nie grzeszące urodą w swoisty sposób mściły się na ładnych studentkach gnojąc je i poniżając, a części męskiej dito, “lepiły się ręce” i nadużywali swojej władzy, żeby wyżywać się seksualnie.
Ja niestety, albo stety, nigdy nie byłem osobiście świadkiem żadnej takiej sytuacji, więc nie mogłem na to w żaden sposób oficjalnie zareagować, a kiedy próbowałem podejmować ten temat prywatnie, półprywatnie, a w każdym razie nieoficjalnie z innymi pedagogami (szczególnie na wydziale aktorskim, bo o ile mi wiadomo, tylko na tym wydziale miały owe zdarzenia miejsce) zawsze odpowiadano mi, że to nic takiego, że to element edukacji, bo przecież tak wygląda zawodowe życie i że to sposób na kształtowanie aktorów, ale moim zdaniem to był tylko bełkot, który miał za zadanie zatuszować fakt, że starsi studenci i niektórzy pedagodzy w ten sposób odreagowywali własne frustracje i niepowodzenia i w ten sposób nadużywając zależności służbowej i władzy, jaką skądinąd posiadali nad studentami leczyli własne kompleksy. A, że przy okazji było to, prawie programowe, łamanie kręgosłupów młodym adeptom sztuki aktorskiej, nad tym już nikt się nie pochylał.

 

Moim zdaniem wynika to głównie z dwóch przyczyn:

Po pierwsze jest ogólnie znanym faktem, że polska szkoła aktorska nie ma od wielu, wielu lat żadnej metody nauczania i jest to tak naprawdę seria spotkań z mniej, lub bardziej prowincjonalnymi gwiazdami rangi dolnoalbańskiej, a zatem w związku z tym w zależności od tego, kim jest aktualny opiekun roku, wychodzą całe roczniki odlanych, jak ze sztancy, jeśli student ma “szczęście” Peszków, Stuhrów, Englertów, Gajosów, Seniuk, Polony, itd., a jeśli szczęścia tego nie ma, całe roczniki kopii kompletnych porażek aktorskich, które często nawet zostają dziekanami, prorektorami, a nawet rektorami.

 

A o drugie, że szkoły teatralne w dużej mierze ich kadr są przechowalniami dla nieudaczników. Nie dotyczy to oczywiście wszystkich wykładowców, ale dużej ich części, albowiem prosta prawda jest taka, że jeśli ktoś ma dużo pracy w uprawianym zawodzie, nie ma najprościej w świecie czasu na nauczanie. (To niestety w największym stopniu dotyczy reżyserów i operatorów)

 

Ponieważ sam jednak nie mam bezpośredniej wiedzy na temat nadużyć, które miały miejsce, publikuję wpis mojej koleżanki Aleksandry Kedry, wieloletniej pracowniczce Szkoły Filmowej, która zdecydowała się przerwać milczenie i potwierdzić zarzuty studentów od strony kadry pedagogicznej:

 

 

 

Łamanie kręgosłupów młodym

 

 

 

Łamanie kręgosłupów młodym

Popracowałam sobie w Filmówce kilka lat, oddając się swojej pracy bez reszty jako pianistka – akompaniator.

 

Zza klapy pianinka co nieco się widziało. Byłam świadkiem wulgaryzmów, poniżeń i jazd z młodymi ludźmi, które przyprawiały o zawrót głowy.

 

Kandydat na aktora, czy aktor, to delikatna materia, jak każda materia artystyczna. Wykładowcy, którzy być może przeszli przez mękę w zdobywaniu szlifów, wiedzą sami, co znaczy upokorzenie, porażka, mobbing. Być może jest to w wielu przypadkach odreagowanie własnych doznań, ale to powielanie złych nawyków.

 

Nigdy nie doznałam czegoś podobnego studiując w mojej kochanej Akademii Muzycznej. Pracując w niej prawie całe swoje życie artystyczne – pedagogiczne, nigdy się z tak drastycznymi przypadkami, jak tu, nie spotkałam.

 

Czas skończyć z milczeniem. A to milczenie jest podyktowane u młodych ludzi strachem, że jak puszcza parę, to zostaną wdeptani, zniszczeni i napiętnowani w przyszłości w zawodzie, bo przecież na swojej drodze mogą się zetknąć, i tak najczęściej bywa, z tymi, którzy ich uczyli. Stawiać opór złu, reagować od razu, bez strachu.

 

I choć niektórzy z nauczycieli akademickich w szkołach artystycznych są wspaniałymi artystami, to jednak niekoniecznie maja dar nauczania ,albo, jeśli go mają, nie spełniają norm etycznych. I to należałoby powoli zacząć prostować.

 

Jeśli zaś chodzi o moja pracę w tej szkole, to w sposób dziwny i zakamuflowany nie przedłużono ze mną umowy. Bez klasy, bez wyjaśnień, choć miałam cały czas poczucie, że to, co robię, jest akceptowane, docenione.

 

Wiem , że spora grupa studentów z lat 2008-2015, zapamiętała mnie, czego dowodów doświadczam i są to pozytywne wspomnienia. Myślę, że również z powodów rozmów i przyjacielskich kontaktów z nimi, mogło dojść do mojego autu.

 

Ale to nie o mnie chodzi. Ja nie zginę. Chodzi o łamanie kręgosłupów młodym ludziom. I na to nie może być zgody.

 

Hej, Młodzi Gniewni, trzymajcie się i nie dajcie się. Obdarzajcie miłością i szacunkiem tych, którzy na to zasługują, a i w tej uczelni wielu jest takich pedagogów. I cała nadzieja w ich determinacji i uczciwości.

 

Grzegorzu, to mój tekst pod tekstem, który opublikowała jedna z absolwentek. Ta, która odważyła się pierwsza.

 

Alexandra Kedra


#MeToo