Kosmita u Kowalików

Kosmita u Kowalików – to jedno z opowiadań Brunona Wioski z tomu “Niesamowite i erotyczne przygody niejakiego Kowalika”.

Bruno ma niesamowicie lekkie i dowcipne pióro i uwielbiam jego prozę. “Kosmita u Kowalików” to jego następny tekst, a całą książkę możecie kupić tutaj:

 

https://www.smashwords.com/books/view/720739?fbclid=IwAR0oSWStMBq-dqErZHt2OkDp0Adw0rXKoFBHP5XOpzdcod4u-FdifqmxlOM

 

 

 

 

Kosmita u Kowalików

 

 

 

 

Kosmita u Kowalików

– Panie wójcie, wie pan co? We wsi pojawił się kosmita i poszedł prosto do Kowalików, tak normalnie jak jakiś znajomy – zdyszanym głosem donosił Janek od Menderów. – Ludzie zebrali się już w gospodzie i chcą radzić.

 

– Coooo?! Pojawił się i poszedł prosto do Kowalika?! A co to Kowaliki jakieś prominenta są czy co? To jest omijanie obowiązującego międzynarodowego kodeksu. Już ja się upomnę o swoje, tak że mnie popamiętają. W kodeksie jest napisane, że przyjezdni muszą meldować się u wójta.

 

* * *

 

W gospodzie huczało jak w ulu. Na stołach stały już do połowy opróżnione butelki czystej. Wszyscy mówili jednocześnie. – Cicho, wójt przyszedł, cicho! – uciszali się wzajemnie.

 

– Panie wójcie, radźcie, co mamy robić? Tak nie może być. Kowaliki chcą cały splendor wziąć na siebie.

 

– Cicho! A ty Piątek nie wyrażaj się. Myślisz, że jak chodziłeś do szkoły, toś najmądrzejszy. Dzieci słuchają. Wiesz, że nie lubię, jak ktoś brzydko mówi.

 

– Ale splendor to jest…

 

– Cicho, splendor czy spierdol wszystko jedno. Po co dzieciakom mieszać w głowie. Mało to, że muszą się w szkole uczyć? My tu mamy ważniejsze rzeczy na głowie. Mówcie po kolei jak było. Kto tego Marsjanina zobaczył pierwszy?

 

– Pierwszy… to go zobaczył Polok – odezwał się Antek od Menderów.

 

– Antek, opowiedz, jak to było – nakazał wójt.

 

– Ano, piłem se piwo pod sklepem i nagle patrzę, ktoś idzie od strony pól. Jakaś łuna biła od niego, jak od jakiegoś świętego – mówię wam. Był cały ze złota, taki żółciutki.

 

– Kosmici są zieloni – odezwał się mały Pawlik.

 

– A siedź cicho, czemu nie jesteś w szkole? Będzie się taki nam tu wymądrzał.

 

– Mały Pawlik ma rację, sam słyszałem jak teść mojego szwagra mówił, że widział kiedyś kosmitów. Byli cali zieloni.

 

– Twojego teścia jeszcze nikt trzeźwego nie widział. Prawdopodobnie oglądał kosmitów przez flaszkę piwa – odezwał się ktoś. Wybuch śmiechu rozległ się w gospodzie.

 

– Cichooo – powiedział wójt. – To prawda. Ja wam to mówię. Kosmici są zieloni.

 

– No a ten? Był przecież żółty?

 

– A może to jakiś Chińczyk?

 

– Głupiś – jaki Chińczyk, po co Chińczyk miałby przychodzić do Kowalików. Mówię, wam, to kosmita.

 

– No to dlaczego nie był zielony?

 

– A może to jakiś młody kosmita. Przecież mówi się o młodych, że są żółtodzioby. Jak będzie stary, to będzie zielony.

 

– Racja. Przecież na czarne jagody, gdy są jeszcze czerwone, mówi się, że są zielone. W kosmosie jest na pewno inaczej. Urodzony kosmita jest czerwony, potem robi się żółty, a potem robi się zielony.

 

– Tak, to może być – zgodzili się wszyscy.

 

– Ale co mamy robić, wójcie?

 

– Musimy zbadać sprawę u źródła.

 

– Ale u nas nie ma źródła. Nie ma nawet w okolicy strumyka.

 

– Cicho, Malecha, głupiś. To się tak tylko mówi. To taka przenośnia. Musimy iść do Kowalików i zrobimy wywiad. Ale najpierw skończymy rozpoczętą kolejkę.

 

Podochoceni wypitą wódką zaczęli po chwili się skradać w stronę Kowalików. W pobliżu domu czołgali się już gęsiego.

 

– A co to, wójcie, stonki szukacie? Odezwała się stojąca za bramą Kowalikowa, gdy wąż czołgających się postaci podpełzł pod bramę.

 

– A myśmy chcieli tylko was odwiedzić, Kowalikowa.

 

– Odwiedzić? A to dlaczego przypełzliście?

 

– A my to tylko tak to dla zdrowia, takie ćwiczenie na mięśnie brzucha. Nie macie jakichś odwiedzin, Kowalikowa? – zapytał wójt rozglądając się wokoło.

 

– A kto tam do nas przychodzi, sami jesteśmy jak zawsze.

 

– A   k o s m i t a  na przykład, Kowalikowa?

 

– Jaki kosmita, upiliście się wszyscy przed południem, czy co?

 

– Niech pani nie udaje, że pani nic nie wie. Sam Antek Polok widział, jak rano do was szedł kosmita. Był cały żółty i złoty.

 

– Aż promieniowało od niego – dodał gorączkowo Polok.

 

– Ach, ten kosmita – powiedziała Kowalikowa. – Ten to promieniuje cały czas. To nie wiecie, że Kowalik kupił sobie nową komórkę. No ten tam, nowy telefon. I tak się napromieniował, że teraz przyciąga cały kurz. Rano poszedł na spacer na pola i cały pyłek  z kwitnącego rzepaku przyniósł do domu. Był cały żółty, mówię wam parę centymetrów pyłku było na nim. Do teraz siedzi w wannie i się szoruje.


#Kosmita #UFO