Kolejne dwa łyki Londynu

Kolejne dwa łyki Londynu – Za oknami mgła i szarość. Kolejne dwa łyki Londynu podarowuje wam Wojtek Maryański, by zrobiło się nieco jaśniej.

Wojtek Maryański w swoim następnym fantastycznym felietonie funduje nam kolejne dwa łyki Londynu

 

Kolejne dwa łyki Londynu

 

Metro i Muzea

Na pierwszy rzut oka nie ma nic, co by mogło racjonalnie połączyć oba te pojęcia, tak by znalazło się dla nich choćby niewielkie pole wspólne. Zacznę od metra, które nosi wieloznaczną nazwę Underground. Używana jest też nazwa Tube. Moją londyńską parafialną stacją ,była stacja Baron’s Court, na której wsiadałem i wysiadałem tysiące razy podczas niemal pięćdziesięcioletniego mariażu z Londynem. Przejeżdżają przez nią dwie linie. Najbardziej znana Piccadilly Line, którą w około 15 minut dojechać można do jednego z kilku serc Londynu – Piccadilly Circus.

Druga linia o większych wagonikach, wolniejsza jadąca pod ziemią i momentami wydobywająca się na powierzchnię : District line, sunąca wzdłuż Tamizy do Tower of London i jeszcze dalej. Uwielbiam londyńskie metro. Kiedyś przewożące panów w czarnych melonikach, dziś zatłoczone, kolorowe, gwarne, z mieszającymi się językami, ale niezmiennie życzliwe i uprzejme. Metro zaczęto budować w XIX wieku. Stąd właściwie całe terytorium Londynu pokryte jest gęstą pajęczyną linii. Powoduje to, iż zgubić się tam niepodobna. Wystarczy dowiedzieć się , gdzie jest najbliższa stacja a następnie przy pomocy precyzyjnie wyrysowanej kolorowej mapy wybrać odpowiednią linię lub kilka i z przesiadkami dojechać do celu.

W Londynie, korzystając z metra można zachować angielską punktualność i dojechać do najdalszego punktu miasta z tolerancją do pięciu minut.

I tu powoli przechodzę do muzeów londyńskich. Nigdy bym ich wszystkich, a chyba wszystkie widziałem, nie zobaczył, gdyby nie możliwość szybkiego dotarcia do nich metrem.

Nie będę opisywał poszczególnych muzeów, bo i po co. Można o nich przeczytać w sieci. Zatrzymam się na tym co i gdzie moim zdaniem jest niezwykłe i w czym ową niezwykłość upatruję.

Jako się rzekło z Baron’s Court szybciutko dojeżdża się do Piccadilly Circus. Tam przesiadka lub kilkuminutowy marsz per pedes apostolorum do Trafalgaru, gdzie kolumna Nelsona i National Gallery i kościółek ( porównując z katedrami ) Saint –Martin- in- the Fields, gdzie jest siedziba znakomitej orkiestry o tej samej co kościół, nazwie.

National Gallery, to pierwsze muzeum, które odwiedziłem w Londynie. Setki obrazów. Sami mistrzowie, o których czytałem w Polsce i widziałem reprodukcje ich obrazów. Leonardo da Vinci, Caravaggio, Rembrandt, van Gogh, Holbein Młodszy . Wszystko to w jednym miejscu , podane w tak skondensowanej formie zadziałało niemal narkotycznie na głowę młodego studenta Handlu Zagranicznego, który po raz pierwszy wyrwał się poza Polskę i znalazł się w sercu wielkiego świata.

Największe wrażenie zrobiło na mnie malarstwo Wiliama Turnera. To moje estetyczne odkrycie i trwająca do dziś fascynacja. Szczególnie jego wyprzedzający o niemal pół wieku francuskich impresjonistów obraz „ Deszcz, para i szybkość”. Przez niemal godzinę wpatrywałem się weń, to podchodząc tak blisko, jak to było możliwe, to znów oddalając się. Od tej chwili, za każdym razem, gdy byłem w Londynie wpadałem, choćby na kila minut do Galerii, by przywitać się i pozdrowić Turnera.

Niedaleko Stacji metra South Kensington na Exibition Road posadowiły się trzy kolosy muzealne. Museum of Natural History gdzie zebrane są szkielety gatunków zwierząt, które zniknęły już dawno z powierzchni ziemi . Zaobserwować tam można na wykonanych modelach historię ewolucji. Tak to jasne i klarowne, bardzo pomocne edukacji młodych umysłów. Przestępując po raz pierwszy progi Muzeum Historii Naturalnej, nie spodziewałem się że jako dorosły facet przyjadę tam wraz z kilkunastoletnim synem, Jankiem, który chodził zachwycony po wszystkich salach muzeum.

Może ta wizyta w muzeum w jakimś stopniu przyczyniła się do tego, że został lekarzem. Nie wiem. Na Exibition Road są jeszcze dwa muzea. Victoria and Albert Museum i Science Museum. To miejsca dla smakoszy historii i sztuki. Tam po prostu jest wszystko w ilościach nie do ogarnięcia i do zapamiętania. V & A Museum możemy nazwać używając dzisiejszych pojęć muzeum sztuki użytkowej. Meble, instrumenty muzyczne, ceramika, moda, biżuteria, metaloplastyka, druki, rzeźba. Tak znaczący dla rozwoju Imperium był wiek XIX i początek XX.

Muzea londyńskie stanowią zaledwie fragment tego czym kusi i przyciąga Londyn. Zanim zakończę wspomnę o dwóch jeszcze muzeach. British Museum. Największe. Naćkane dosłownie wszystkim , co w muzeum znajdować się może. Mumie egipskie i sarkofagi, wazy greckie i miliony innych mniejszych lub większych przedmiotów, mówiąc wprost, przywłaszczonych lub mniej elegancko nagrabionych w zawładniętych przez Imperium państwach. Wiele rządów tychże państw od lat się stara o odzyskanie ich dóbr narodowych. Bezskutecznie. Racja, widać po stronie silniejszego. Z tego powodu byłem tam raz i więcej nie będę nie akceptując tego typu postępowania.

Moją wędrówkę po muzeach londyńskich kończę miłym akcentem pisząc o Tate Modern Gallery znajdującej się na południowym brzegu Tamizy w dawnej elektrowni Bankside Power Station, do której prowadzi jedyny w Londynie most, przeznaczony wyłącznie dla pieszych – Millenium Bridge.

Olbrzymie postindustrialne przestrzenie, już na dzień dobry magnetyzują niezwykłym klimatem, który idealnie nadaje się do prezentacji sztuki współczesnej. Nie widziałem wszystkich takich muzeów, ale gotów jestem się założyć, że Tate Modern to jedno z najważniejszych takich miejsc.

I tu kolejna moja fascynacja. Już jako dojrzały facet, przygotowując kolejny film reklamowy, tym razem właśnie w Londynie wybrałem się z moim przyjacielem Marcinem Mroszczakiem na wystawę obrazów Edwarda Hoppera. Coś niezwykłego widzieć w takiej kondensacji jego malarstwo. Zobaczyłem obrazy kogoś, kto podobnie jak ja postrzega świat. Zafascynowany kulturą europejską a przede wszystkim malarstwem Edwarda Degas, tworzy swój świat ludzi istniejących poza realnym czasem, co nadaje im metafizyczny charakter. Doznałem, jednym słowem, olśnienia. I ten stan ekscytacji towarzyszy mi do dziś.

Jak z tego co napisałem widać na pierwszy rzut oka w Londynie, każdy jest w stanie znaleźć dla siebie coś ciekawego. A kogo nie interesują muzea, których oglądanie wymaga kondycji i koncentracji może pozwiedzać parki teatry i puby. To inny sposób spędzania czasu, ale równie ekscytujący.

Zapomniałem. Metrem można dojechać do każdego z muzeów…

Wojtek Maryański

https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=1039726849532951&id=100004869375099


#londyn