Kanonada złych recenzji

Kanonada złych recenzji – to znakomity artykuł, który na konkretnym przykładzie obnaża mechanizmy dezawuowania dobrych spektakli.

Kanonada złych recenzji – na przykładzie tego artykułu, człowiek średnio nawet używający mózgownicy, może zrozumieć, jak głęboko obecni pseudorecenzenci siedzą w kieszeni spółdzielni teatralnej i zniekształcają obraz współczesnej mapy teatralnej Polski. Na której to całkowicie pomijają, albo zatapiają złymi recenzjami dobre przedstawienia, które są zrobione przez ludzi posiadających warsztat reżyserski, opowiadają jakąś historię, mają linię fabularną i da się zrozumieć to, co mówią aktorzy ze sceny, a promują owi pisarczykowie tak zwany nowy teatr, który jest niczym innym, niż promowaniem teatralnej hucpy, robiony przez hochsztaplerów nie mających pojęcia o reżyserii i chowających swoją amatorszczyznę za plecami pseudointelektualnych recenzji pisanych przez skorumpowanych kolegów.

 

 

 

Kanonada złych recenzji

 

 

 

Kotka na gorącym blaszanym dachu, czyli sukces Teatru Narodowego i niech teraz niektórzy zjedzą własne buty!

            Przedziwna sytuacja. Kiedy po premierze „Kotki na gorącym blaszanym dachu” na reżysera Grzegorza Chrapkiewicza  i Małgorzatę Kożuchowską, która grała rolę Margaret posypały się gromy, przyjąłem to ze spokojem. Z uwagi na obecność Kożuchowskiej w obsadzie i tak nie wybierałem się na ten spektakl, więc sprawa nie dotyczyła mnie osobiście. Minął rok i sytuacja bardzo się zmieniła: oto w zastępstwie za ikonę stylu i gwiazdę seriali Teatr Narodowy zatrudnił Edytę Olszówkę, która, jak wkrótce rozniosła się wieść, podbiła serca widzów. Od tej chwili wiedziałem już, że chcę tę „Kotkę…” zobaczyć. Niestety, na przeszkodzie stanął napis: „Przepraszamy, w dostępnych terminach nie ma już wolnych miejsc.” – pojawiał się za każdym razem, gdy próbowałem zamówić bilet. To już zaczynało być frustrujące, jednak wreszcie – udało się. Poszedłem i zobaczyłem. I w zasadzie trafił mnie szlag…

 

Dlaczego?

            Okazało się, że niemal wszystko, co kiedykolwiek o „Kotce…” Chrapkiewicza napisano, nijak się ma do tego, co działo się na scenie. Powiem więcej, sposób, w jaki starano się udowodnić brak jakichkolwiek umiejętności reżysera, był tyleż niewybredny, co pozbawiony podstaw. Poza bowiem ogólnikami w stylu: nic nie zrobił, nie przeszkadzał aktorom, nie ma pomysłu, nikt nie pokusił się o wnikliwą analizę problemu.

 

            Mam zwyczaj, że jeśli już komuś mówię, że stworzył nieudane widowisko teatralne, staram się wyjaśnić, co konkretnie nie wyszło. Zdarzało się, że widziałem później poprawione wersje spektakli, co wywoływało we mnie wzruszenie, bo nagle okazywało się, że wystarczył drobiazg, żeby wszystko wyglądało o wiele lepiej!

 

            W kontekście tego, co widziałem kilka dni temu na scenie Teatru Narodowego, przedziwna kanonada słów wymierzona w reżysera zaczęła mnie mocno zastanawiać. Jak to się stało, że aż tylu krytyków potraktowało go w sposób, na który absolutnie nie zasłużył? Nie zamierzam gdybać, jednak kiedy przypomnę sobie, jakie próby wywierania wpływu na moje opinie sam przeżyłem, uznaję sprawę za nieco dwuznaczną. Żeby była jasność: nie odbieram nikomu prawa do posiadania własnego zdania, ale żeby nie zauważyć w spektaklu tego, co widzą od lat wszyscy pozostali?

 

Włodzimierz Neubart

 

czytaj dalej:
https://kempinsky.pl/chochlikkulturalny.blogspot.com/2016/11/kotka-na-goracym-blaszanym-dachu-czyli.html


#teatr