Jego motywacją była nienawiść
Jego motywacją była nienawiść – to następny odcinek wstrząsającego tekstu Bogdana Wasztyla z cyklu “Labiryntów Auschwitz”, który publikuję na moim blogu.
Tym razem następny odcinek znakomicie napisanej opowieści non fiction “Diament” o Marianie Szczepańskim, pod tytułem “Jego motywacją była nienawiść”.
Jego motywacją była nienawiść
19 września 1940 roku. Niemieccy okupanci organizują wielką łapankę w Warszawie. Zatrzymują mężczyzn. Nie tylko na ulicy, wpadają też do mieszkań. Przerażona Maria chowa syna w szafie, ale i tam go znajdują. Zwożą wszystkich do dawnej ujeżdżalni, a potem pakują do bydlęcych wagonów bez okien. Upychają ich tak ciasno, że nie sposób się ruszyć. Zatrzaskują i plombują drzwi. Ci w środku nie mają jedzenia ani picia, z trudem oddychają. Wciąż są przerażeni i oszołomieni. Nie wiedzą, dokąd jadą, co ich czeka.
Drugi transport warszawski dociera do Auschwitz 21 września 1940 roku. Wrzaski, ujadanie psów, brutalne bicie. Nieustanne ponaglanie – szybciej, szybciej szybciej. Za drutami Auschwitz w pierwszym okresie funkcjonowania obozu życie więźnia nie ma żadnego znaczenia. Dla kaprysu niemieccy nadzorcy mogą go zastrzelić, zakatować, zamęczyć nieludzką gimnastyką albo pracą ponad siły, zagłodzić, znękać psychicznie do tego stopnia, by zmusić do samobójstwa… Numer 4974 szybko to pojmuje i walczy o życie ze wszystkich sił. Jest młody, silny fizycznie, wysportowany. Ale są też inni młodzi, silni a umierają.
– Szybko zdałem sobie sprawę z tego, że do przetrwania potrzebuję kilku rzeczy: motywacji, ciepłego ubrania, jedzenia, umiejętności przystosowania się. I szczęścia. Przede wszystkim szczęścia.
Jego motywacją była nienawiść. Ubranie kombinował; w mroźne dni zakładał pod pasiak papierowe worki po cemencie, buty ściągał nieboszczykom (Martwi nie potrzebują butów). Jadł ziemniaki z łupinami, które inni wyrzucali, jadł trawę, jadł wszystko. I pracował, bo wiedział, że Niemcy mają kult pracy. Kiedy po porannym apelu formowano komanda robocze, on biegł do schowka, gdzie ukrył miotłę i taczki i zaczynał sprzątać. Utworzył samowolnie jednoosobowe komando.
Miał szczęście. Trzy razy brał udział w wybiórce na śmierć; raz wskazano na człowieka stojącego obok niego. A on ciągle żył. Dwa razy trafił do karnej kompanii, ale nie został do niej wcielony. 3 noce spędził w maleńkim bunkrze (90 na 90 centymetrów), w którym upychano 4 więźniów. Trzy dni pod rząd po godzinie wisiał na słupku (jedna z najokrutniejszych kar w obozie, jej ofiary często nie wracały już do zdrowia i sił). Cierpienie mijało, życie trwało.
19 marca 1942 roku wezwano go do komendantury. Wręczono mu własnoręcznie podpisane przez komendanta Rudolfa Hoessa zwolnienie z obozu. Do dziś nie wie, komu i czemu to zawdzięcza. Po dwóch tygodniach „odwróconej” kwarantanny (teraz nie przyuczano go już do życia w obozie, ale do wyjścia na wolność – podleczano, podkarmiano i straszono, by nikomu nie mówił o tym, czym jest Auschwitz i co się tam dzieje) odzyskał wolność.
Po latach, w trzydziestą rocznicę wyzwolenia obozu Szczepański pojawił się w byłym Auschwitz. Wczołgał się do bunkra w „Bloku Śmierci”, zamyślił. Ktoś zamknął drzwi. Przesiedział tam całą noc. W pięćdziesiątą rocznicę wyzwolenia obozu zamieszkał w pokoju z widokiem na krematorium. Jeszcze raz przeszedł drogą, którą woził trupy…
– Niemcy mówili mi: ty jesteś untermensch. I ja, untermensch, żyję. Niestety niektórzy moi oprawcy również. I jeszcze chcą zagarnąć moje święte miejsca.
Zapraszam do Labiryntów Auschwitz, do świata, którego już nie ma.
Bogdan Wasztyl
https://auschwitzmemento.pl/kategoria/blog/bwasztyl/