Jak żyją nasi staruszkowie

Jak żyją nasi staruszkowie – Wzruszająca opowieść o starości, samotności i wykluczeniu społecznym. Warto przeczytać i chwilę pomyśleć.

Podejrzewam, że konkretnie ta historia, opisana poniżej, niekoniecznie musiała mieć miejsce naprawdę. Ale Jest na tyle uniwersalna, że i tak mówi prawdę o starszych ludziach żyjących wokół nas. Sam miałem w życiu sytuację, że przede mną w aptece stała starowinka, której brakło na leki pierwszej potrzeby i dopłaciłem jej brakującą kwotę. Zatem poniższa, trochę zbyt łzawa opowieść mówi jednak wiele o tym, jak żyją nasi staruszkowie.

 

Warto pamiętać, że być może nas samych też będzie czekał taki los. Dlatego w przeciwieństwie do wielu innych wierzę w państwo opiekuńcze, które pochyla się nad osobami starymi, chorymi, wyalienowanymi i niepełnosprawnymi. Chętnie płacę podatki tylko, że nie zawsze te pieniądze z naszych kieszeni, zwanymi publicznymi, są rozdzielane tak, jak trzeba i niekoniecznie trafiają tam, gdzie potrzeba, ale to już jest temat na zupełnie inną opowieść.

 

 

 

Jak żyją nasi staruszkowie

 

 

 

 

Jak żyją nasi staruszkowie

Stałem w kolejce do kasy, przede mną stała taka mała starowinka. Trzęsły jej się ręce, miała kompletnie zagubiony wzrok, mocno tuliła do piersi malutką portmonetkę – taką zrobioną na szydełku – widzieliście może kiedyś takie portmonetki? Ja widziałem u swojej prababci… I zabrakło jej 4 zł, żeby zapłacić za zakupy, a w koszyku miała chleb, mleko, jakąś kaszę i maciupeńki kawałeczek pasztetowej. A kasjer był bardzo niemiły i rozmawiał z nią po chamsku. Staruszka stała taka przybita, ze łzami w oczach, no i nie wytrzymałem, dałem kasjerowi te 4 złote.

 

Wziąłem staruszkę za rękę i poszedłem z nią z powrotem do sklepu. Babulinka szła pokornie ze mną, a ja wkładałem do koszyka produkty dla niej, te co myślałem, że będą najbardziej potrzebne: mięso, porcje rosołowe, jajka i kasze różne.

 

Doszliśmy do owoców i zapytałem ją, jakie lubi, a staruszka patrzyła na mnie w milczeniu wielkimi oczami i mrugała. Wziąłem wszystkiego po trochu.

 

Przy kasie zrozumiałem, że nie mam przy sobie dość pieniędzy, by zapłacić za jej zakupy i za swoje, więc swój koszyk zostawiłem, zapłaciłem za zakupy babulinki, cały czas trzymając ją za rękę.

 

Wyszliśmy na zewnątrz. Spojrzałem staruszce w twarz i zobaczyłem łzy na policzku…

 

Zapytałem, dokąd ja zawieźć, zaprosiłem do samochodu, a ona zaproponowała, ze w domu poczęstuje mnie herbatą.

 

Zaniosłem jej zakupy. Staruszka poszła do kuchni robić herbatę, a ja rozglądałem się po bardzo ubogim, ale czystym i przytulnym wnętrzu. A kiedy postawiła na stole dwie obtłuczone filiżanki i talerzyk, na którym leżały dwa pierożki z cebulą – to nagle dotarło do mnie jak żyją nasi staruszkowie…

 

– autor Po Pierwsze Ludzie

 

https://www.facebook.com/tarocistkaeva.budgusaim.7/posts/pfbid02vRz3iMuDkhhad5
ozj3iD7L4V6B97fvmAM7b18cDD9FSRDzp3B3GwdTrn1VkFb6NYl


#Starość #Bieda #Alienacja #Samotność #Wykluczenie #Podatki