Jak wystawiać dziś klasykę

Jak wystawiać dziś klasykę – O Don Juanie w warszawskim Teatrze Polskim i o tym jak współcześni, pełni pychy reżyserzy zmieniają tekst.

Poprzez takie „nowoczesne” zabiegi teatr wiele traci, często umyka to, co jest najistotniejsze w danym utworze, i w to miejsce pojawiają się chaos i fałsz.
Zatem jak wystawiać dziś klasykę?

 

 

 

 

 

 

 

Jak wystawiać dziś klasykę

„Don Juan” Moliera w reż. Piotra Kurzawy w Teatrze Polskim w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w „Naszym Dzienniku”.

 

Mamy obecnie w repertuarach dwóch warszawskich teatrów dwie różne inscenizacje „Don Juana” Moliera: w Teatrze Ateneum spektakl wyreżyserował Mikołaj Grabowski (o czym pisałam już jakiś czas temu w „Naszym Dzienniku”), a w Teatrze Polskim – Piotr Kurzawa. Przy tej okazji nasuwa się kilka refleksji związanych z dzisiejszym inscenizowaniem klasyki.

 

Obecnie do rzadkości należy wystawienie sztuki klasycznej z uwzględnieniem epoki, której dotyczy, jak i przekładu, w którym tłumacz rzetelnie przekłada tekst oryginału, a nie pisze własne „dzieło”, nie licząc się tym samym z autorem dramatu, jego myślą, przesłaniem, konstrukcją zdań, na przykład mającą charakter poetycki.

 

Ileż to obcojęzycznych klasycznych sztuk teatralnych oglądamy obecnie na scenach w całkowicie nowym, uwspółcześnionym tłumaczeniu. Tyle że niejednokrotnie współcześni tłumacze prezentują swoje widzenie świata przedstawionego, a nie autora sztuki.

 

Poprzez takie „nowoczesne” zabiegi teatr wiele traci, często umyka to, co jest najistotniejsze w danym utworze, i w to miejsce pojawiają się chaos i fałsz. Wiem, że dzisiaj użycie słów „klasyka”, „klasyczna inscenizacja” pachnie naftaliną i nie służy chwale reżysera, raczej go pogrąża, stawiając w rzędzie rzekomo prymitywnych tradycjonalistów.

 

Ta obłędna pogoń reżyserów za uwspółcześnianiem utworów klasycznych ma – moim zdaniem – dwa powody. Pierwszy to taki, gdy twórca traktuje widza jak ostatniego niemotę, który nie zrozumie sztuki, jeśli reżyser nie przełoży jej na współczesność, do tego upstrzoną wulgaryzmem obrazowym i językowym. Drugi powód to pycha. Obie pobudki są nie do przyjęcia. Sztuka, teatr wymagają pokory artysty. Zwłaszcza gdy mierzy się on z wielkim dziełem, w którym autor zawarł ważne, głębokie treści. A te – mimo upływu lat – zawsze są uniwersalne i nie wymagają „przerabiania” na współczesność.

 

Takie właśnie głębokie i ponadczasowe treści niesie „Don Juan”. To najważniejszy utwór Moliera. I najwybitniejszy – zarówno w wymiarze treści i przesłania, które niesie, jak i w wymiarze artystycznym. Jest idealnie zredagowany pod względem dramaturgicznym, budowy postaci, sposobu narracji. Wystarczy, że reżyser zaufa Molierowi i podąży za literą tekstu. Ale to rzadkość, bo najczęściej reżyserskie pomysły nie mają końca. Wśród licznych inscenizacji „Don Juana”, które dane mi było obejrzeć, zaledwie kilka było wiernych utworowi mistrza komedii.

 

Na szczęście spektakl na scenie Teatru Polskiego nie ulega dyktatowi poprawności politycznej, nie zmienia postaciom płci itd. Także jeśli chodzi o interpretację tekstu Moliera, reżyser Piotr Kurzawa nie dokonuje tak częstych dziś postmodernistycznych dekonstrukcji. Jest to w pewnym sensie inscenizacja ukierunkowana klasycznie. A to niezwykle istotne, wszak tekst Moliera stymuluje do głębszych refleksji nad sprawami dobra i zła, nad winą i karą, nad obłudą, nad prawdami wiary i hipokryzją, a także nad tym, kim ja naprawdę jestem, za jakimi wartościami się opowiadam.

 

 

U Moliera Don Juan to zamożny szlachcic, uwodziciel, libertyn, który nie tylko nie wierzy w Boga, ale w ogóle w nic nie wierzy. Taki dzisiejszy ateista. Jest pełen pychy i uznaje wyłącznie totalną wolność, nie przyjmuje więc żadnych zasad, które mogłyby ograniczyć jego swobodę. Jest wyznawcą filozofii hedonistycznej, używa życia, ile się da, bez żadnych skrupułów, że dzieje się to kosztem nieszczęść innych, zwłaszcza kobiet. Nikogo nie kocha. Przeciwieństwem Don Juana jest jego sługa, Sganarel. Jako przedstawiciel świata wartości chrześcijańskich Sganarel wierzy w Boga, w życie wieczne, a zatem w nagrodę i karę po śmierci. Zderzenie tych dwóch jakże różnych światopoglądowo postaci prowadzi często do konfliktu, co podnosi dramaturgię sztuki.

 

Szkoda, że w przedstawieniu Piotra Kurzawy te najważniejsze elementy nie zostały wyartykułowane, zwłaszcza sprawy filozoficzno-światopoglądowe. Tym samym zaciera się niezwykle istotny u Moliera wymiar metafizyczny sztuki (postać Komandora przemawiającego głosem Andrzeja Seweryna budzi wesołość na widowni). Zawodzi warstwa artystyczna spektaklu zarówno reżysersko, jak i aktorsko. Krzysztof Kwiatkowski jako tytułowy Don Juan, niestety, nie przekonuje. Brak wyrazistości w budowaniu postaci, przydałaby się poprawa dykcji, niektórych kwestii prawie nie słychać. Ponadto nie przebija się osobowość Don Juana, którego całkowicie zdominował Sganarel – znakomicie grany przez Adama Biedrzyckiego. Także świetny Paweł Krucz jako niezwykle zabawny Pietrek ma swoje dobre sceny w spektaklu. Szkoda, że element winy i kary, tak ważny przecież w tekście, za mało został tu uwyraźniony, czego dowodem jest m.in. nieudany finał. A brak wewnętrznego napięcia między postaciami osłabia dramaturgię i powoduje spowolnienie tempa akcji oraz nudę. No i ta dziwna scenografia nijak się ma do tekstu, zwłaszcza wielka rękawica na tylnej ścianie sceny.

 

https://e-teatr.pl/jak


#DonJuan