Tags
Related Posts
Share This
Inspicjent to koordynator spektaklu
Posted on gru 1, 2017 in Teatralne
Inspicjent to koordynator pracy nad spektaklem. Musi mieć podzielność uwagi, wielozadaniowość, cierpliwość i jeszcze raz wielką cierpliwość.
KULISY PRACY INSPICJENTKI
Czym właściwie zajmuje się teatralny inspicjent? W kolejnym odcinku reportaży o zakulisowej pracy teatru wkraczamy do królestwa Anny Kaczmarskiej, inspicjentki Sceny Polskiej. Choć widzowie jej nie widzą, czuwa bardzo blisko sceny i aktorów, a żadne przedstawienie nie odbyłoby się bez jej wsparcia.
Jeśli mielibyśmy wyjaśnić w jednym zdaniu, kim jest inspicjent, powiedzielibyśmy, że to koordynator pracy nad spektaklem. Pracuje za kulisami w dosłownym tego słowa znaczeniu, ponieważ jego miejsce znajduje się kilka metrów od sceny. Inspicjentka Sceny Polskiej, Anna Kaczmarska towarzyszy pracy nad spektaklem od pierwszej próby. – Pojawiam się już na próbie czytanej, podczas której otrzymujemy od reżysera scenariusze – wyjaśnia. – Intensywnie pracuję także podczas prób sytuacyjnych, kiedy aktorzy wstają od stołu i zaczynają ćwiczyć poszczególne sceny. Robię notatki na scenariuszu dotyczące szczegółów wejść, zejść ze sceny, a także tego, co aktor konkretnie robi w danej scenie. To na początku pomaga. Natomiast kiedy do prób dołączają dźwiękowiec, oświetleniowiec, rekwizytorka i garderobiane, moja rola polega na wyjaśnieniu im, co i gdzie ma być ustawione. Ważny moment jest na tydzień przed premierą. Podczas tzw. próby technicznej – dodaje.
Czy po doprowadzeniu do premiery inspicjent może iść na zasłużony wypoczynek? Nie, bo dopiero wtedy zaczynają się kolejne ważne wyzwania. – Przychodzę do teatru na godzinę przed premierą. Najpierw sprawdzam scenę, czy wszystko zbudowane jest jak należy, czy jest komplet rekwizytów i, co równie ważne, czy leżą w wyznaczonych miejscach. Później kontroluję, czy przybyli wszyscy aktorzy. Na czterdzieści pięć minut przed premierą muszą być już wszyscy. Jeśli kogoś nie ma, wtedy muszę interweniować i dzwonić. Zdarzyły nam się sytuacje, że aktor zapomniał przyjść na przedstawienie… – wspomina inspicjentka.
Kiedy widzowie siedzą już wygodnie na widowni i kurtyna idzie w górę, inspicjent odpowiada za to, by wszystko sprawnie przebiegło do samego finału. – Bywają przedstawienia z małą obsadą, kiedy otworzę, zamknę kurtynę i na tym koniec. Jednak zdarzają się też skomplikowane spektakle, podczas których trzeba dbać o tempo. Na przykład w dynamicznym „Skąpcu” Sceny Polskiej, w którym jest scena obrotowa, cały czas stoję za kotarą i pilnuję, czy aktorzy wskakują na kręcące się koło w odpowiednim momencie. Kontroluję też zmiany scenografii, dając pracownikom technicznym różne znaki. Nikt z technicznych nie wykona ruchu, jeśli nie dam sygnału. Porozumiewamy się w różny sposób, czasem gestem, innym razem mrugnięciem latarki. Na przykład jedno mrugnięcie: „przygotuj się”, dwa mrugnięcia: „działaj”. Panowie już wtedy wiedzą, co mają robić – opowiada Anna Kaczmarska.
Inspicjent nie może się pomylić
Jakie są najważniejsze cechy inspicjenta? – Podzielność uwagi, wielozadaniowość, cierpliwość i jeszcze raz wielka cierpliwość, a także wyrozumiałość.
Jakie są najważniejsze cechy inspicjenta? – Podzielność uwagi, wielozadaniowość, cierpliwość i jeszcze raz wielka cierpliwość, a także wyrozumiałość. Myślę, że te cechy są najważniejsze – odpowiada inspicjentka.
Teatralna wpadka i co dalej?
Podczas “zielonego spektaklu” na scenie wszystko się może zdarzyć, bo żarty robią sobie sami aktorzy…
Innym razem na Scenie Polskiej zabrakło prądu. – Musieliśmy przerwać spektakl, ale na szczęście po dziesięciu minutach udało się go wznowić. Zdarzają się też niesympatyczne zdarzenia. Podczas grania w Hawierzowie na Zaolziu jedna z aktorek zasłabła na scenie, więc musieliśmy przerwać spektakl i zrobić dłuższą przerwę. W tym czasie przyjechała karetka, lekarz dał aktorce zastrzyk i jakoś udało nam się dobrnąć do końca przedstawienia – opowiada inspicjentka.
Czasem posłuszeństwa odmawiają teatralne rekwizyty. – Podczas premiery „Powtórki z Czerwonego Kapturka” pękło łóżko i to w dodatku w scenie, w której próbował się na nie wdrapać wilk z pełnym brzuchem. Najpierw usłyszeliśmy wielkie „trach!”, z kolei aktor nie spadł całkiem na podłogę, ale musiał leżeć w złamanym łóżku i musiało mu być bardzo niewygodnie. Widzowie nie zorientowali się, że coś jest nie tak, ale nam w kulisach trudno było powstrzymać nerwowy śmiech. Z jednej strony było to zdarzenie zabawne, ale z drugiej strony stres, jak my sobie z tym poradzimy – wspomina.
Ostatecznie żarty trzymają się też samych aktorów, którzy od czasu do czasu pozwalają sobie na różne psikusy. – Najczęściej do takich zdarzeń dochodzi podczas tzw. „zielonego przedstawienia”, czyli spektaklu, który grany jest ostatni raz. Psikus jest zauważalny tylko dla nas, widzowie raczej nie zdają sobie z niego sprawy. Współcześnie takich żartów jest mniej, dawniej była grupa młodych aktorów Sceny Polskiej, którzy uwielbiali robić sobie takie dowcipy. Na przykład zamieniali rekwizyty lub je ukrywali albo wchodzili na scenę z zupełnie inną charakteryzacją. I wtedy kolega sceniczny był wystawiony na egzamin: parsknie śmiechem lub zachowa zimną krew do końca sceny. Do dziś jest taki zwyczaj w teatrze, że na „zielonym spektaklu” zawsze może coś się wydarzyć. Oczywiście, nie każdy pozwala sobie na takie wygłupy, są aktorzy, którzy mogliby się obrazić. Ale to już inna bajka… – inspicjentka kończy z uśmiechem.
