Historyjka o szarym człowieku

Historyjka o szarym człowieku – to cudowny tekst mojego ulubionego felietonisty, Wojtka Maryańskiego, który tym razem opowiada o kimś zupełnie przeciętnym.

Ale czy jest to rzeczywiście tylko historyjka o szarym człowieku? Przeczytajcie z uwagą i sami osądźcie. Ja osobiście mam w tym względzie zgoła odmienne zdanie.

Historyjka o szarym człowieku

Historyjka o szarym człowieku

Dzisiejszy dzień rozpocząłem przed 6 rano, nie tyle pracowicie, co aktywnie.

W moim wypadku oznacza to podlewanie ogródka i namowienie trawy, by wreszcie pokazala swoj zielony meszek.

Nie jest to czynność wymagająca zaangażowania wszystkich szarych komórek.

Pomyślałem wiec sobie, że w okolicach moich imienin bywam zwykle w moim Ino.

Tym razem, trzeba było to zmienić. I tak podlewając ziemie jałową pomyślałem sobie o Zenku Czupryńskim.

Nikt nie zna Zenka Czupryńskiego.

Ja znam. Nie zrobił w życiu niczego spektakularnego. Nie jest celebrytą. Jest uosobieniem szarości. Jednak postanowiłem o Nim opowiedzieć.

Zenek Czupryński mieszkał w Ino 
przy ulicy Wilkońskiego 8 w przedwojennej willi As, w której w czasach, kiedy jako szczeniak przyjeżdżałem do Dziadka doktora Kowalewskiego, mieszkało, albo dosadniej, gnieździło się 8 rodzin.

Państwo Czupryńscy mieszkali ina drugim piętrze. Zenek, starszy brat Tadeusz, starsza siostra Krystyna.

Rodzice, których imion nie pamiętam. Mama, polonistka w liceum Kasprowicza, Tata trener zapasów w miejscowym klubie.

Mieli do dyspozycji dwa pokoje. Pewnego dnia wpadłem jakoś wcześnie i zajrzałem do pokoju.

Cała pięcioosobowa rodzina spała na rozłożonych na podłodze materacach. Nie stać ich było na łóżka.

Pani Czupryńska zajmowała się wszystkim. Przede wszystkim przygotowywała jedzenie.

W niedziele było święto. Na obiad kartofle pokrajane w plasterki, smażone na margarynie ze skwarkami zmieszanymi z cebula. Tak prawdopodobnie żyły miliony ludzi w Polsce.

Zenek nigdy się na nic nie skarżył. Był wysportowany i ćwiczył zapasy.

Spędzaliśmy ze sobą cale dnie po parku solankowym czy moście Pakoskim.

Za Parkiem Solankowym, w lecie rozbijali swój obóz Cyganie w różnokolorowych wozach – domach.

Wszyscy obawiali się cyganów. My nie. Zenek nauczył się od nich, grać na brodzie. Uderzając o nią zgiętymi palcami.

Dziadek zakończył pracę w Ino. Przeprowadził się
do Warszawy.

Zenek pojechał do Szczecina. Skończył tamtejsza politechnikę i tam został.

Myślałem, że już się nigdy nie zobaczymy. Znalazłem w sieci i zdobyłem telefon.

Kilkanaście lat temu przyjechał do Warszawy na jakieś targi w dawnej wolskiej ceglanej gazowni.

Gadaliśmy kilaka godzin.

Nawet zagrał na brodzie.

Kilka dni temu zadzwoniłem do niego Automatyczna sekretarka powiedziała coś dziwnego. Jeszcze raz spróbuję.

Taka oto historyjka o szarym człowieku. Przyjacielu z moich szczenięcych lat.

Tak czy siak nikt tak nie zagra tak na brodzie przebojów Czerwono- Czarnych jak Zenek Czupryński.

W.

Wojtek Maryański


#WojtekMaryański