Tags
Related Posts
Share This
Ewy Błaszczyk i Ewy Dałkowskiej recitale
Posted on lip 4, 2016 in Polecane
Ewy Błaszczyk i Ewy Dałkowskiej recitale to recenzja trzech recitali muzycznych najostrzejszego pióra recenzenckiego w Polsce.
sobota, 2 lipca 2016
O umieraniu, strachu , o miłości. Ważko, odważnie, siłą głosu i mądrze o życiu,świecie i nas samych…
3 Prezentacje Form Muzyczno-Teatralnych „DŹWIĘKI Słów” 23-26 czerwca 2016
Dzień Trzeci (Doświadczenia i Wiedzy, Młodości i Pasji, a pomiędzy nimi słusznej kary za aktorską Pychę i brak Pokory)
Kruchość z adamantu, głos ze spiżu, siła serca i wiary
Sobotnie popołudnie, upał, duchota, wszechogarniający szum: „Lewandowski przy piłce, Piszczek w obronie… Coo zaaa dośrodko…” Wbrew Naturze, sercu, astmie i temperaturze prawie że wbiegam do Centrum Kultury, nie mogąc się doczekać na miejsce, mrok, kroki, smugę światła, pierwszy dźwięk…! No cóż, każdy jej koncert, recital, spektakl to nader smakowite danie dla duszy, serca i wrażliwości widza i słuchacza. Każda z nią rozmowa, wywiad niesie siłę, niezwykłą odwagę, wiarę gdzieś z głębi Ziemi, bezcenną wprost mądrość życiową. Krucha, filigranowa jak gałązka – jednocześnie mocna adamantową siłą i spiżową wiarą.
„(…) – Żyję w permanentnej gonitwie. Chyba nie potrafię inaczej. Jak to kiedyś powiedziała o mnie Agnieszka Osiecka: “Błaszczyk, ta nasza nerwica życia”. Zawsze wiedziałam, że praca jest podstawą bytu. Że trzeba coś robić, by nie zwariować. Gdy byłam małą dziewczynką, bardzo podobał mi się Ernest Hemingway. I wydawało mi się, że jestem dużym mężczyzną, który pije dużo whisky i bardzo dużo robi. Hemingwayem nie jestem, ale mocuję się i zmagam.(…)” *
Piszą dla niej najlepsi, najwięksi, sięga po teksty klasyków poezji – ale, Bożeż Mój, tak jak ona interpretuje niewielu; nieliczni tworzą z piosenek mały teatr, jak mawiała niezapomniana Barbara Podmiotko! Od pierwszego dźwięku „Podróżowałam” (po ostatnią sekundę „Głowy jak walizka”Jacka Kleyffa) spięłam się jak przyczajone ciekawskie zwierzątko, kuliłam w sobie, zamierałam w ciszy i zachwycie (takie coś to jak na mnie ewenement na skalę galaktyczną!), ocierałam łzy emocji z policzków, cichuteńko przytupywałam do rytmu, rechotałam rozbawiona scenicznym żartem lub sytuacją…! Nie byłam bynajmniej jedyna, o nie; cała widownia zgromadzona w Sali Widowiskowej zgodnie bawiła się cudownie, braw nie szczędziła, choć nie puszczała mimo uszu wiedzy, refleksji, przesłań płynących ze sceny. Magiczne momenty to te, w których na scenie do Matki Ewy dołączała Córka Marianna. Lubo śpiewała sama; przejmującego wykonania „Cicho, cichuteńko” naprawdę nie jestem w stanie zapomnieć, tym lepiej zresztą – dla takich chwil bywa się w teatrze! Czy ogłoszenia ze sceny przez Maestrę naprawdę z wielką radością zwycięstwa nad Szwajcarami. Prócz Ewy Błaszczyk i Marianny Janczarskiej „ojcami sukcesu” byli także (chwilami nawet przede wszystkim!) trzej mistrzowie swoich instrumentów. Ktokolwiek chociaż raz w życiu słyszał brzmienie gitary Andrzeja „e-moll” Kowalczyka. zakocha się w owym dozgonnie, rozpozna i doceni już zawsze. Saksofony Sebastiana „Felka” Feliciaka” kłóciły się, dialogowały, pyskowały, kwiliły, lirycznie łkały; wciąż bardziej zachwycając, jak to tylko one potrafią, gdy znajdą się pod palcami i we władzy Saksofonisty z Duszą. Marcin Partyka dopełniał tych muzycznych guseł i czarów, ujarzmiając wielkie sceniczne czarne zwierzę najeżone białymi klawiszami. Ryczące czasem bardzo fortissimo, szepczące i kwilące chwilami pianissimo – ale zawsze zachwycające dzięki duszy, sercu i wrażliwości pianisty. Zapomniałabym: była jeszcze Pani Kamera: niewidoczna, niepozorna, choć niezastąpiona archiwistka tego cudnego popołudnia. Elektroniczna kronikarka Piękna zaklętego w ludzkim Głosie i emocji spowitych w empatię i antycypację.
Niezwykła białostocka Dziwożona o czarnym bluesowym głosie…
Elementarna Przyzwoitość i Szacunek do widza czyli pojęcie Etosu Aktorskiego wedle…
*https://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/165595.html
AUTOREM ZDJĘĆ W POŚCIE ( PRÓCZ PIERWSZYCH DWÓCH – ARCHIWUM EWY BŁASZCZYK) JEST MACIEJ RUKASZ