„Empuzjon” nudnawy

„Empuzjon” nudnawy – O przewidywalnej i nudnawej premierze „Empuzjonu” w reżyserii Roberta Talarczyka w Teatrze Śląskim w Katowicach.

Na scenie bywa zbyt sztucznie, momentami nudnawo, a zamierzona (chyba) komiczność nie wybrzmiewa. Poza tym magiczne sztuczki wplecione w akcję, które być może miały śmieszyć, a być może straszyć, wypadają kiepsko, tanio, i nieśmiesznie. “Empuzjon” niczym nie zaskakuje.

 

Jeżeli nawet Gazeta Wyborcza, która przecież jest zbrojnym ramieniem Mafii Teatralnej, której Talarczyk od lat się podlizuje, używa tak ostrych sformułowań, to naprawdę ta premiera musiała być niezłą katastrofą.

 

 

 

„Empuzjon” nudnawy

 

 

 

 

„Empuzjon” nudnawy

Świat jest zamazany. Po premierze „Empuzjonu” w Teatrze Śląskim w Katowicach
„Empuzjon” na podstawie powieści Olgi Tokarczuk reż. Roberta Talarczyka w Teatrze Śląskim w Katowicach. Pisze Marta Odziomek w „Gazecie Wyborczej – Katowice”.

 

„Empuzjon” w reżyserii Roberta Talarczyka jest teatralną opowieścią grozy o sile pochodzącej z żeńskiej części świata, tkwiącej w przyrodzie. Historią, w której zakwestionowane zostają racjonalność oraz uporządkowanie i jednolite spojrzenie na rzeczywistość. Wizja twórców spójna jest z wizją zamkniętą w powieści Olgi Tokarczuk, choć miejscami na scenie bywa zbyt sztucznie, momentami nudnawo, a zamierzona (chyba) komiczność nie wybrzmiewa.

 

Sceniczny Görbersdorf, w którym dzieją się rzeczy dziwne i dotąd niewyjaśnione, rozpięty jest między baśniowością a horrorem. Baśniowe jest tu zielonkawe światło, które przesącza się na podium niczym promienie słońca przez liście drzew w lesie. Oświetla m.in. majestatyczny omszały kamień otoczony czymś na kształt studni, usytuowany na samym środku sceny – być może jest to posąg matki przyrody, milcząca obecność kobiecego pierwiastka w męskim świecie, ale i znak, że wszystko jest biologią, nawet zapominający o tym ludzie, a więc skończą martwi. Kojąco działają także zmieniające się od czasu do czasu widoki zza wielkich okien pensjonatu, do którego leczyć się przyjechał Mieczysław Wojnicz. Choć być może wywołują też poczucie lęku i obcości.

 

Horror z kolei ewokuje scena samobójstwa Klary, żony gospodarza, oraz jej powroty zza światów (jak również to, że jej cielesna powłoka obecna jest cały czas na katafalku z boku sceny), sny bądź halucynacje kuracjuszy przytrafiające się im po grzybowej nalewce, w których natknąć się można na wędrującą głowę bez ciała czy kompana z za bardzo przemieszczonym względem nóg tułowiem. Nie mówiąc o finale, w którym złowieszcze Empuzy dochodzą do głosu. Sceniczny niepokój wzmacniają nieprzyjemne odgłosy dochodzące nie wiadomo skąd oraz muzyka autorstwa Wojciecha Kilara.

 

Muzyka związanego z Katowicami nieżyjącego już kompozytora (w opracowaniu Adama Wesołowskiego) świetnie ilustruje ów czyhający na bohaterów horror, choć ma za zadanie podkreślić także lżejsze sielankowe fragmenty tej opowieści grozy. Ryzykowny wybór, ale można powiedzieć po premierze, że trafny. Nie wiem, czy to samo można powiedzieć o magicznych sztuczkach wplecionych w akcję, które być może miały śmieszyć, a być może straszyć – raczej nie można, bo wypadają kiepsko, tanio, nieśmiesznie.

 

“Empuzjon” w Teatrze Śląskim

Teatralna adaptacja jest, siłą rzeczy, mocno skrótowa, choć i tak moim zdaniem udało się zmieścić w niej wyjątkowo wiele. Z długich rozmów gości, rozlewających się po stronach książki autorzy (Robert Talarczyk i Miłosz Markiewicz) zbudowali kilka zgrabnych scen, w których rozprawia się o kobietach jako o gorszym gatunku ludzi (mają np. inne mózgi). Podskórnie jednak się ich ci faceci obawiają, co udało się w tej inscenizacji przemycić reżyserowi (mowa np. o modliszkach, o tym, że kobiety destabilizują porządek, że bywają “wiedźmami”, a te przecież mają moce).

 

Starający się pokonać gruźlicę panowie rozrabiają (dyskutują, spacerują, piją) w uzdrowisku, które nie jest do końca bezpieczne. Bohaterowie balansują między ustaloną odgórnie normą a szaleństwem, do którego pcha ich nuda panująca w mieścinie, obawa przed śmiercią, którą może przynieść nieleczona tuberculosis, oraz strach przed corocznymi, listopadowymi morderstwami – dotąd niewyjaśnionymi. Gdyby nie to, można by rzec, że owi dandysi znajdują się w raju…

 

Wygląd tego towarzystwa jest dość osobliwy – rozczochrani kuracjusze odziani są w garnituro-pidżamy, niektórzy straszą też trupio bladymi twarzami i wykonują serie dziwnych ruchów – od skradania się na palcach po konwulsyjny, opętańczy taniec. Opitz, właściciel pensjonatu, w którym goszczą, jest z kolei jak wyjęty z dawnej powieści gotyckiej nieprzystępny hrabia (posągowy, nieprzenikniony Marcin Gaweł). Pewną dozę lekkości wprowadza beztroski Rajmund, który “godo” po śląsku (zabawny Jakub Fret), i zdystansowany, doświadczony doktor (charakterny Wiesław Sławik), zaś od wszystkich dystansuje się nowo przybyły Mieczysław, nierozstający się ze swoim garniturem, kamizelką i ozdobną koszulą (co jest oczywiście pochodną jego “problemu” z własnym ciałem).

 

Koprodukcja trzech teatrów

Mieczysława Wojnicza, który skrywa swoje prawdziwe “ja”, gra w spektaklu Michał Piotrowski – aktor idealnie wpisuje się w podwójność bohatera zarówno swoją filigranową fizycznością, jak i delikatnością, którą stara się wyrazić poprzez pozy i ruchy ciała, spojrzenia, grymasy twarzy. Skrytość, kruchość, pełne obaw zdystansowanie i wreszcie odwaga, by dokonać transformacji – to Mieczysław przemyślanie skonstruowany przez Piotrowskiego.

 

Świetną rolą popisał się Mateusz Znaniecki, który miał za zadanie wykreować postać kobiety (reżyser świadomie zrezygnował z kobiet w obsadzie). Wpierw jest żywą Klarą, potem zmarłą Klarą (lub też po prostu gronem zmarłych kobiet, źle traktowanych przez zmaskulinizowany świat), a następnie Empuzą, ucharakteryzowaną trochę na drag queen. Aktor – w kostiumie tancerki z kabaretu z początku XX stulecia – znakomicie oddaje mściwego ducha kobiecości, choć nie brak też w jego roli parodii niewieściego świata.

 

W pamięci po spektaklu zostają też kreacje: Krzysztofa Strużyckiego jako pogubionego Augusta z melonikiem i laseczką, Dariusza Maja, który gra nieco zwariowanego Fromma, oraz Mateusza Smolińskiego w roli Thila – umęczonego, niespokojnego, oczekującego podświadomie na śmierć człowieka. Ciekawa jest także niewielka rola Artura Święsa jako ojca Mieczysława – na scenie “zjawia się” niczym duch (z) przeszłości.

 

Przejmująco wypada ostatni akord “Empuzjonu”, w którym dochodzi do spotkania Wojnicza i Hansa Castorpa – bohatera “Czarodziejskiej góry” Tomasza Manna, książki, która w jakiś sposób pobrzmiewa również w tej powieści Olgi Tokarczuk. Przemieniony Wojnicz opatruje rannego Hansa – nastała bowiem wielka wojna, w której ten drugi walczy. Obu połączyła choroba i wyjazdy do sanatorium. Spotykają się odmienieni, u progu nowego świata, który wciąż toczy rak przemocy.

 

Ta i inne sceny (o kobietach, o nie-mężczyznach, o strachu przed nienazwanym) rymują się ze współczesnością – być może my, widzowie też znajdujemy się u progu innego, oby lepszego świata, w którym każdy człowiek i każdy naród będzie równy…

 

Premiera według Olgi Tokarczuk

Całość składa się na prawie dwugodzinną, filozoficzną opowieść o tym, że nie powinniśmy ufać racjonalności, że każdy widzi świat po swojemu i że niekoniecznie jest on czarno-biały. Wręcz przeciwnie – mnóstwo w nim niejasności, nieokreśloności, zamazania. To świat inny od tego pojmowanego rozumowo, bo mniej swojski, bardziej zagmatwany. Ale być może warto spróbować przypasować te nazwy do dzisiejszej rzeczywistości i ją nieco przemeblować, aby znalazło się w niej miejsce dla tego, czego nie można skategoryzować i co wciąż fluktuuje?

 

Momentami jednak spektaklowi brakuje tempa, oniryczny nastrój zbyt rzadko bywa przerywany, przykładowo scenami “jak z horroru”. Brakowało mi tu dynamiczniejszych sytuacji, które na chwilę rozwiałyby senność panującą w tym wymyślonym Görbersdorfie.

 

“Empuzjon” (wyprodukowany przez Teatr Śląski, Teatr Studio i Instytut Grotowskiego) podobny jest w swej estetyce i konstrukcji do poprzednich, wieloobsadowych realizacji Roberta Talarczyka (“Dracha”, “Himalajów”, “Pokory”). Być może dlatego, że reżyser często zaprasza do pracy to same grono współpracowników (np. m.in. Katarzynę Borkowską od scenografii i świateł i Kayę Kołodziejczyk od choreografii), być może po prostu dlatego, że przyjął taki modus operandi. Ale może pora już porzucić swój styl i wkroczyć na mniej znane tereny własnej wyobraźni?

 

Idąc na ten spektakl, mniej więcej wiedziałam, czego się spodziewać (przeczytawszy książkę, obejrzawszy kilka zdjęć z próby, porozmawiawszy z reżyserem), i nie zawiodłam się, ale też nic mnie w tym teatralnym “Empuzjonie” nie zaskoczyło. A chciałabym, żeby tak się stało.

 

Marta Odziomek

 

https://e-teatr.pl/swiat-jest-zamazany-po-premierze-empuzjonu-w-teatrze-slaskim-w-katowicach-37178


#Teatr #Empuzjon #OlgaTokarczuk #RobertTalarczyk #TeatrŚląski #Śląsk #Katowice