Dramatycznie żenujący Chaplin Rubina

Dramatycznie żenujący Chaplin Rubina – Fenomenalna recenzja pod względem analizy i przenikliwości przedstawienia w Teatrze Żydowskim.

Nareszcie znalazł się ktoś, kto używa własnego mózgu wśród recenzentów i słusznie miażdży dramatycznie żenujący spektakl, promowanego przez spółdzielnię teatralną, kompletnego beztalencia, Wiktora Rubina.

 

Chciałbym przy tej okazji zauważyć, że wpisuje się to w totalny upadek Teatru Żydowskiego, którego dyrektorka Gołda Tencer, w imię pozostanie na stołku, zaprzedała duszę diabłu i od kilku lat realizuje politykę repertuarową “nowego teatru”, co spowodowało, że Teatr Żydowski całkowicie zatracił swoją odrębność oraz wyjątkowy charakter i powinien stracić prawo do używania tej zobowiązującej nazwy.

 

 

 

Dramatycznie żenujący Chaplin Rubina

 

 

 

 

Dramatycznie żenujący Chaplin Rubina

Czy warto być w Polsce Żydem?

“Chaplin” Jolanty Janiczak w reż. Wiktora Rubina w Teatrze Żydowskim w Warszawie. Pisze Magdalena Hierowska w Teatrze dla Wszystkich.

 

Spektakl „Chaplin” w reżyserii Wiktora Rubina to nieudolna zbieranina poszarpanych wątków sklejonych w niekompletną formę ukazującą jednostronność interpretacyjną, na którą na pewno nie zasłużyła żadna społeczność, a tym bardziej  żydowska.

 

Widz tego spektaklu został kompletnie pominięty i pozbawiony jakichkolwiek doznań estetycznych. W zamian dostał tandetny obraz upokarzających sugestii i przekonań całkowicie niweczących piękno kultury i sztuki tworzonej przez wielu znamienitych artystów pochodzenia żydowskiego.

 

Scenariusz Jolanty Janiczak, obezwładniający chaotyczną narracją przekazywanych treści, to niefortunny obraz sklecony w stylistyce festyniarskiej awangardy, balansujący na obrazoburczych doniesieniach i spiskowej teorii dziejów. Historia tytułowego bohatera spektaklu na scenie Teatru Żydowskiego oprawiona została jarmarcznymi środkami wyrazu, pełnymi fałszywych śpiewów, rytmizacji i pokazana w dramatycznie żenującym krzywym zwierciadle człowieczeństwa.

 

W ten sposób powaga zaistniałych problemów, obarczających winą główną postać, została zdegradowana do poziomu wymownej plątaniny bezsensownych i nieudolnie połączonych scen. Aktorzy zamiast próby szczerej identyfikacji z powagą określonej sytuacji dramatycznej stali się karykaturą samych siebie w nieudolnym podążaniu za niezrozumiałą konwencją melorecytacji.

 

Jak można ikonę filmu przedstawić jako sodomitę, komunistę i masona, nie dając jakiegokolwiek oddechu na inność spostrzeżeń i interpretacji, co gorsza przyrównując historię amerykańskiego antysemityzmu do obecnej sytuacji w Polsce. Równocześnie roztrząsanie tego typu zależności „Żyd, czy nie Żyd” w odbiorze może tylko potęgować uczucie zniesmaczenia, ponieważ dla świadomego odbiorcy taki poziom narracji nie ma żadnego znaczenia.

 

Szkoda, że bogata twórczość Charliego Chaplina, poprzez wpływ na środowiska filmowe na całym świecie zasługująca na wyrazy szacunku i uznania, w tym spektaklu stała się jedynie pretekstem do uprawiania brutalnych malwersacji i prostacką próbą udowodnienia nienawiści wobec wspaniałej i wyjątkowej działalności artystów pochodzenia żydowskiego.

 

W przypadku artysty takiego formatu jak Charlie Chaplin roztrząsanie jego pochodzenia w tak naiwny i przepełniony nienawiścią sposób nie wywoła prawdopodobnie oczekiwanej sensacji, tylko dramatyczne uczucie rozżalenia i straty czasu. Niedoprecyzowanie środków wyrazu scenicznego jest rodem z pochodów nieświadomych powagi sytuacji potomków ustroju służalczości wobec narzuconego prawa.

 

Wnikliwy obserwator tego spektaklu mógłby poszukiwać intelektualnego sposobu interpretacji nawet w tej przewidywalnej i mało zaskakującej konwencji polegającej na obraźliwym traktowaniu genialnego artysty. Jednakże po kolejnych  współczesnych obrazkach ukazujących na projekcjach najpierw otwartą lodówkę przy wtórze przyśpiewki „Koszer Dream”, potem rejestrację pół świadomych wypowiedzi warszawskich pijaczków spod Pałacu Kultury mówiących, że: „Światem rządzi kurwa i pieniądz, a tym wszystkim rządzi Żyd”, można pozbawić się złudzeń jakiejkolwiek przyzwoitości. Takie galopowanie pomiędzy stanem faktycznym, a iluzorycznym obrazem tworzonym na potrzeby wywołania poczucia winy, nie może przynieść dobrych rezultatów, ponieważ każdy widz potrafi dostrzec, że oglądał fragmenty nieświadomego życia, w którym wypowiedzi nigdy nie będą stanem faktycznym i godnym oceniania.

 

Podobno według zasad ekonomii jeśli jest popyt to musi być i podaż. Jednakże teatr to nie miejsce na produkcje „towarów czekoladopodobnych”, tylko przestrzeń, w której można dostrzec prawdę o człowieku jako istocie myślącej i czującej, a także świadomej swojej egzystencji. To dzięki wrażliwej obserwacji teatralnej iluzji realnego życia uczymy się postrzegać więcej w wielobarwnych odcieniach prawdziwego teatru.

 

Niestety, w tej realizacji nie ma miejsca na rozwagę i racjonalne ujęcie problemu, a pseudo widowiskowość i nieopracowany należycie materiał biograficzny sprawia, że spektakl staje się również opowieścią o uczestnikach nierozumnego życia, braku namysłu i jakiejkolwiek świadomości historycznej.

 

Czy warto być w Polsce Żydem? – wielokrotnie w tym spektaklu rozpatruje się to pytanie… Odpowiedzią może być stwierdzenie, że warto być człowiekiem pozbawionym potrzeby oceniania innych przez pryzmat egoistycznych współzależności i oczekiwań.

 

Magdalena Hierowska

 

https://e-teatr.pl/czy-warto-byc-w-polsce-zydem-17405?fbclid=IwAR0pDK0I8IKfKsMWqMudLaBb712D_e0F2YTW_EaGEmyx-OVoVxUwIXQTqPQ


#Teatr