Boże Narodzenie z przeszłości

Boże Narodzenie z przeszłości – Wojtek Maryański przepięknie wspomina Boże Narodzenie swojego dzieciństwa, kiedy wszystko było lepsze, niż dziś.

“Czułem wtedy, że Bóg istnieje. Dziś tę niezachwianą pewność straciłem.” pisze Wojtek Maryański wspominając Boże Narodzenie swojego dzieciństwa.

Boże Narodzenie z przeszłości

Szkice inowrocławskie

Wigilia

Boże Narodzenie na Wilkońskiego. Rok, dowolnie wybrany. Może 1958. Może 1961. Tym razem Wigilia wypada w Ino u Dziadków Kowalewskich. 
Mam kilka lat i jako znak firmowy, ciągle lekko melancholijny wzrok. Zimno. Prawdziwy śnieg. W olbrzymim mieszkaniu dziadków stoi wielka choinka. Zapach świerku przekrada się do wszystkich pięciu pokoi.

W klatce nad stołem kanarkowy kanarek. Przyjaciel mojego Dziadka. Często ucinają sobie pogawędki. Dziadek otwiera klatkę i kanarek szaleje po mieszkaniu, by po kilkunastu minutach wrócić do domu.

Wigilia w Ino, to dzień zaczarowany.

Mógłbym powiedzieć magiczny, ale to nadużywane dziś słowo chyba straciło swą pierwotną siłę i znaczenie.

Pozostańmy więc przy zaczarowaniu.

Wigilia, to był dzień ruchu, krzątaniny, krojenia jarzyn, gotowania w kłębach pary, sprawdzania czy galareta na półmisku z karpiem stanęła. I czy wszystko jest należycie doprawione.

Z Elżbietą nie mieliśmy specjalnych obowiązków, poza wyprowadzeniem na spacer Gapusia i czynnym asystowaniu Tamtimowi przy ubieraniu choinki.

W tamten grudniowy czas tak się działo, że śniegu nigdy nie brakowało. Zawsze zjawiał się punktualnie, jak przedwojenny pociąg do Lwowa. ( to sformułowanie Mamy )

Śnieg. Brewerie nurkującego w nim Gapusia. Biały obrus na rozsuwanym stole. Choinka od ziemi do sufitu, pełna kolorowych bombek o wymyślnych kształtach, ptaszków, rybek, cukierków czy klejonych z Tamtimem papierowych łańcuchów. Bieganie z siostrą po olbrzymim mieszkaniu, by zobaczyć czy już zaświeciła się pierwsza gwiazdka i przyfrunął Aniołek / do nas przylatywał Aniołek/ z prezentami.

To wszystko czyniło w mojej wyobraźni i dobrej pamięci Inowrocław i mieszkanie Dziadków najpiękniejszym i najbardziej bezpiecznym miejscem na Ziemi.

I takim pozostanie, choćby się waliło paliło. Mój Tato i Ciocia Masia pracowali, więc przyjeżdżali w ostatniej chwili. Od ich przyjazdu był uzależniony początek Wigilii.

Łamanie się opłatkiem z Najukochańszymi.

Mama, Tata, Elżbieta, ciocia Masia, babcia Katarzyna, dziadek Mieczysław, pies Gapuś. Kolędy. Tamtim /tak nazywaliśmy z siostrą dziadka/ tenorem śpiewa swoją ulubioną kolędę „W dzień Bożego Narodzenia„ . To taka jasna, optymistyczna żywa kolęda ze zwierzętami. Do dziś ją lubię.

Po kolacji Tato mój z Mamą zapalali świeczki w niewielkich lichtarzykach, tak misternie ułożonych na gałęziach, by od ich płomienia nie zajęła się lameta zwana anielskimi włosami.

Potem pogoń Elżbiety i moja, by wreszcie zdybać Aniołka przynoszącego paczuszki z prezentami. Nigdy się nam to nie udało. Zawsze wpadaliśmy o kilka sekund za późno. Uchylone okno i falująca od podmuchów wiatru firanka.

Aniołka ani śladu a prezenty pod choinką już czekały…

Wieczorem w dzień Wigilii zawsze robiłem się wcześnie śpiący. Tak mi pozostało do dziś. Pierwszy kładłem się do łóżka. Leżałem w ciemności i powoli odpływałem. Z drugiego pokoju jakieś urywane słowa, krótki jasny śmiech Mamy. Gapuś cicho poszczekuje. Najpiękniejszy dzień i wieczór w roku.

Wszystko, co ważne, w atmosferze życzliwości. Lubiliśmy być ze sobą.
Do tego w Inowrocławiu, mieście tak pięknym, że aż niemożliwym.

Czułem wtedy, że Bóg istnieje. Dziś tę niezachwianą pewność straciłem.

Może upływający czas…

Może przyglądanie się światu….

Może wiedza i racjonalność…

W każdym razie tak jest. Ale było pięknie, śnieżnie, aniołkowo, choinkowo, babciowo i dziadkowo.

Warszawa 22 grudnia 2018. Po deszczowej nocy.

Wojtek Maryański

https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=1068146763357626&id=100004869375099


#BozeNarodzenie