“Boa”, efekciarstwo bez żadnej mocy

“Boa”, efekciarstwo bez żadnej mocy – Stary Teatr w Krakowie kontynuuje swoją złą passę następnym nic nieznaczącym przedstawieniem. 

Jakie to smutne, że Stary Teatr, pod wodzą dwóch figurantów, stacza się w kompletny niebyt. Dzwonią do mnie ludzie z Krakowa i żalą się, że oprócz KTO i STU, nie ma już w teatralnym Krakowie dokąd pójść, a Stary Teatr został przez panów Raźniaka i Bukowskiego, prawie całkowicie wymazany z teatralnej mapy Krakowa. Udała im się nie lada sztuka, aby nie wypuścić za swojej wiekopomnej dyrektury ani jednego wartościowego przedstawienia. Spektakl “Boa” tylko potwierdza ten fakt.

 

 

 

"Boa", efekciarstwo bez żadnej mocy

 

 

 

 

“Boa”, efekciarstwo bez żadnej mocy

Sceniczne wytwarzanie zmysłów
„Boa” w reż. Pawła Sakowicza w Narodowym Starym Teatrze im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie. Pisze Joanna Targoń w „Gazecie Wyborczej – Kraków” online.

 

Wbrew tytułowi na scenie nie pojawia się boa – w żadnym znaczeniu tego słowa. Nikt nie zarzuca na szyję pierzastego szala, węża boa też nie ma. Chyba że boa skojarzy się nam z wężowymi ruchami aktorów i ich hipnotyzującymi spojrzeniami. Ale może, nie musi.

 

Na początku jest duża biała scena – pusta, w głębi tylko biały okrągły podeścik, na nim torebeczka w kształcie motyla, z boków jakieś zastawki. Coś jednak się dzieje, coś tańczy: plamy światła przesuwają się dyskretnie po białej podłodze. Gdy wreszcie na scenie pojawią się aktorzy, nie ruszają do tańca, to znaczy nie wykonują układów tanecznych, choreografii czy czegoś podobnego, czego można by oczekiwać po zapowiedzi: „Pierwszy spektakl choreograficzny w Starym Teatrze”.

 

Aktorzy świadomi swoich ciał

Ale spektakl taneczny we współczesnym rozumieniu to przecież niekoniecznie układ choreograficzny. Zwłaszcza że biorą w nim udział aktorzy, nie tancerze. Aktorzy świadomi swych ciał, świadomi też własnej kondycji – nie tyle w sensie kondycji fizycznej, ile tego, kim są. Są aktorami, osobami wprawnymi w wytwarzaniu emocji. Co widzimy i słyszymy w sekwencji, kiedy Magda Grąziowska powtarza swoją kwestię, na żądanie Katarzyny Krzanowskiej zmieniając przekonująco jej tonację, cel i styl. To, co mówi, jest w sumie nieważne – to jakiś fragment scenariusza, bo na chwilę sytuacja sceniczna się stabilizuje i oglądamy casting prowadzony przez Krzanowską. Ale ważniejsze jest pokazanie, jak można przekonująco manewrować głosem, ciałem, twarzą, tworząc na chwilę postać, klimat i sytuację. Pokazują to – poza wspomnianymi – Ewa Kaim, Radosław Krzyżowski, Aleksandra Nowosadko, Przemysław Przestrzelski, Łukasz Szczepanowski.

 

W tym niedługim, trwającym nieco ponad godzinę spektaklu, nie ma fabuły, są tematy, nie ma postaci, choć aktorzy przecież swoją indywidualnością, ciałami, sposobem ruchu i zachowaniem tworzą jakieś charaktery. Na początku są zaczepni (z pewną dawką agresji) i uwodzicielscy: patrzą nam w oczy, wprawiają w ruch biodra (każdy inaczej), układają się i ustawiają w mniej lub bardziej malownicze pozy. Trochę to na serio, trochę dla zabawy. Zmysłowość w ten sposób wytworzona rozwija się, przybiera coraz bardziej rozbuchane formy, choć nie ma w tym dowolności, raczej zdyscyplinowanie. Powtarzanie sekwencji i ich długie trwanie odbiera im realizm, rodzajowość i celowość – kręcenie biodrami, rytmiczny rozkołysany marsz, rodzaj pompek, w których ciało przesuwa się po podłodze – są owszem zmysłowe, ale po dłuższej chwili stają się abstrakcyjne; nie mają nas uwodzić, ale pokazać wytwarzanie uwodzenia, przyciąganie spojrzeń i odpowiedź na nie.

 

Biodra w ruchu

Przyjemnie się to ogląda, ale tak wytworzona przestrzeń do namysłu nad aktorstwem, ruchem i znaczeniami z nich wypływającymi stopniowo traci moc. Zmierzamy w stronę dość oczywistych rozwiązań, sygnalizowanych hiszpańskojęzycznymi napisami wyświetlanymi przez cały spektakl na tylnej ścianie sceny. Skoro te biodra w ruchu i zmysłowość, to tańce latynoamerykańskie i ten krąg kulturowy. I rzeczywiście: Magda Grąziowska pięknie śpiewa hiszpańską tęskną piosenkę, a na koniec wszyscy aktorzy tańczą mambo. Już bez ambicji rozebrania tańca na czynniki pierwsze, ale po to, żeby było efektownie. Szkoda.

 

Joanna Targoń

 

https://e-teatr.pl/sceniczne-wytwarzanie-zmyslow-41914


#Teatr #StaryTeatr