Auschwitz, numer 96745

Auschwitz, numer 96745 – to następny odcinek wstrząsającego tekstu Bogdana Wasztyla z cyklu “Labiryntów Auschwitz”, który publikuję na moim blogu.

Pod koniec stycznia 1943 roku, Stefan ląduje w Auschwitz. Dostaje numer 96745

 

 

 

Auschwitz, numer 96745

 

 

 

 

Auschwitz, numer 96745

Dzieciństwo? Pamięta nędzę i głód. Mozolne uprawianie hektara rodzicielskiego piachu w Pietrzakach pod Lublińcem. Ze wszystkich istot (matka, ojciec i sześcioro rodzeństwa) w domu najważniejszy był… koń.

 

Młodość? Okupacja. Ciężka praca w fabryce zbrojeniowej w Herbach i agitowanie innych pracowników, Polaków, by nie wysilali się tak dla III Rzeszy. Ktoś na niego donosi gestapo, ale też ktoś ostrzega o planowanej wywózce do obozu koncentracyjnego. Ucieczka: Lipsk, Lubliniec, Bytom, Kędzierzyn – prawie trzy lata ukrywania się, prowadzenia nielegalnego życia w nieustannym napięciu, strachu. Wreszcie spotkanie ze znajomymi: „U nas w lasach jest już partyzantka. Dostaniesz karabin. Będziesz walczył. Wracaj”. Kontrola pociągu na stacji w Fosowskiem, piwnica opolskiej policji kryminalnej, śledztwo, tortury.

 

Koniec stycznia 1943 roku, Auschwitz. Numer 96745 z trudem uczy się obozowego życia – wykańczająca praca ponad siły, ciągłe poczucie zagrożenia, absolutna niepewność losu. Trafia na dwa miesiące do karnej kompanii w Birkenau. To najgorsze miejsce, z którego wielu już nie wraca. Tu wszystko jest takie samo jak w obozie, ale w o wiele większym natężeniu. Praca najbardziej mordercza z możliwych musi być wykonywana w tempie wręcz nieludzkim, biegiem. Doglądający esesmani – wybuchowi i wrogo nastawieni do więźniów, kapowie i blokowi – najgorsi kryminaliści z sadystycznymi zapędami. Głód, zmęczenie, strach. Nieustanne napięcie, by nie podpaść, nie opaść z sił, nie rozjuszyć oprawców, by dotrwać do nocy i obudzić się rano. Numer 96745 odmraża ręce i nogi. Ale wciąż żyje.

 

Transport do obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen. Praca w fabryce Heinkla, a potem tor przeszkód: kilometry marszu z ciężkim plecakiem po bieżni z piasku, wody i kocich łbów. Tyfus. Amerykańskie bomby. Pospieszna ewakuacja w kierunku Hamburga. Ucieczka, 5 dni bez jedzenia, ukrywania się w lasach. Wreszcie spotkanie z „Ruskimi”.

 

Długi powrót do domu. 39 kilogramów z uszkodzonymi stawami, nękane przez koszmary i gruźlicę, ląduje na łóżku. Od państwa dostaje zapomogę – 1,5 kg pszenicy zamiast 1 kg mąki. 1 kg soli, pół kg cukru i zapałki. W tamtych warunkach powrót do zdrowia zajmuje mu 3 lata.

 

*

 

„Wszyscy zawsze mu przeszkadzają. Chciał z siebie zrobić bohatera Ozimka. Z natury przekorny. Nikt z nim nie wygra.” („Inny”, Głos Odlewnika, 1981)

 

 

 

 

Labirynty Auschwitz

Opowieści non fiction

Józef Szajna, wielki artysta i były więzień niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz, mawiał: Inni nie chcą pamiętać, a ja nie mogę zapomnieć. Mam podobny kłopot z pamięcią. Przez ponad dwadzieścia lat poznawałem świat Auschwitz wysłuchując setek opowieści byłych więźniów tego obozu. Z wieloma z nich się zaprzyjaźniłem, towarzyszyłem im w sytuacjach oficjalnych i nieoficjalnych, podążałem za nimi tymi samymi poplątanymi ścieżkami, którymi wiodło ich życie. Ich życie, ich świat stawały się po części moimi. Aż zaczęli znikać, odchodzić na zawsze…

 

Dziś już nie ma wśród nas żadnego z nich. I nie ma tego ich świata. A ja nie mogę zapomnieć… Podobnie jak Marian Kołodziej, więzień Auschwitz z pierwszego transportu, który do ostatnich dni życia opisywał świat obozu na monumentalnej, wstrząsającej wystawie Labirynty. Klisze Pamięci , którą można oglądać podziemiach kościoła Franciszkanów w Harmężach koło Oświęcimia. To do niej nawiązuje tytuł bloga.

 

Zapraszam do Labiryntów Auschwitz, do świata, którego już nie ma.

https://auschwitzmemento.pl/projekty/


#Auschwitz